Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Poświęciła się służbie człowiekowi

Treść

Zdjęcie: arch./ -

Z dr med. Barbarą Skoryną-Karcz, internistą, specjalistą medycyny morskiej i tropikalnej, w latach 1994-2003 wykładowcą w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, rozmawia Małgorzata Bochenek

Kiedy po raz pierwszy spotkała Pani śp. dr Wandę Błeńską?

– Poznałam dr Wandę Błeńską w roku 1992, przyjechała wówczas na urlop do Polski z Ugandy i zgłosiła się do Kliniki Chorób Tropikalnych i Pasożytniczych w Poznaniu jako pacjentka. Została przyjęta na oddział, gdyż chorowała na malarię. Miałam ten zaszczyt, że została moją pacjentką. Takie prozaiczne były początki naszej wieloletniej znajomości.

Ta znajomość rozwinęła się we współpracę misyjną i przyjaźń…

– Po roku od czasu hospitalizacji w klinice chorób tropikalnych zostałam zaproszona do poprowadzenia wykładów dla przyszłych misjonarzy w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. Były to wykłady z zakresu higieny i medycyny tropikalnej. Prelekcje miałam prowadzić razem z dr Wandą Błeńską. Czas pokazał, że przez dziesięć lat wspólnie przygotowywałyśmy przyszłych misjonarzy. Pani doktor przekazywała wiedzę praktyczną, ja teorię. Do 2003 roku co miesiąc jeździłyśmy na kilka dni do stolicy. Zawiązała się między nami głęboka przyjaźń. Czas po zajęciach z przyszłymi misjonarzami wypełniony był rozmową. Pani doktor opowiadała o swoich doświadczeniach w Afryce. Wspominała też czas IIwojny światowej i działalność w Armii Krajowej.

W 2001 roku byłyśmy razem z misjonarzami na pielgrzymce w Rzymie. Mieliśmy zaszczyt osobistego spotkania z Ojcem Świętym. Na audiencji prywatnej Jan Paweł II rozpoznał panią doktor, pytał ją m.in., czy jeszcze pracuje w Ugandzie. Niezwykłe jest to, że św. Jan Paweł II nazwał panią doktor ambasadorem misyjnego laikatu. Doktor Błeńska od Papieża otrzymała Order Świętego Sylwestra, czyli najwyższe odznaczenie przyznawane świeckim zaangażowanym w życie Kościoła.

Pokochałam ten kraj i tych ludzi –mówiła śp. dr Wanda Błeńska o Ugandzie, gdzie pracowała przez ponad 40 lat. Jaka była w stosunku do pacjenta?

– Cechowały ją empatia i ogromna cierpliwość. Warto podkreślić, że w czasie swojej pracy w Ugandzie badała pacjentów z trądem bez rękawiczek. Wiedziała doskonale, że istnieje możliwość zarażenia się, nie chciała jednak dać tego odczuć chorym. Mówiła, że po dotyku poznaje pacjenta. Trąd jest chorobą zakaźną, w czasie długotrwałego przebywania z chorymi można się zarazić, pani doktor się nie zaraziła. Nigdy też nie mówiła o lęku. Była przekonana, że nie zachoruje.

Podczas pracy w Afryce podejmowała wiele różnych zadań jako lekarz. Zajmowała się tam nie tylko chorymi na trąd, ale właściwie była lekarzem ogólnym. Pomagała pacjentom z problemami okulistycznymi, ginekologicznymi, internistycznymi. Tytan pracy. Swoje życie poświęciła medycynie. Miała dyplom Instytutu Medycyny Tropikalnej i Higieny na Uniwersytecie w Liverpoolu.

Jej rodziną stali się ludzie chorzy, wśród których poprzez swoją posługę misyjną świadczyła o Chrystusie.

