Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Porzucić Boga z woli Bożej. O trzecim i czwartym stopniu pokory

Treść

Stopnie pokory przemawiają do nas dopiero kiedy się je czyta w całym kontekście, w całości, jeden wynika z drugiego. Na samym początku człowiek musi uwierzyć, że jest Bóg, zacząć żyć wiarą w Boga, musi zacząć być przenikany Bożą obecnością, a Bóg staje się dla człowieka kimś ważnym, coraz ważniejszym.

Przed nami trzeci stopień, bardzo lapidarny. Przeczytajmy go:

Trzeci stopień pokory: jeśli z miłości do Boga poddajemy się z całkowitym posłuszeństwem przełożonemu naśladując Pana, o którym mówi Apostoł: Stał się posłuszny aż do śmierci (Flp 2,8) (RB 7,34).

No i koniec, tyle. Gdy patrzymy na ten stopień, to najlepiej na tym przykładzie widać, że nie wolno poszczególnych stopni pokory sobie wybierać i wyjmować z tej drabiny, jak rybki z akwarium. Stopnie pokory przemawiają do nas dopiero kiedy się je czyta w całym kontekście, w całości, jeden wynika z drugiego. Na samym początku człowiek musi uwierzyć, że jest Bóg, zacząć żyć wiarą w Boga, musi zacząć być przenikany Bożą obecnością, a Bóg staje się dla człowieka kimś ważnym, coraz ważniejszym. I wiemy, że ten proces nigdy nie ma końca, bo w Panu Bogu zawsze można jeszcze bardziej się zakochać, można Go jeszcze bardziej poznać. To wysycenie Panem Bogiem jest zadaniem na wieczność. Konsekwencją tego jest drugi stopień, kiedy człowiek Panu Bogu chce być posłuszny. Będzie robił tylko to, co Pan Bóg od niego chce. Wyrzeka się własnej woli, zaczyna żyć ukierunkowany w jednym celu – wypełniania woli Bożej. Jak się człowiek w tym wszystkim rozsmakuje, w Panu Bogu, w Jego obecności, w Jego woli, to dopiero wtedy dochodzi do trzeciego stopnia, w którym może być posłuszny przełożonemu. Nie zaczyna się od tego – to jest nauka 7. rozdziału – że człowiek będzie posłuszny człowiekowi, przełożonemu. Jest to możliwe dopiero wtedy i tylko wtedy, kiedy na samym początku rozkocha się w Panu Bogu i będzie chciał okazać posłuszeństwo właśnie Jemu. Wtedy dopiero dostrzeże w przełożonym (chociaż tutaj jest użyty bardzo enigmatyczny rzeczownik, maior, a w języku łacińskim maior może oznaczać przełożonych w ogóle, ale też starszych, także przodków) kogoś, kto reprezentuje Boga i dlatego, z miłości do Boga, może być mu naprawdę posłusznym. Na trzecim stopniu, kiedy człowiek rozkocha się w Bogu i rozkocha się w posłuszeństwie wobec Niego, wtedy jest w stanie być posłusznym drugiemu człowiekowi. Zadajmy sobie pytanie: w jakim stopniu? I Reguła odpowie: „Naśladując Pana, o którym mówi Apostoł: Stał się posłuszny aż do śmierci”. Taka jest granica. Czasami może nas to tyle kosztować… Przy czym zapowiedź śmierci, pamiętajmy o tym, jest również zapowiedzią zmartwychwstania, bo Chrystus Pan nie tylko umarł, ale również zmartwychwstał. I żeby lepiej zrozumieć ten trzeci stopień pokory, warto mieć na biurku, obok Reguły, otwarty List do Filipian i czytać sobie drugi rozdział, czyli Hymn o Kenozie Chrystusa (zob. Flp 2,6–11) – wtedy okaże się, o co tak naprawdę chodzi. Miłość do Boga i chęć naśladowania Chrystusa od razu zdejmuje z posłuszeństwa klasztornego jakikolwiek odcień polityki czy „wewnętrznych rozgrywek”. Nie ma stronnictw politycznych w klasztorze. Owszem, pojawiają się czasami takie tendencje, żeby tworzyć ugrupowania, które nawzajem się zwalczają, tylko że… to nie tak. W niebie nie ma stronnictw, nie ma zwolenników jezuitów i franciszkanów, wszyscy są tam jedno. Klasztor ma być odbiciem nieba, więc posłuszeństwo powinno wynikać z miłości i chęci naśladowania Pana.

