Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Poświęcą polskość dla relatywistycznej ideologii

Treść

Z dr. Mieczysławem Rybą, historykiem z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, rozmawia Anna Wiejak

Jak Pan ocenia pomysł tworzenia polsko-niemieckiego podręcznika do historii "od końca"?
- Ewidentnie świadczy to o tym, że nie ma wspólnej linii historii, a w szczególności jej najtrudniejszych fragmentów. Po co pisze się taki podręcznik? - po to, aby rozstrzygnąć kwestie sporne, a nie kwestie, które nie są sporne. Zresztą gdyby obie strony miały jednakowy pogląd na dzieje, nie trzeba byłoby niczego uzgadniać, jako że istniałaby płaszczyzna porozumienia. Wydaje się zatem, że zmierzamy w kierunku przemilczeń, czyli tego, co nazywamy polityczną poprawnością w przestrzeni historycznej, a polityczna poprawność prowadzi w nauce do zakamuflowanego kłamstwa.

Nie ma żadnych szans na znalezienie płaszczyzny, która nie wiązałaby się z kłamstwem. Jaki jest zatem sens tworzenia tego podręcznika?
- Samo tworzenie podręcznika jest ideologią. W normalnych warunkach te kwestie rozstrzyga się na poziomie naukowym, zatem powinna być realna, rzetelna, merytoryczna dyskusja polskich i niemieckich historyków na trudne tematy, ale nie na zasadzie przemilczeń i nic niewnoszących gestów. Dopiero wynik takiej debaty może mieć odzwierciedlenie w przestrzeni edukacyjnej. Nie odwrotnie. Nie może być tak, że politycy czy też wyznaczeni przez nich pojedynczy naukowcy uzgodnią między sobą tematykę, kierując się przy tym ideologicznymi założeniami. W takiej sytuacji napiszemy podręcznik pt. "Białe plamy", gdyż nierozstrzygnięte kwestie będą niczym innym, jak tylko zbiorem białych plam. Warto przypomnieć, że te ostatnie miały miejsce w pewnych ideologiach, w tym w komunistycznej, i były po prostu rodzajem zafałszowania historycznego.

Czy przy tak ogromnej presji politycznej, jaka jest w Polsce, w celu zawarcia za wszelką cenę z Niemcami "kompromisu" w dziedzinie historii, a jednocześnie trwającej w Niemczech kampanii "wybielania" narodu niemieckiego z popełnionych w czasie II wojny światowej zbrodni, jest możliwa jakakolwiek rzetelna debata merytoryczna?
- To zależy od woli poszczególnych podmiotów, w związku z czym mogą politycy animować w jakimś stopniu tę debatę. Mam na myśli to, że mogliby próbować zorganizować taką dyskusję, np. w postaci sesji naukowej czy konferencji naukowej. Natomiast nie powinni ingerować w jej merytoryczny przebieg. Czy ona jest możliwa? Na poziomie politycznym wydaje się, że nie, ponieważ współczesne państwa kreują, szczególnie w odniesieniu do wieku XX, tzw. politykę historyczną. Widzimy, jak ona wygląda na Wschodzie, w Rosji (sprawa Katynia). Równie nieciekawie wygląda ona obecnie na Zachodzie, gdyż głównym wektorem odniesień tych politycznych, w domyśle - historycznych, jest II wojna światowa i teraz każdy chce na kanwie właśnie drugowojennych kwestii zbudować tzw. tożsamość historyczną czy tożsamość narodową. Wszystkie kraje próbują doszukiwać się na tej płaszczyźnie własnej krzywdy i na tej bazie kreować patriotyzm oraz poczucie wspólnoty. Niemcy, które przez całe lata były słusznie określane mianem zbrodniczych w czasie II wojny światowej, w tej chwili chcą zepchnąć nieco na margines własną winę, a przede wszystkim pokazać domniemaną skalę zbrodni na nich, a w szczególności w wydaniu polskim. To jest kwestia zasadnicza - kreowanie polityki historycznej w takim wydaniu, tzn. dobieranie pewnej tezy i dobieranie takich ludzi, którzy ją udowodnią, powoduje fałsze.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-05-30

Autor: wa