Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Poseł nie może brać diety i milczeć

Treść

O nierozliczonej dotąd prywatyzacji PZU i próbach zamykania ust parlamentarzystom za pomocą wyroków sądowych z posłem Zygmuntem Wrzodakiem rozmawia Małgorzata Goss

Panie Pośle, sąd uznał, że naruszył pan dobra osobiste spółki Eureko BV i nakazał Panu przeprosić tę firmę za wypowiedzi na jej temat, m.in. za nazwanie jej "małą hochsztaplerską firmą". Jak Pan skomentuje ten wyrok?
- Sąd swoim wyrokiem orzekł ni mniej, ni więcej, że poseł nie ma prawa do krytyki w sprawach związanych z jego poselską działalnością publiczną. Moje wypowiedzi były ściśle związane z wykonywaniem mandatu posła i nie były gołosłowne, lecz oparte na wiedzy, jaką powziąłem w toku prac Komisji Skarbu Państwa. Gdyby nie walka o PZU, którą podjąłem już w ubiegłej kadencji na forum Sejmu i mediów - to dzisiaj nie byłoby o czym dyskutować: malutka spółeczka, która w 1992 r. dysponowała kwotą 314 mln euro kapitału założycielskiego i zatrudniała 3 osoby, byłaby właścicielem kolosa, jakim jest PZU, którego kapitały własne wynosiły wtedy ok. 18 mld USD! Kto, jeśli nie poseł, ma o takich sprawach alarmować opinię publiczną? Moja działalność w poprzedniej kadencji przyczyniła się do powołania komisji śledczej i zablokowania transakcji przejęcia kontroli nad PZU przez Eureko.

Oskarżał Pan konsorcjum Eureko - BIG BG, że nie miało pieniędzy na zakup PZU w dniu zawierania transakcji...
- Powtarzam to z całą odpowiedzialnością: w momencie podpisania umowy nabycia 30 proc. akcji PZU przez Konsorcjum Eureko - BIG Bank Gdański 5 listopada 1999 r. Eureko nie dysponowało środkami własnymi na zakup akcji PZU. Podpisanie umowy sprzedaży akcji z taką firmą było niezgodne z obowiązującą wówczas ustawą z 28 lipca 1990 r. o działalności ubezpieczeniowej. Ustawa wymagała, aby inwestor, który nabywa 25 proc. akcji firmy ubezpieczeniowej, dokonał nabycia za środki własne. Konsorcjum nie miało wystarczających środków własnych w dniu zawarcia umowy ze Skarbem Państwa. W tym dniu pieniądze powinny być zabezpieczone na rachunku Ministerstwa Finansów, a nie były. Świadczy o tym pismo ministra finansów z 10 listopada 2006 r., które mówi wprost, że w aktach sprawy nie figurują żadne dokumenty świadczące o zabezpieczeniu na 5 listopada 1999 r. na rachunku bankowym środków pieniężnych na nabycie PZU. Zapłata nastąpiła dopiero 10 listopada 1999 r., a więc 5 dni po terminie. Dlaczego? Bo dysponując tak korzystną umową ze Skarbem Państwa, jak umowa o prywatyzacji PZU, Eureko BV mogło dostać w każdym banku kredyt, nawet dziesięciokrotnie większy niż potrzebowało. Zyski, jakie przynosi PZU, dla każdego banku są dostateczną rękojmią spłaty kredytu. A zatem mając w ręku podpisaną umowę - zaciągnęli kredyty, podnieśli kapitał spółki i dopiero wtedy - poprzez czternaście różnych kont bankowych - pieniądze wpłynęły do Ministerstwa Finansów. Informował o tym na komisji skarbu minister Kaczmarek - wówczas prokurator krajowy - jesienią 2006 roku.

Dopiero niedawno jednak udało się wymienić poprzedni zarząd PZU, który zamiast na rzecz PZU działał na rzecz mniejszościowego akcjonariusza...
- Eureko w ubiegłych latach faktycznie rządziło spółką, chociaż posiadało mniejszościową pulę akcji. Te rządy prowadziły do drenowania spółki. Zarząd sterowany przez Eureko w ciągu 4 lat wypłacił na rzecz firmy Ernst&Young 97,5 mln złotych. Minister skarbu Wojciech Jasiński podał, że firmy McKinsey i Boston Consulting Group zarobiły w ciągu tych 4 lat na PZU kwotę około pół miliarda złotych. Słowem - wydatki na firmy zewnętrzne były ewidentnie nadmierne. Za co można płacić tak astronomiczne pieniądze? Przecież PZU ma własne służby, departament prawny, zarząd, więc nie musi wszystkiego zlecać na zewnątrz za tak gigantyczne pieniądze. Czy to nie jest hochsztaplerskie działanie Eureko? Mam dowody, że członkowie zarządu z ramienia Eureko w 2003 r. zmuszali jednego z dyrektorów do przelania na wskazaną przez nich spółkę 70 mln złotych. To nie jest hochsztaplerstwo? A to, że Eureko nie wywiązało się ze zobowiązań inwestycyjnych zapisanych w umowie i nie przedstawia ministrowi corocznych sprawozdań w tym zakresie, do czego jest zobowiązane - to nie jest hochsztaplerstwo?

