Potrójna wygrana Romneya?
Treść
Mitt Romney mierzy w potrójne zwycięstwo w prawyborach w Wisconsin, Maryland i Dystrykcie Waszyngton. Były gubernator Massachusetts uważa, że wygrana we wszystkich trzech stanach pozwoli mu znacznie zbliżyć się do zdobycia nominacji Partii Republikańskiej w jesiennych wyborach prezydenckich.
Celem Romneya jest wyeliminowanie z wyścigu swojego głównego kontrkandydata do partyjnej nominacji Ricka Santoruma. Jak do tej pory jednak sondaże nie przewidują jednoznacznego zwycięstwa Romneya. Lider wyścigu prowadzi na razie w Wisconsin i Meryland, lecz jego przewaga nie jest miażdżąca. Santorum, były gubernator Pensylwanii, twierdzi, że nie zamierza wycofywać się z rywalizacji i wierzy w to, iż to on będzie przeciwnikiem Baracka Obamy w wyścigu o fotel w Białym Domu. Obecne prawybory są dla Romneya nadzieją na znaczne odskoczenie od swojego rywala, jeśli chodzi o liczbę głosów elektorskich na konwencję, która wyznaczy partyjnego kandydata do prezydentury. Ma on na koncie 568 głosów spośród 1144 potrzebnych do zapewnienia sobie nominacji.
Tak dużej szansy na zwycięstwo lider republikańskich sondaży nie powinien mieć w przypadku głosowania, które odbędzie się 24 kwietnia w Pensylwanii. Jest to bowiem rodzinny stan jego głównego przeciwnika, w którym Santorum jest bardzo popularny. Rick Santorum zgromadził do tej pory 273 delegatów, zaś pozostali jeszcze w walce Newt Gingrich i Ron Paul odpowiednio 135 i 50.
W ostatnim tygodniu obydwaj najpoważniejsi kandydaci prowadzili intensywną kampanię na środkowym zachodzie. Szczególnie udany start w tym regionie miał Romney, któremu udało się zdobyć poparcie kongresmana z Wisconsin i jednocześnie przewodniczącego komisji budżetowej w Izbie Reprezentantów Paula Ryana. Jednakże Santorum również ma podstawy do optymizmu, gdyż w ostatnich tygodniach znacznie zbliżył się w sondażach do głównego rywala. - Zamierzamy uzyskać dobry rezultat tu, w Wisconsin. Kto wie, może nawet uda nam się zachwiać tabelami - powiedział były gubernator Pensylwanii. W jego ocenie, konserwatyzm społeczny, jaki on reprezentuje, oraz sposób prowadzenia kampanii pozwalają mierzyć się z Romneyem pomimo jego "przytłaczających sum pieniędzy i przytłaczającego wsparcia partyjnego establishmentu". Słowa te nie są wyolbrzymione, bo znajdują potwierdzenie w faktach. Były gubernator Massachusetts wydał już na swoją prawyborczą kampanię ponad 53 miliony USD. Jest to prawie dwukrotnie więcej, niż wydali pozostali kandydaci razem wzięci.
Jednocześnie Romney wydaje się już bardzo pewny swojej pozycji. W swoich ostatnich przemówieniach zupełnie lekceważy konkurentów, rysując siebie jako jedynego realnego przeciwnika Baracka Obamy. W przeddzień prawyborów zaatakował obecnego prezydenta za to, iż jego polityka centralnego sterowania społeczeństwem doprowadziła do "zmiażdżenia snów zwyczajnych Amerykanów". - On bierze swoje polityczne inspiracje ze stolic europejskich - stwierdził. - To wprawdzie nie on doprowadził do recesji, w jakiej się znajdujemy, ale przecież nie potrafi jej pokonać. Nie potrafił także wprowadzić takiego przewrotu, takiej zmiany, jakiej bardzo oczekiwaliśmy, jakiej bardzo chcieliśmy - krytykował Romney Baracka Obamę, odwołując się do jego hasła wyborczego sprzed czterech lat.
Mimo że Romney znacznie wyprzedza swoich republikańskich rywali pod względem zebranych funduszy, to i tak w tej materii pozostaje daleko w tyle za obecnym lokatorem Białego Domu. Podczas gdy na główną kampanię republikański kandydat zgromadził 7,3 mln USD, prezydent dysponuje aż 83 mln USD. Sztab prawicowego kandydata liczy sobie obecnie około 100 pracowników, podczas gdy Obama opłaca ponad 530 osób. Co ciekawe, w ostatnim czasie także sondaże są bardziej przychylne dla głowy państwa. Według badania opinii publicznej instytutu Gallupa, jeśli w wyborach generalnych przeciwnikiem Baracka Obamy byłby Mitt Romney, obecny prezydent mógłby cieszyć się z wyboru na kolejną kadencję.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik Środa, 4 kwietnia 2012, Nr 80 (4315)
Autor: au