Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Potrzebne, a nawet konieczne

Treść

Dokładnie w styczniu 1909 roku ukazał się pierwszy numer miesięcznika wydawanego przez błogosławionego ks. Ignacego Kłopotowskiego "Kółko Różańcowe". Dzisiaj - po wielu latach trudnej historii - trafia do czytelników w nowoczesnej formie i pod dobrze znanym tytułem "Różaniec".

"W imię Boże rozpoczynamy, Czytelnicy, swą pracę dla Was - pracę, która sercu naszemu drogą jest i miłą" - pisał w pierwszym numerze ks. Kłopotowski. W nowym czasopiśmie czytelnik znalazł szereg artykułów, m.in. o tym, czym jest różaniec, kiedy powstał, rozważania tajemnic różańcowych, a także refleksję "Różaniec skarbem rodziny", porady, jak zorganizować Koło Żywego Różańca, oraz informacje o odpustach. "Pisemko takie było potrzebnem, a nawet koniecznem" - pisał przyszły błogosławiony. Praca wydawnicza ks. Kłopotowskiego sięgała dalej - redagował przecież dziennik "Polak-Katolik", tygodniki: "Posiew" i "Przegląd katolicki", oraz miesięczniki "Wiadomości Archidiecezjalne Warszawskie" i "Głos kapłański".
Od początku istnienia zgromadzenia ojciec założyciel włączył pierwsze loretanki w pracę przy wydawaniu "Kółka Różańcowego", najpierw w drukarni - w zecerni i introligatorni. Kiedy 5 lat przed śmiercią wszystkie czasopisma, które stworzył, wraz z drukarnią i księgarnią oddał na własność Archidiecezji Warszawskiej, sobie i siostrom zostawił "Kółko Różańcowe". - Miesięcznik poświęcony formacji maryjnej i apostolstwu różańca był oczkiem w głowie ojca założyciela. Uważał je za najbardziej pożyteczne pismo - podkreśla s. Jolanta Chodorska, od początku związana z redakcją "Różańca".

Orędownik Różańca
Ksiądz Kłopotowski był wielkim orędownikiem Różańca. - Ogromnie kochał Matkę Bożą i ze wszystkich modlitw najbardziej cenił Różaniec. Uważał, że jest w nim ogromna głębia. Pouczał czytelników, że jest on swoistym katechizmem, zawierającym wszystkie najważniejsze tajemnice wiary, który może czytać i człowiek wykształcony, i człowiek prosty - wyjaśnia s. Jolanta. Gdy zdarzało się, że któraś z sióstr miała dużo pracy i nie mogła odmówić obowiązujących modlitw, to ze wszystkiego ją zwalniał, ale z różańca nigdy. Sam ksiądz Kłopotowski też nigdy nie rozstawał się z koronką różańca. Starsze siostry, które go znały, wspominały, że gdziekolwiek by się nie udawał, po drodze modlił się na różańcu - także idąc do pracy z Pragi przez most Kierbedzia (dzisiejszy most Śląsko-Dąbrowski) na Krakowskie Przedmieście - podkreśla s. Wioletta Ostrowska, od 8 lat zaangażowana w tworzenie "Różańca". Jak dodaje, ojciec założyciel, kiedy posyłał siostry z kolportażem, by rozprowadzały książeczki czy czasopisma, zawsze zalecał, by w drodze wykorzystały czas na modlitwę różańcową.

