Poseł Węgrzyn wzywa na odsiecz dziennikarzy
Treść
Przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków mają stanąć dziennikarze,  którzy byli rzekomo inwigilowani przez służby specjalne w czasach rządów  PiS (2005-2007). Wniosek w tej sprawie zgłosił poseł Robert Węgrzyn  (PO), gdy okazało się, że komisji znowu nie udało się wczoraj znaleźć  żadnych dowodów na to, aby ministrowie z PiS, a zwłaszcza minister  sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, nadużywali władzy i łamali prawo.
Najwyraźniej  politycy Platformy Obywatelskiej chwytają się każdej szansy, aby  znaleźć jakieś nawet najmniejsze dowody na bezprawne naciski na policję,  specsłużby i wymiar sprawiedliwości ze strony premiera Jarosława  Kaczyńskiego i jego ministrów. Dlatego pojawił się pomysł wezwania przed  komisję dziennikarzy, którzy mieli być rzekomo inwigilowani w latach  2005-2007, zwłaszcza że kolejne posiedzenie sejmowej komisji śledczej  ds. nacisków nie wniosło nic nowego.
Zeznający wczoraj Janusz  Kaczmarek, były minister spraw wewnętrznych i administracji, nie potrafi  powiedzieć, wobec których polityków Ligi Polskich Rodzin Zbigniew  Ziobro miał nadużyć swojej władzy. Andrzej Czuma, przewodniczący  komisji, poinformował na wczorajszym spotkaniu, że ponowne wezwanie  Janusza Kaczmarka nastąpiło na skutek wniosku byłego wicepremiera Romana  Giertycha (LPR), który dotyczył domniemanej ingerencji prokuratora  generalnego Zbigniewa Ziobry w śledztwie dotyczącym polityków, w tym  niektórych posłów Ligi Polskich Rodzin. Jak się jednak okazało w toku  przesłuchania, Kaczmarek niewiele miał w tej sprawie do powiedzenia.  Powiedział tylko, że sprawa działań wobec polityków LPR "wpisuje się w  całą działalność prokuratora generalnego", ale żadnych konkretnych  przypadków nie podał. 
Po skończeniu przesłuchania Kaczmarka posłowie  zgłosili dwa wnioski. Węgrzyn zaproponował, by wysłuchać kilku  dziennikarzy, którzy mieliby być inwigilowani w latach 2005-2007.  Natomiast Marzena Wróbel (PiS) postulowała, żeby przed komisją stawił  się Krauze. Komisja zaakceptowała tylko pierwszy z tych wniosków. Ale i z  "afery podsłuchowej" wobec dziennikarzy też pewnie nic nie wyjdzie, bo  prokuratura tę sprawę dawno umorzyła. Nie stwierdziła tu żadnej  inwigilacji, gdyż telefony dziennikarzy nie były na podsłuchu, a  sprawdzano tylko ich billingi.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik 2010-10-22
Autor: jc
 
                    