W gdańskiej prokuraturze apelacyjnej toczy się śledztwo w sprawie prywatyzacji PZU. Ma ono wyjaśnić, skąd pochodziły pieniądze na zakup PZU przez Konsorcjum Eureko - BBG. Prokuratura podejrzewa, że mogło dojść przy tym do swego rodzaju hochsztaplerstwa...
- We wrześniu 2004 r. prezes Eureko BV Ernst Jansen zeznał przed sądem arbitrażowym w Londynie, że w okresie, gdy doszło do prywatyzacji PZU, Eureko nie dysponowało środkami własnymi na zakup akcji PZU SA i było zadłużone na 1 mld euro. Komisja skarbu dysponuje tym zeznaniem. Mój adwokat przytoczył je jako dowód na procesie. Ale sąd go nie uznał.

Jak to się dzieje, że za wypowiedzi znajdujące oparcie w dokumentach parlamentarzyści muszą przepraszać, bo przegrywają procesy sądowe o ochronę dóbr osobistych?
- Tego właśnie nie rozumiem. Moim zdaniem, marszałek Sejmu i minister sprawiedliwości - prokurator generalny, nie powinni dopuszczać do takich sytuacji. Za chwilę okaże się, że głównym zadaniem posła jest przychodzenie do Sejmu i pobieranie diety, a nie mówienie głośno o patologiach i klikach, które rozdrapały majątek publiczny.

Może Pański immunitet nie został uznany przez sąd, ponieważ było to postępowanie cywilne, a nie karne?
- Konstytucja nie wprowadza tu rozróżnienia. W sprawach cywilnych posła również musi chronić immunitet, bo wykonując mandat, musi się nieraz narażać wpływowym koteriom, które mogłyby go zniszczyć materialnie przez żądanie wysokich odszkodowań przed sądami cywilnymi. Konstytucja w art. 105 mówi, że poseł nie może być pociągnięty do odpowiedzialności za swoją działalność wchodzącą w zakres sprawowania mandatu poselskiego ani w czasie jego trwania, ani po wygaśnięciu. Za taką działalność poseł odpowiada wyłącznie przed Sejmem, a w przypadku naruszenia interesów osób trzecich - może być pociągnięty do odpowiedzialności sądowej tylko za zgodą Sejmu.

Nie było głosowania nad uchyleniem Pańskiego immunitetu, a mimo to odpowiada Pan przed sądem… Kilka dni temu podobny proces, wytoczony przez Eureko, o ochronę dóbr osobistych przegrał inny przedstawiciel państwa - Andrzej Chronowski, były minister skarbu, którego chronił immunitet senatorski. Czy pytał Pan marszałka, dlaczego Pański proces się toczy, skoro wtedy i teraz jest Pan czynnym posłem?
- Napisałem list do ministra Ziobry, aby odtajnił materiały UOP - ABW w tej sprawie. Eureko BV to nie jedyna firma, której naraziłem się, broniąc interesów Skarbu Państwa. Podobny proces wytoczyła mi spółka Sobieski Dystrybucja. Od dwóch lat trwa między mną, marszałkiem i komisją regulaminową wymiana pism na temat immunitetu. Dlaczego mam być sądzony z powództwa cywilnego w sprawie, w której działałem jako poseł Komisji Skarbu Państwa? Powodowie mszczą się na mnie, bo zablokowałem im zakup za grosze Polmosów - Białystok i Bielsko-Biała.

Obie prywatyzacje udało się zablokować?
- Tylko Polmosu Bielsko-Biała. Białystok zaś został sprzedany, ale innej spółce. Skierowałem tę sprawę do ABW. Postępowanie jest w toku. A wracając do sprawy immunitetu, moja sytuacja i sytuacja ministra Chronowskiego są podobne. Obaj zostaliśmy postawieni przed sądem przez tę samą zagraniczną firmę za wypowiedzi mające na celu ochronę interesów Skarbu Państwa w związku z prywatyzacją i obaj błyskawicznie - jak na polskie warunki - zostaliśmy skazani. Wygląda na to, że poza Sejmem jest jeszcze jakiś inny prawodawca w Polsce, który może wszystko - nawet naruszać Konstytucję. I nikt nie potrafi się temu przeciwstawić. Zamierzam zwrócić się do marszałka w sprawie nękania parlamentarzystów procesami cywilnymi. Co do wyroku, który zapadł w I instancji - oczywiście będę apelował.

