Poszli śladem św. Maksymiliana
Treść
Zdjęcie: Arch. Niepokalanowa / -
Pierwsi chrześcijanie bardzo często swą wierność Chrystusowi opłacali daniną krwi. Także wiek XX stał się epoką wielu męczenników. Najbardziej wrogo do religii i wartości chrześcijańskich w minionym stuleciu były nastawione ideologie: komunistyczna i nazistowska. Wśród milionów osób, które stały się ofiarami tych ideologii, dużą grupę stanowili ci, którzy zostali umęczeni i zamordowani z powodu wiary w Jezusa Chrystusa.
Tak jak niegdyś, tak i dzisiaj Kościół ukazuje męczenników wspólnocie wiernych jako wzory świętości i wierności Panu Bogu i Kościołowi. Najpierw Kościół oficjalnie ogłosił i potwierdził tylko najbardziej znane przypadki męczeństwa z czasów hitleryzmu, dokonując kanonizacji i beatyfikacji takich osób jak: św. Maksymilian Kolbe, św. Edyta Stein czy bł. bp Michał Kozal. Jednakże po kilkunastu latach, w roku 1999 została beatyfikowana nowa, duża grupa 108 polskich męczenników ostatniej wojny, wśród których do chwały ołtarzy zostali wyniesieni także franciszkanie – uczniowie i duchowi synowie św. ojca Maksymiliana. W ich życiu widać wyraźnie, że mocy dawania świadectwa i wytrwania aż do końca uczyli się w szkole ojca Kolbego.
Ojciec i nauczyciel
Ojciec Maksymilian Kolbe wymagał od siebie bardzo wiele. Programem jego życia była jak największa świętość, czyli jak najlepsze wypełnienie woli Bożej i wierność Panu Bogu i Jego przykazaniom w każdych okolicznościach, aż do końca. Tego samego wymagał od swoich współbraci, których traktował jak swoich uczniów i duchowe dzieci. Wyraźnym świadectwem bezkompromisowych wymagań, jakie stawiał swoim braciom, są słowa skierowane do nich w wigilię wyjazdu do Niepokalanowa, czyli na puste pole do wsi Teresin, gdzie stał mały barak z kaplicą: „Niepokalanów, do którego za kilka godzin mamy wyjechać, jest to miejsce obrane przez Niepokalaną i przeznaczone wyłącznie na szerzenie Jej czci […]. W tym nowym klasztorze poświęcenie nasze musi być całkowite. Zakonność tam musi kwitnąć w całej pełni, praktykować będziemy przede wszystkim posłuszeństwo. Będzie tam bardzo ubogo, bo wedle ducha św. Franciszka. Dużo będzie pracy, wiele cierpień i wszelkich niewygód […]. Kto by z Was nie czuł się na siłach lub nie miał ochoty tam pójść, niech jeszcze dzisiaj szczerze i otwarcie mi to wyzna, a ja postaram się u Ojca Prowincjała, by pozostawił go tutaj w Grodnie albo przeniósł do innego klasztoru”.
To wymaganie heroicznego poświęcenia ojciec Kolbe stawiał najpierw sam sobie. Dostrzegamy to już w jego regulaminie duchowym jeszcze z czasów kleryckich. Co więcej, już od bardzo wczesnych lat życia zakonnego marzył o tym, aby swą miłość do Pana Jezusa i Matki Bożej Niepokalanej wyrazić w sposób najpełniejszy, tzn. oddając życie za Chrystusa, tak jak Zbawiciel oddał życie za nas. Wyrazem tego są jego „umowy duchowe” z kolegami z Collegium Seraphicum, w których jest mowa o wzajemnej modlitwie za siebie o łaskę męczeństwa. To pragnienie potwierdza fakt, że drugą Mszę Świętą, jaką odprawił w życiu, sprawował w intencji: „o łaskę apostolatu i męczeństwa dla siebie i dla braci z Kolegium”.
Tę tęsknotę za męczeństwem przekazywał też swoim braciom. Mówiąc o pragnieniu męczeństwa, jakie miał w sobie św. Antoni z Padwy, ojciec Maksymilian wołał do braci: „Czy naszym ideałem nie jest przelanie krwi dla Chrystusa? Jeżeli nie jednorazowo – to przez całe życie, przez sumienne zachowanie Reguły i wykonywanie obowiązków. Wierne życie zakonne jest ustawicznym męczeństwem”.
