Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Postulują ograniczenie liczby dzieci, by chronić środowisko

Treść

Naukowcy z Uniwersytetu Oregon doszli do wniosku, że najlepszym sposobem dla obywateli USA chcących wspierać ochronę środowiska jest... powstrzymanie się od posiadania dzieci. Podczas gdy współczynnik płodności w Stanach Zjednoczonych wynosi 2,05 dziecka na kobietę, co jest poziomem ledwie pokrywającym podtrzymanie populacji, Paul Murtaugh i Michael Schlax, profesorowie tej uczelni, ogłaszają, że posiadanie potomstwa jest najbardziej szkodliwą rzeczą, jaką środowisku naturalnemu może wyrządzić człowiek.
Podstawowym założeniem dokumentu jest stwierdzenie, że każda osoba jest odpowiedzialna za emisję gazów, jakie do atmosfery wydala jej potomstwo. Zdaniem naukowców, oznacza to, że przy coraz bardziej konsumpcyjnym stylu życia, jaki prowadzi dziś większość Amerykanów, dzieci wydalają do atmosfery dużo większe ilości dwutlenku węgla niż ich rodzice, zużywają więcej wody i produkują większe ilości odpadów. Jak wynika z dokumentu, długofalowy wpływ na środowisko jednego dziecka w Chinach stanowi zaledwie jedną piątą tego wpływu wywieranego przez dziecko w USA. Jak czytamy dalej, w porównaniu z Bangladeszem amerykańskie dziecko produkuje aż 160 razy więcej czynników szkodliwych dla środowiska.
Naukowcy na tej podstawie twierdzą, że posiadając dwójkę dzieci, kobieta jest odpowiedzialna za 40-krotnie większą produkcję CO2, niż byłaby w stanie ją ograniczyć standardowymi metodami, jak np. poprzez segregację odpadów. W ich opinii, rację miał XVIII-wieczny badacz Thomas Malthus, który postulował ograniczenie liczby ludności na planecie, aby ocalić jej zasoby naturalne. Paul Murtaugh dodaje, że nie tylko zwiększająca się konsumpcja zasobów planety jest niebezpieczna, ale także rosnąca emisja gazów cieplarnianych. - Wielu ludzi nie jest świadomych zagrożeń gwałtownego wzrostu populacji. Przyszły wzrost będzie zależał od dzisiejszych wyborów reprodukcyjnych obywateli - twierdzi Murtaugh.
Świat wolny od dzieci
Antyrodzinne zorientowanie wszelkich grup ekofilnych i ekoterrorystycznych znalazło w związku z tym poparcie części środowiska naukowego, szczególnie wywodzącego się z nurtu maltuzjańskiego. W zeszłym miesiącu prestiżowe pismo medyczne "British Medical Journal" opublikowało artykuł o podobnej wymowie do treści forsowanych przez naukowców z Oregonu, stwierdzając, że mniej dzieci oznacza mniejsze ogrzewanie mieszkań i mniej dużych rodzinnych samochodów zużywających więcej paliwa, a tym samym produkującym więcej gazów cieplarnianych.
Taka propaganda przynosi już swoje "owoce". Powstają bowiem witryny internetowe i organizacje propagujące świat "wolny od dzieci" (Child-Free), przedstawiające plusy takich rozwiązań oraz zniechęcające do rodzicielstwa i sprzeciwienia się ideom, które koncentrują się na dzieciach. Takiej inicjatywy podjął się m.in. kanadyjski magazyn "Macleans", publikując artykuł Anne Kingston, która postawiła sobie za cel zlikwidowanie ciążącego na kanadyjskich kobietach "stygmatu macierzyństwa". Mimo że Kanada ma tragicznie niski poziom wzrostu naturalnego, działaczki pokroju Kingston nazywają kulturę kraju zbyt pro-rodzinną i postulują zmianę tak, by rola matki nie była wyjątkowo doceniana, a kobieta miała "pełną reprodukcyjną wolność".
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-08-08

Autor: wa