Ostatnio nastąpił przełom w sprawie prywatyzacji PZU. Komisje skarbu i sprawiedliwości uchwaliły rezolucję wzywającą ministrów skarbu i sprawiedliwości do niezwłocznego wystąpienia do sądu z wnioskiem o stwierdzenie nieważności umowy prywatyzacyjnej PZU. Materiały komisji śledczej ds. PZU wskazują na przesłanki bezwzględnej nieważności umowy z 1999 r. od początku, a więc - cała ta prywatyzacja może upaść.
- To właściwy krok ze strony posłów. Polska ma wszelkie dane, aby uzyskać przed sądem stwierdzenie bezwzględnej nieważności umowy. Na uwagę zasługuje fakt, iż tę uchwałę połączone komisje podjęły jednogłośnie. Nikt nie miał wątpliwości. Dlaczego tak pilnuję sprawy PZU? Dlatego że w tej prywatyzacji widać jak na dłoni mechanizm wielkich, złodziejskich prywatyzacji w III RP, takich jak np. prywatyzacja TP SA, banków, elektrociepłowni, polskich hut stali, elektrowni, cukrowni, przemysłu spirytusowego i innych. We wszystkich tych przypadkach występuje rażące zaniżenie wartości majątku oraz podejrzenie łapówkarstwa. Robili to ludzie powiązani z SLD, Unią Wolności i AWS. To była grupa, która w sprawach prywatyzacji nigdy się nie kłóciła. Łączyły ich wspólne wielomiliardowe interesy. Ukradli nam Polskę i poseł ma siedzieć cicho?

Jednak to ewenement, że posłowie muszą zmuszać obecny rząd do podstawowych działań...
- Opieszałość ministrów jest niezrozumiała. Przecież PiS, Samoobrona, LPR deklarowały, że zbadają nieuczciwą prywatyzację. Na jednej transzy wyceny akcji TP SA państwo straciło 7 mld złotych! Można by za te pieniądze zrealizować bogaty program prorodzinny albo wybudować stadiony na Euro 2012. Na Ukrainie unieważniono wielką prywatyzację hut. Nie rozumiem, dlaczego u nas praworządność wciąż nie może się przebić. Prokuratorzy zajmują się nadużyciami prezesów na kilka milionów, a nie ośmielają się zabrać za ludzi, którzy sprzedawali polskie firmy za parę procent wartości. Nie chodzi o to, żeby łapać sprzątaczki, tylko głównych macherów wyprzedaży Polski.

Może stary układ przylgnął już do nowej władzy?
- W PiS nie brakuje ludzi związanych z tym układem. Wiceminister skarbu Paweł Szałamacha pracował przez lata w kancelarii Cliffort Chance, która opracowała projekt przejęcia potężnego Banku Gdańskiego przez maleńki BIG opanowany przez postkomunistyczną nomenklaturę. Jerzy Zdrzałka, doradca PiS, był prezesem PZU w 2001 r., gdy powstawał w PZU Fundusz Skarbiec Kasa II, który podejrzewany jest o to, że przekazał pieniądze na rzecz BIG Banku. Musiał mieć spore zasługi, skoro pod koniec 2001 r. Banco Commercial Portugues (BCP), wtedy jeden z głównych udziałowców Eureko, zatrudnił Zdrzałkę jako wiceprezesa centrali BCP w Portugalii. Pracował tam do 2005 roku. A potem został doradcą gospodarczym PiS! Mirosław Styczeń, do niedawna członek zarządu głównego PiS, współautor programu "Trzy miliony mieszkań" - był głównym doradcą prezesa BIG Bogusława Kotta w momencie prywatyzacji PZU. To właśnie on zatelefonował do premiera Buzka, aby natychmiast zdymisjonował ministra Chronowskiego, gdy ten wniósł pozew do sądu o stwierdzenie nieważności umowy prywatyzacyjnej PZU. Chronowski został wyrzucony, a jego następczyni - Aldona Kamela-Sowińska - wycofała pozew z sądu. Wielu ludzi zamieszanych w sprawę PZU jest dziś związanych z PiS. Podejrzewam, że to właśnie z ich powodu partia ta ma w sprawie PZU związane ręce.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-04-30

Autor: wa

Tagi: zygmunt wrzodak