To wezwanie współbraci do gotowości na męczeństwo, a nawet życzenie męczeństwa ojciec Kolbe skierował do swojej wspólnoty na trzy dni przed wybuchem II wojny światowej, 28 sierpnia 1939 roku. „A więc ten trzeci etap życia – cierpienie… i chyba teraz on mnie się należy… Od kogo, gdzie i jak – Niepokalanej samej wiadomo. Tylko tak po rycersku cierpieć, pracować, umrzeć, ale nie śmiercią zwyczajną – ot, dostać kulką w łeb, by przypieczętować swoją miłość ku Niepokalanej, tak po rycersku przelać krew aż do ostatniej kropli dla przyspieszenia zdobycia całego świata dla Niej. Tego samemu sobie i Wam również życzę. Bo cóż, Drogie Dzieci, wznioślejszego mogę życzyć sobie i Wam?... Nic wznioślejszego nie znam. Gdybym znał, powiedziałbym Wam o tym, ale nie znam!… I sam Pan Jezus mówi: ’Nie ma większej miłości nad tę, aby duszę swą oddać za przyjaciół swoich’ (por J 15,13)”.
To przypominanie braciom o konieczności ofiary z samego siebie, aż po przelanie krwi, było nieustanną treścią nauk i konferencji ojca Maksymiliana. Bardziej niż konferencje przemawiała do braci nadto jego postawa: pełna poświęcenia, ofiary i służby względem bliźnich. Nic więc dziwnego, że dla większości jego duchowych uczniów i synów gotowość na śmierć męczeńską była czymś naturalnym, wręcz czymś upragnionym.
Widzimy więc, że ojciec Maksymilian wychował swoich duchowych synów tak, że męczeństwo było dla nich marzeniem, bo przez nie w sposób najdoskonalszy mogli wyrazić swoją miłość do Chrystusa i Niepokalanej. Nie dziwi więc fakt, że jego współbracia po jego aresztowaniu sami zgłosili się na gestapo, by oddać swoje życie za ojca Kolbego. Nie dziwi też fakt, że ci, którzy zostali aresztowani, wytrwali do końca w wierności Chrystusowi. Do męczeństwa byli bowiem przygotowywani, wychowywani i zachęcani przez św. Maksymiliana każdego dnia.
Męczennicy franciszkańscy
W gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej Jan Paweł II beatyfikował siedmiu franciszkanów (OFMConv). Pięciu z nich żyło i pracowało w Niepokalanowie. Dwóch pozostałych wzrastało w Prowincji Polskiej w okresie jej odradzania się i rozkwitu. A więc także na nich pośrednio miała wpływ świętość i osobowość św. ojca Maksymiliana Kolbego. Oto sylwetki tych, którzy naśladowali ojca Kolbego w wierności Chrystusowi i Niepokalanej aż do końca.
Ojciec Pius Ludwik Bartosik (1909-1941)
Pochodził z Kokanina koło Kalisza. Do zakonu franciszkanów wstąpił w roku 1926. Pracował w Krośnie i w Niepokalanowie, gdzie św. Maksymilian mianował go swoim zastępcą, przewidując jednocześnie na swojego następcę na stanowisku przełożonego klasztoru. Ojciec Bartosik był redaktorem „Rycerza Niepokalanej” (1936-1939), „Rycerzyka Niepokalanej” (1937-1938) i kwartalnika „Miles Immaculatae” (1938-1939). Został aresztowany wraz ze świętym Maksymilianem 17 lutego 1941 roku, a następnie przewieziony na Pawiak i do obozu Auschwitz. Początkowo pracował w komandzie budowlanym, potem z powodu wyczerpania, pobicia, choroby tzw. róży twarzy i bolesnej rany nogi trafił do obozowego szpitala. Tam z największym poświęceniem pomagał fizycznie i duchowo innym chorym. Powtarzał: „Cierpienia tego czasu nie mogą iść w porównaniu z przyszłą chwałą, przyszłym szczęściem u Boga, w Królestwie Niebieskim”. Zmarł 13 grudnia 1941 roku.
Ojciec Antonin Jan Bajewski (1915-1941)
Pochodził z Wilna. Do zakonu franciszkanów wstąpił w roku 1934, a święcenia kapłańskie przyjął w roku 1939. Na pierwszą placówkę został skierowany do Niepokalanowa, gdzie dość szybko św. Maksymilian Kolbe uczynił go swoim drugim zastępcą. Został aresztowany przez gestapo 17 lutego 1941 roku wraz z ojcem Kolbem, a następnie przewieziony na Pawiak i do KL Auschwitz. Już w dniu przybycia do obozu został brutalnie pobity przez esesmanów koronką franciszkańską, którą nosił u boku. Obozowe cierpienia znosił z cierpliwością, często powtarzał: „Z Chrystusem jestem przybity do krzyża”.