– Nie założyła rodziny, poświęciła się całkowicie medycynie, a przez to służbie drugiemu człowiekowi. Człowiek, zwłaszcza ten cierpiący, był zawsze na pierwszym miejscu. Nigdy nie czuła zniechęcenia. W 95. roku życia jej przyjaciele zorganizowali wyjazd do Ugandy, ponownie mogła stanąć wśród tych, którym poświęciła znaczną część swojego życia. Miejscowi, zwłaszcza ci, którzy ją jeszcze pamiętali, witali ją z wielką serdecznością. W Bulubie od 1950 r. ofiarnie służyła chorym. Na jej cześć tamtejsza placówka prowadzona przez Siostry Franciszkanki nosi nazwę „Wanda Blenska Training”.

W Ugandzie jest ośrodek im. Wandy Błeńskiej, ale miała ona już za życia swoje szczególne miejsca także w Polsce.

– W Poznaniu działa Szkoła Społeczna im. dr Wandy Błeńskiej, a w Niepruszewie jej imię nosi zespół szkolno-przedszkolny. Nazwiskiem dr Błeńskiej nazwano oddział toksykologii. Spotkanie z dr Błeńską to dla mnie ogromny zaszczyt, szczęście, dar od Boga. Poznać taką osobę, móc przebywać z nią, było jak spotkanie z człowiekiem świętym. Jest wzorem do naśladowania jako lekarz i jako człowiek. Była osobą niezwykle skromną, wrażliwą na innych.

A jednocześnie ogromnym autorytetem.

– Tak. Zabraknie niesamowitego autorytetu jako lekarza, misjonarza, człowieka. To, co mówiła, było bardzo wyważone i niezwykle mądre, zawsze przemyślane. Miała w sobie bardzo dużo pokory, to się przejawiało na każdym kroku. Pani doktor była osobą niezwykle wierzącą. Bardzo łączyły nas rozmowy duchowe, przemyślenia. Potrafiła dawać cudowne rady nie tylko lekarskie, ale i życiowe. Ktoś kiedyś ją zapytał, czy pamięta jakieś złe wydarzenia z czasu pobytu w Ugandzie. Zdecydowanie stwierdziła, że nie. Nie pamiętała złych sytuacji, to również pokazuje jej wielkość. Od czasu, kiedy zaprzyjaźniłyśmy się w Centrum Formacji Misyjnej, pani doktor była gościem w naszym domu w każde święta.

Czy mogłaby Pani podać jakiś przykład, jak dr Błeńska pomagała konkretnym ludziom?

– Kilkanaście lat temu pewnego dnia poczuła pragnienie odwiedzenia swoich bliskich na cmentarzu. Na przystanku zobaczyła młodego Afrykanina, zapytała go w jego ojczystym języku, czy jest z Ugandy. Ogromne było zdziwienie tego młodego człowieka, jak się okazało studenta medycyny, że starsza, drobnej postury pani zwraca się do niego w języku luganda. Pani dr Wanda tego dnia nie pojechała już na cmentarz. Student z Ugandy miał ogromne problemy na uczelni oraz w życiu osobistym. Przez wiele lat pilotowała go, aż do zdobycia wykształcenia i powrotu w rodzinne strony. Ten młody Afrykanin na przystanku spotkał anioła.

Teraz przyszedł czas ostatniego pożegnania…

– Odwiedzałam panią doktor regularnie. Miałam odwiedzić ją w czwartek, 27 listopada. Jednak intuicja podpowiadała, że muszę pojechać dzień wcześniej. Jak się później okazało, to było nasze ostatnie spotkanie, w przeddzień jej śmierci. Pani doktor, kiedy usłyszała mój głos, poczuła uścisk mojej ręki, otworzyła oczy, popatrzyła na mnie bardzo wyraźnie, długo. Siedząc przy jej łóżku, wspominałam nasze wspólne wyjazdy. Czytałam jej „Kwiatki Jana Pawła II”, ucałowałam panią doktor i powiedziałam: do zobaczenia.

Dziękuję za rozmowę.

Małgorzata Bochenek
Nasz Dziennik, 2 grudnia 2014

Autor: mj