Trudne losy
"Kółko różańcowe" ukazywało się do wybuchu I wojny światowej w 1914 roku. Następnie zostało wznowione na kilka miesięcy w 1919 r., ponownie zaś zawieszone na czas wojny polsko-bolszewickiej. Trwałe wznowienie pisma nastąpiło w 1922 roku. Po śmierci ks. Kłopotowskiego - w 1931 r. - "Kółko" ukazywało się nieprzerwanie dzięki staraniom sióstr loretanek. Jego druk przerwała II wojna światowa. Ukazał się jeszcze wrześniowy numer, nawet wydrukowano okładkę do październikowego numeru. Podczas bombardowania we wrześniu 1939 r. zostały rozbite dwie maszyny. Zaraz po kapitulacji Warszawy Niemcy zamknęli i opieczętowali drukarnię.
Do wznowienia pisma doszło zaraz po wojnie. W październiku 1945 roku siostry złożyły pierwszy numer ręcznie - linotyp był uszkodzony - każdą pojedynczą czcionkę musiały układać same. W nocie od wydawcy w pierwszym powojennym numerze siostry loretanki napisały: "Jeszcze jesteśmy zasypane i otoczone gruzami, ale zrobiłyśmy, co można, aby już na październik, na miesiąc Matki Bożej Różańcowej, wydać pierwszy numer 'Kółka Różańcowego'. Trudno wyliczyć przeciwności, które trzeba było przezwyciężyć: Matka Najświętsza i dobrzy ludzie dopomogli". Mimo trudnych lat epoki stalinizmu "Kółko Różańcowe" ukazywało się aż do 1953 roku. Kiedy 5 marca zmarł Józef Stalin, siostry odmówiły wydrukowania nekrologu. Władze komunistyczne zakazały wówczas wydawania pisma. Ostatnim numerem, jaki dotarł do rąk czytelników, był numer lutowy. Wydrukowany został jeszcze marcowy, ale nie pozwolono go już rozprowadzić, prawdopodobnie cały nakład został zniszczony.
Przez kolejne 42 lata siostry poświęcały się jedynie drukowaniu książek, ulotek, obrazków, kalendarzy liturgicznych różnych diecezji, miesięczników diecezjalnych. W zgromadzeniu jednak, zwłaszcza wśród sióstr znających osobiście ks. Kłopotowskiego, było ogromne pragnienie, by wznowić druk "Kółka Różańcowego", które było popularnym periodykiem, cenionym przez czytelników. Nieoficjalny nakład pisma dochodził do 100 tys. egzemplarzy. Pismo dostarczało informacji na temat wiary i moralności katolickiej, szczególnie kultu maryjnego, historii i teologii modlitwy różańcowej, hagiografii, liturgii oraz treści biblijnych. Dla sióstr loretanek "Kółko" stanowiło materialny i duchowy testament ojca założyciela. - Siostry bardzo pragnęły wznowienia "Kółka". Wielkim bólem dla sióstr był zakaz jego drukowania - podkreśla s. Andrzeja Biała, od 16 lat dyrektor Wydawnictwa Sióstr Loretanek, dodając, że najważniejszym dziełem apostolskim sióstr miało być właśnie wydawanie prasy katolickiej, inne dzieła były drugorzędne, dlatego tak bardzo siostry zabiegały o to, by doprowadzić do wznowienia naszego pisma. - Apostolstwo przez prasę jest naszym pierwszym zadaniem - wyjaśnia. - Wierzyłyśmy, że kiedy Bóg zechce, "Kółko" zostanie wznowione - podkreśla.

Za pięć dwunasta...
Udało się to dopiero w październiku 1995 roku, po przeniesieniu drukarni do Rembertowa na ul. L. Żeligowskiego. Siostry musiały zorganizować wydawnictwo, redakcję, nauczyć się nowych technologii, druku offsetowego... Gdy po przeniesieniu sytuacja się już trochę ustabilizowała, siostry za wszelką cenę, mimo wielu przeciwności, starały się wznowić pismo. By poszerzyć grono czytelników, zmieniły tytuł na "Różaniec". - Już byłam zniechęcona, ale ktoś mi poradził, by pojechać do Torunia, bo tam ojcowie redemptoryści założyli Radio Maryja i jest tam ojciec, który nam może coś doradzi. Oczywiście chodziło o ojca Tadeusza Rydzyka - wyjaśnia s. Andrzeja. Siostry pojechały więc do Torunia, by poradzić się w tej sprawie. Dyrektor Radia Maryja przyjął je serdecznie. - Opowiadał nam o radiu, o swoich założeniach, by różaniec był w Radiu, ale kiedy zapytałam o czasopismo, to odpowiadał wymijająco. Już na odchodne zapytałam ojca, czy mamy w ogóle zaczynać z tym "Różańcem", czy warto - opowiada s. Andrzeja. - Ojciec Tadeusz Rydzyk odpowiedział: "Pewnie, że wydawać, jeszcze się siostra zastanawia? Tylko o jednym pamiętajcie, to jest sprawa Matki Bożej. Diabeł będzie tak kręcił i jeszcze za pięć dwunasta wam taki numer wykręci, że będziecie myślały, iż się nie pozbieracie, ale nie zniechęcajcie się!". Już wtedy wiedziałam, po co tam przyjechałam - wyznaje s. Andrzeja. Jak podkreślają siostry, słowa ojca Rydzyka się sprawdziły. Pierwszy numer miał być drukowany w sobotę, w dzień Matki Bożej. W piątek cały dom żył radością, że już następnego dnia ruszy druk "Różańca". Około godz. 23.00 w maszynie pękła sprężyna. - Ale Pan Bóg tak wszystko sprawił, że i mechanik się znalazł, a nigdy w sobotę go nie było, i sprężyna się znalazła. I druk się zaczął - przypomina początki s. Andrzeja. Pierwsze 16 tys. egzemplarzy trafiło do parafii, dodrukowano jeszcze 14 tysięcy. Kolejne numery "Różańca" ukazują się nieprzerwanie do dziś.

