Potrzebujemy dzieci. Od zaraz
Treść
Z Leilą Moysich, zwaną w Hamburgu "ratującą dzieci", szefową projektu "Findelbaby", w ramach którego pomaga matkom, które urodziły dzieci, ale z różnych przyczyn nie mogą ich wychować, autorką książki "I w końcu jest życie", rozmawia Waldemar Maszewski
W Niemczech od wielu lat występuje ujemny przyrost naturalny, a mimo to zachowanie wielu ludzi, a także przedstawicieli władz pokazuje, że brakuje przychylności wobec dzieci. Dlaczego tak jest?
- Trudno mi to wyjaśnić, ale prawdą jest, że wszystkim kwestia konieczności posiadania dzieci jest znajoma, ale jednocześnie urzędnicy robią wiele, aby udowodnić, że dużo ważniejsze są inne sprawy niż los naszych dzieci. Politycy co prawda zapewniają nas o prowadzonej przez nich polityce prorodzinnej, sprzyjającej również dzieciom, ale na razie to tylko słowa, a rzeczywistość jest całkiem inna. Kilka dni temu rząd zdecydował o wydaniu kilkuset miliardów euro na ratowanie bogatych banków, a ciągle żałuje pieniędzy na dzieci. Dowodem takiej postawy jest chociażby głośna decyzja hamburskiego sądu, który kazał zamknąć przedszkole w Othmarschen. Środowiska liberalne rozmawiają o eutanazji, aborcji, a umyka prawdziwy problem - jak pomóc dzieciom.
Skąd bierze się ta niechęć wobec dzieci?
- Moim zdaniem, dla wielu ludzi dziecko i jego wychowanie nie pasuje do wyimaginowanego, ale wymarzonego obrazu własnej przyszłości. Zbyt mało ludzi rozumie, że po pierwsze - nasze dzieci to nasza przyszłość, a po drugie - to właśnie ich obecność podnosi wartość naszego życia.
Niemcy niestety ciągle nie rozumieją, że bezwzględnie, i to od zaraz, potrzebują dzieci, także z powodów zagrożeń demograficznych.
Co oznacza bycie rodzicem dla przeciętnego Niemca?
- Niestety, dla większości oznacza to pogorszenie jakości życia. W Niemczech zdecydowanie łatwiej żyje się ludziom i rodzinom bez dzieci, gdyż niestety dziecko bardzo często okazuje się po prostu obciążeniem.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-10-24
Autor: wa