Jak widzimy, dopiero na trzecim stopniu docieramy do człowieka. Pierwszy i drugi stopień to bardzo intymne rozwijanie relacji z Panem Bogiem. Zresztą, jak czytamy Prolog, to dostrzegamy dokładnie to samo. W Prologu ani raz nie pada słowo „opat”, chociaż później jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Prolog skupia się na tym, aby uformować przychodzącego do klasztoru człowieka w osobistym stosunku do Pana Boga, żeby się w Panu Bogu rozmiłował. Dopiero potem przychodzi cała reszta nauczania. To jest właśnie odpowiednik tych dwóch pierwszych stopni: zakochaj się w Bogu, to będziesz dobry w klasztorze.

Płynnie przechodzimy do stopnia czwartego, który jest ze wszystkich stopni najtrudniejszy. Czytamy tak:

Czwarty stopień pokory: jeśli w sprawach trudnych i w przeciwnościach, a nawet doznając jakiejś krzywdy, zachowujemy w posłuszeństwie milczącą i świadomą cierpliwość, a znosząc wszystko, nie słabniemy i nie odchodzimy, gdyż Pismo mówi: Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 24,13), a w innym miejscu: Niech się twe serce umocni i wyczekuj Pana (Ps 27[26],14). Aby zaś wskazać, że ten, kto jest wierny, powinien znieść dla Pana wszystko, nawet najgorsze przeciwności, Pismo mówi w imieniu cierpiących: Lecz to przez wzgląd na Ciebie ciągle nas mordują, mają nas za owce na rzeź przeznaczone (Ps 44[43],23). A cierpiący, bezpieczni w swojej ufności w zapłatę Bożą, dodają, pełni wesela: Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował (Rz 8,37) (RB 7,35–39).

Dalej jest o policzkowaniu, o znoszeniu braci fałszywych, itd. Czwarty stopień pokory, który jest niejaką konsekwencją tego bardzo ścisłego związania się ze wspólnotą, to moment w życiu, który powtarza się regularnie. Mianowicie, jest to chwila, kiedy w sposób szczególnie brutalny doświadczamy słabości własnej i słabości innych ludzi, z którymi żyjemy w klasztorze. Jest to czas, kiedy człowiek traci złudzenia. Do głosu dochodzą bardzo silnie ludzkie słabości. Wtedy pojawia się ta olbrzymia pokusa, żeby skapitulować i uciec z domu, bo albo człowiek doświadcza własnej słabości, albo słabości ze strony tych, którzy powinni być dla niego wsparciem. To jest ten moment, o którym czytamy w apoftegmatach odnośnie do abba Arseniusza. Podobno Arseniusz każdego dnia pytał samego siebie na pustyni w Egipcie: Arseniuszu, po co tu przyszedłeś? Czwarty stopień jest takim momentem, kiedy człowiek powinien sobie to pytanie zadać. Nie przyszliśmy tutaj, bo jest taka czy inna osoba, nie przyszliśmy tutaj, bo tak czy inaczej nam się wydawało, tylko przyszliśmy do klasztoru przede wszystkim dla Pana Boga. To jest sprawdzian motywacji. I tak naprawdę na czwartym stopniu dokonuje się dopiero właściwy wybór życia monastycznego. Tutaj przychodzi całkowite oczyszczenie i wybór ze względu na Boga. W tej chwili dochodzi też do szczególnego oczyszczenia obrazu Stwórcy, który nosimy w sercu. Zawsze kiedy o tym jest mowa, to przypomina mi się fragment kazania Mistrza Eckharta, kiedy mówi on, że największą rzeczą, jaką człowiek może zrobić, to porzucić Boga dla Boga, albo inaczej: porzucić Boga z woli Bożej. Eckhart to tłumaczy tak: kiedy Szaweł jechał do Damaszku i upadł na ziemię, to wtedy porzucił Boga z woli Bożej, bo wcześniej mu się wydawało, że Bóg żąda od niego, żeby mordował chrześcijan i wsadzał ich do więzienia, a pod Damaszkiem zdał sobie sprawę z tego, że Bóg jest zupełnie inny niż mu się wydawało i właśnie w tym momencie porzucił Boga dla Boga, porzucił Boga z woli Bożej. Ten czwarty stopień jest takim momentem, kiedy weryfikujemy nasze myślenie o Panu Bogu i ono bardzo często okazuje się fałszywe. Musimy zrewidować nasz pogląd na Niego, na to kim jest. Dzieje się to pod wpływem okoliczności, ale też kiedy na nowo dociera do nas głos słowa Bożego.

Fragment książki Fundamenty duchowości benedyktyńskiej

Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie.

Żródło: cspb.pl, 25

Autor: mj