Poniósł śmierć męczeńską 8 maja 1941 roku. Umarł ze słowami „Jezus i Maryja” na ustach.
Ojciec Innocenty Józef Guz (1890-1940)
Pochodził ze Lwowa. Do zakonu franciszkanów wstąpił w roku 1908, a w roku 1914 przyjął święcenia kapłańskie. Jako kapłan pracował między innymi w Hanaczowie, Czyżkach, Haliczu, Warszawie, Lwowie i Radomsku. Najdłużej jednak przebywał w Grodnie. Tutaj spotkał się ze św. Maksymilianem Kolbem, który w latach 1922-1927 wydawał w Grodnie „Rycerza Niepokalanej”. W latach 1933-1936 ojciec Guz przebywał w Niepokalanowie, pełniąc funkcję spowiednika braci, wicemagistra kleryków i profesora śpiewu w Małym Seminarium Misyjnym. W roku 1936 został ponownie przeniesiony do Grodna, gdzie zastała go II wojna światowa i okupacja sowiecka. W 1940 roku został aresztowany przez władze sowieckie i osadzony w Grodnie, skąd udało mu się zbiec. Przy przekraczaniu granicy rosyjsko-niemieckiej został ponownie aresztowany, tym razem przez Niemców. Był więziony w Suwałkach i w Działdowie. Stąd został przewieziony do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, gdzie w sposób bestialski zamęczono go 6 czerwca 1940 roku.
„29 maja – zeznał ks. Borowczyk – wszystkich księży i Żydów złączono razem i przez tydzień ćwiczono w nieludzki sposób. O. Innocenty cały był potłuczony, noga mu spuchła i kiedy blok nasz 6 czerwca wyruszył do pracy, nie mógł nadążyć za innymi, dlatego wyłączono go z szeregu i z ks. Czapczykiem z Warszawy zbito, skopano i z placu do bloku pędzono w podskokach w kuczki. Tam izbowy (…) Fritz zabrał ich do umywalni i zalewał zimną wodą. W pewnym momencie zanurzył kapłana w wannie z wodą, włożył mu do ust gumowy wąż z płynącą wodą i w ten sposób zamęczył”. Tuż przed śmiercią o. Innocenty powiedział: „Ja już odchodzę do Niepokalanej, a ty pozostań i rób swoje”.
Brat Bonifacy Piotr Żukowski (1913-1942)
Pochodził z zaścianku Baran-Rapa koło Niemenczyna na Wileńszczyźnie. Do zakonu franciszkańskiego wstąpił w roku 1930, a śluby wieczyste złożył w roku 1935. Całe swe życie zakonne spędził w Niepokalanowie, pracując na różnych odpowiedzialnych stanowiskach w drukarni „Rycerza”. Po wybuchu wojny pozostał w klasztorze, zabezpieczając z narażeniem własnego życia sprzęt drukarski. 14 października 1941 roku wraz z sześcioma innymi braćmi został aresztowany przez gestapo i osadzony w więzieniu na Pawiaku w Warszawie, a następnie przewieziony do obozu Auschwitz, gdzie zmarł w wyniku prześladowań i wycieńczenia organizmu 10 kwietnia 1942 roku.
Brat Tymoteusz Stanisław Trojanowski (1908-1942)
Pochodził ze wsi Sadłowo (parafia Poniatów) w diecezji płockiej. Do zakonu franciszkańskiego wstąpił w roku 1930, a śluby wieczyste złożył w roku 1935. Całe swe życie zakonne spędził w Niepokalanowie, pracując najwięcej przy wysyłce „Rycerza Niepokalanej”, w magazynie oraz opiekując się braćmi chorymi w infirmerii. Po wybuchu II wojny światowej zdecydował się pozostać w Niepokalanowie. 14 października 1941 roku wraz z sześcioma innymi braćmi został aresztowany przez gestapo i osadzony na warszawskim Pawiaku, skąd przewieziono go do obozu koncentracyjnego Auschwitz, gdzie zmarł na skutek wycieńczającej pracy i zapalenia płuc 28 lutego 1942 roku.
