Posłowie, bądźcie ludźmi!
Treść
Z Danutą Olewnik-Cieplińską rozmawiają Aleksandra Gawlik i Wojciech Wybranowski Komisja za komisją. Wierzy Pani jeszcze, że wszystkie kulisy uprowadzenia i zamordowania Krzysztofa Olewnika uda się wyjaśnić? Że takie jak dzisiejsza dyskusje posłów coś zmienią? - Takie naciski, tego typu rozmowy, dyskusje jak najbardziej sprawie pomagają. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której zostajemy sami, tak jak było przez pierwsze pięć lat po porwaniu Krzysztofa, bez wsparcia, bez możliwości naciskania na to, by dojść do prawdy. Taka sytuacja spowodowałaby, że śledztwo zostałoby po cichu umorzone albo trwało jeszcze dziesięć lat. Tak by się to toczyło. Z tego punktu widzenia cieszę się, że są takie posiedzenia komisji, że są pytania, ale też i naciski indywidualnych posłów. Wspomniała Pani o próbie uciszenia sprawy. Dzisiaj poseł Robert Węgrzyn z PO zgłosił wniosek, by zamknąć posiedzenie komisji bez przeprowadzenia dyskusji. Ktoś się czegoś obawia? - Mi jest ciężko o tym mówić, jestem w tym chyba trochę za głęboko. Nie mogę zrozumieć, dlaczego posłowie w tej sprawie są podzieleni na PiS, PO, jakieś SLD. W tej akurat konkretnej sprawie, w której zwołano posiedzenie komisji, odnośnie do uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa, nie powinno być żadnych podziałów politycznych. Powinni posłowie być tutaj nie jako politycy, ale jako zwykli ludzie, przedstawiciele nie partii politycznych, ale Polski. To nie jest sprawa polityczna, tylko typowo społeczna. I powiem wprost - jestem zła na te bitwy polityczne PiS - PO. Mnie to nie interesuje! W sprawie, w której w grę wchodzi śmierć i tragedia ludzka, ich partyjne przynależności powinny zostać za drzwiami. I powinni mieć podejście jak najbardziej ludzkie. I powołać ponadpolityczną komisję śledczą? - Tak, ale działającą jawnie. Nie toczącą politycznych rozgrywek, że lepszy był ten minister czy ten, ale taką społeczną, ludzką, zajmującą się dojściem do prawdy. I jej ujawnieniem. A skoro już o ujawnieniu mowa - w lipcu Pani ojciec domagał się ujawnienia jednego z billingów telefonicznych, w którym, jak sądzi, kryje się nazwisko faktycznego zleceniodawcy porwania. Ujawniono go? - Billing jest cały czas tajny. Mamy do niego dostęp, ale nie możemy nic z nim zrobić. Nie tylko nie mogę państwu powiedzieć, o jaki billing chodzi, z jakiego dnia, z jakiego numeru telefonu, od kogo, ale nawet nie możemy go użyć w śledztwie! My o nim wiemy i na tym się kończy, bo jest to dokument tajny. Nawet nie możemy we wniosku do prokuratury napisać, że powołujemy się na ten dokument. Możemy jedynie napisać pismo do Grzegorza Schetyny, żeby pan minister go odtajnił, o ile będzie łaskaw, a jeśli odtajni ten jeden dokument, na którym nam zależy, wtedy użyjemy go w śledztwie. W październiku odbyło się spotkanie Państwa z ministrem Ćwiąkalskim, w trakcie którego usłyszał on zastrzeżenia co do postępów w śledztwie. Po tej rozmowie pan Włodzimierz był bardzo zdegustowany, Pani podkreślała, że wierzy, iż coś się zmieni... - Nic się nie zmieniło. Straciłam już jakąkolwiek nadzieję. Ale takie spotkania, wspominanie również przez media, są dla mnie ważne, nawet jako przestroga dla ludzi, mówienie: zobaczcie, was też to może spotkać. A próba jakichś ponownych szykan urzędniczych wobec Państwa? Prokurator Marek Staszak jakoś dziwnie obszedł ten temat, odpowiadając na pytania. - Udało mu się. Od pewnego czasu mam spokój, przynajmniej z moją firmą, ale było fatalnie, zwłaszcza przez pierwsze 3-4 lata po uprowadzeniu Krzysztofa. Teraz są kontrole, ale normalne, rutynowe, takie, jak powinny być, takie, jak mają inne firmy. Kwestia tych kontroli, urzędniczych nacisków, jak zapowiadano w maju, też miała być wyjaśniona przez prokuraturę. - Jeszcze nic w tej sprawie nie zrobiono. Dziękujemy za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-11-07
Autor: wa