Każdy numer to wielka radość
Ksiądz dr Andrzej Adamski, od lipca 2004 roku redaktor naczelny "Różańca", pisał pracę doktorską o błogosławionym ks. Kłopotowskim. Jak wyjaśnia, musiał zapoznać się ze wszystkimi wydawanymi przez założyciela pismami, dlatego pracę w redakcji "Różańca" postrzega jako kontynuację dzieła o. Kłopotowskiego. - To było wejście w jego sposób myślenia. Ta świadomość, że to ktoś 100 lat tworzył, że tyle osób było w to zaangażowanych, daje pokorę - wyznaje. Jak podkreśla, wydanie każdego numeru daje wielką radość, choć były i takie, które się zapamiętuje szczególnie. - Takim wyjątkowym numerem był numer majowy w 2005 roku. Jak pamiętamy, 2 kwietnia zmarł Ojciec Święty Jan Paweł II. W tym momencie numer majowy już był przygotowany, zazwyczaj kończymy składanie, korektę około 5. dnia każdego miesiąca. I nagle odszedł Ojciec Święty. Szybka decyzja redakcyjna - i w dużej mierze od nowa w ciągu kilku dni złożyliśmy numer papieski - wspomina ks. Adamski.
Redaktor naczelny "Różańca" zapowiada, że w związku z jubileuszem oprócz uroczystej Eucharystii dziękczynnej, która odbędzie się 10 lutego, zaplanowano także na maj pielgrzymkę czytelników do Loretto, a już niebawem ruszy Muzeum ks. Kłopotowskiego, w którym będzie można zobaczyć maszyny drukarskie oraz maszynę do pisania ks. Kłopotowskiego, jego pióro i inne pamiątki po błogosławionym.

Druk z modlitwą
O wyjątkowości "Różańca" świadczy jeszcze jeden czynnik. Siostry loretanki każdy numer, na każdym etapie jego przygotowywania otaczają modlitwą - zarówno osobistą, jak i wspólnotową. Modlą się też za swoich czytelników. Oczywiście modlą się na różańcu, ale także w intencjach czytelników zamawiają co miesiąc Mszę św. odprawianą w ich kaplicy. W intencji pisma ofiarowują też swoje cierpienia, podejmowane trudy i zmęczenie. - To jest może ta inność tych naszych czasopism - podkreśla s. Andrzeja.

"Różaniec" lokomotywą
Obecnie siostry oprócz "Różańca" wydają także wznowionego "Anioła Stróża" - miesięcznik skierowany do najmłodszych czytelników, i "Sygnały troski" - skierowane do rodziców. Wielkim marzeniem sióstr jest wznowienie "Wieczorów rodzinnych", ale żeby móc drukować wszystkie te pisma, najpierw muszą zakupić nową maszynę drukarską.
Siostry nieodpłatnie ofiarowują egzemplarze szpitalom, więzieniom, przedszkolom, Polakom na Wschodzie. Od kilku miesięcy wychodzi także edycja ukraińska "Różańca", która drukowana jest jeszcze w Polsce. Niebawem ma ruszyć drukarnia loretańska na Ukrainie. - Okazało się, że "Różaniec" jest taką lokomotywą, on powstał pierwszy, i teraz pociąga następne dzieła. To jest taka lokomotywa, która coś w nas wyzwoliła, że ciągle mamy niedosyt, ciągle chcemy czegoś więcej - podkreśla s. Andrzeja.
Maria Popielewicz
"Nasz Dziennik" 2009-02-07

Autor: wa