Ojciec Achilles Józef Puchała (1911-1943)
Pochodził ze wsi Kosina koło Łańcuta. W roku 1924 wstąpił do Małego Seminarium Ojców Franciszkanów we Lwowie. Trzy lata później został przyjęty do zakonu franciszkańskiego, a w roku 1936 przyjął święcenia kapłańskie. Jako kapłan pracował w Grodnie oraz w Iwieńcu (koło Mińska Białoruskiego), gdzie zastała go II wojna światowa. Na początku 1940 roku ojciec Achilles z polecenia władz kościelnych objął wakującą funkcję proboszcza w pobliskich Pierszajach. 19 lipca 1943 roku podczas pacyfikacji wsi przez Niemców wraz z ojcem Hermanem Stępniem dobrowolnie przyłączył się do aresztowanych parafian, aby towarzyszyć im w ostatnich chwilach życia. Niemcy zamordowali bestialsko obu kapłanów, a mieszkańcom Pierszaj darowano życie, zamieniając wyrok śmierci na wywózkę na roboty.
Ojciec Herman Karol Stępień (1910-1943)
Pochodził z Łodzi z parafii Podwyższenia Świętego Krzyża. W roku 1926 rozpoczął naukę w Małym Seminarium Ojców Franciszkanów we Lwowie. Trzy lata później wstąpił do zakonu franciszkańskiego. Był człowiekiem wybitnie zdolnym. Studia odbywał między innymi na Papieskim Wydziale Teologicznym Świętego Bonawentury w Rzymie oraz na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Święcenia kapłańskie przyjął w roku 1937. Jako kapłan pracował w Radomsku, Wilnie, Iwieńcu i Pierszajach. 19 lipca 1943 został zamordowany razem z ojcem Achillesem Puchałą.
Męczennicy franciszkańscy wyzwaniem dla nas
Wymienionych siedmiu franciszkanów zostało ogłoszonych błogosławionymi jako męczennicy. Decydującym bowiem argumentem za ich wyniesieniem do chwały ołtarzy było mężne znoszenie przez nich wszelkich prześladowań za wiarę, jakim zostali poddani. I to jest pierwsze przesłanie, jakie nam zostawiają: Tym, co najbardziej zbliża do Pana Boga i ma największą wartość w oczach Bożych i w oczach Kościoła, jest umiejętność złożenia swego życia w ofierze; nie wielkie dzieła, nie nadzwyczajne cuda, ale odważne, cierpliwe dawanie świadectwa Chrystusowi i znoszenie dla Niego cierpień, jakie nas spotykają. A to może uczynić każdy z nas. Przyjmowanie w duchu wiary cierpienia jest bowiem najdoskonalszym upodabnianiem się do Chrystusa – Najwyższego Kapłana.
Drugie przesłanie jest nieco inne. Kiedy patrzymy w życiorysy tych błogosławionych męczenników, dostrzegamy, że ich świętość nie była dziełem przypadku. To, że w chwili próby nie stracili wiary, że mieli odwagę przyznawać się do tego, że są uczniami Chrystusa, było konsekwencją ich całego życia. I to też jest nauka dla nas: świętość kiełkuje, wzrasta, kwitnie i przynosi owoce w codziennym „szarym dniu”. Jest owocem wierności swemu powołaniu, dobrego wypełniania obowiązków, zachowywania złożonych Bogu przyrzeczeń, życia modlitwy. Nie ma innej drogi, by podobać się Panu Bogu.
Po trzecie, kiedy dziś pytamy o tożsamość Kościoła w Europie Środkowo-Wschodniej i wkład naszego Kościoła w dziedzictwo chrześcijaństwa, możemy stwierdzić, że nie stajemy wobec innych narodów z pustymi rękami. Naszym skarbem są doświadczenia wielu lat prześladowań i męczeństwa, które przeżyliśmy jako narody i jako Kościoły. Wiarę zachowaliśmy i ustrzegliśmy jej głównie dzięki takim postaciom jak św. Maksymilian Kolbe, ks. kard. Stefan Wyszyński, św. Jan Paweł II czy męczennicy franciszkańscy. Dzięki nim bowiem wiara na naszych ziemiach jest nadal żywa. Oni też starają się nam powiedzieć, że nie ma złych czasów dla dawania świadectwa o Chrystusie. Oni pokazują nie tylko Polakom, ale wszystkim ludziom świata, że wpatrując się w krzyż, trzymając się krzyża i będąc wierni krzyżowi Chrystusowemu, nie tylko sami osiągniemy zbawienie, ale i innym narodom wskażemy drogę do Pana Boga.
O. prof. Grzegorz M. Bartosik OFMConv
Autor jest przewodniczącym Polskiego Towarzystwa Mariologicznego.
Nasz Dziennik, 14 czerwca 2014
Autor: mj