Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Portugalczycy ponownie odrzucą lewicowe eksperymenty?

Treść

9 lat po próbie liberalizacji ustawy aborcyjnej Portugalczycy znów zostali zmuszeni do wypowiedzenia się w tej sprawie. Jutro, w święto Matki Bożej z Lourdes, odbędzie się w tym kraju referendum, poprzez które lewicowe władze chcą uzyskać zgodę społeczeństwa na niekaranie procederu zabijania poczętych dzieci.


Chrześcijańska organizacja "Nie, dziękuję", prowadząca kampanię przeciwko zmianom obecnego prawa, podkreśla, że przyjęcie propozycji rządu oznaczałoby zgodę na płacenie przez podatników za zabijanie poczętych dzieci. "Nie, dziękuję" pragnie uświadomić społeczeństwu, czym jest aborcja i jakie ślady pozostawia zawsze w każdej kobiecie. "Płodowi w 10. tygodniu bije już serce" - wskazuje w swoich materiałach. Proponuje także, aby "pieniądze wydane na aborcję przeznaczyć na pomoc kobietom, które zaszły w ciążę, ponieważ zawsze można znaleźć jakieś wyjście".
Portugalczycy będą musieli odpowiedzieć na to samo pytanie, które władze zadały społeczeństwu 9 lat temu: "Czy zgadza się Pan/Pani na niekaralność dobrowolnego przerwania ciąży, jeśli jest ono dokonane z wyboru kobiety w pierwszych 10 tygodniach i w ośrodku zdrowia prawnie autoryzowanym?". Głównym celem nowej ustawy jest - zdaniem socjalistycznego premiera José Sócratesa, który osobiście zaangażował się w agitowanie za liberalizacją obecnego prawa - uniknięcie kar dla kobiet, które dokonały aborcji. Obecna ustawa, która pochodzi z 1984 roku, dopuszcza aborcję w pierwszych 12 tygodniach jedynie w przypadku gwałtu, jeśli istnieje ryzyko dla życia lub zdrowia matki lub w przypadku poważnej choroby poczętego dziecka. Nakłada natomiast karę nawet do trzech lat więzienia na kobiety, które dokonały nielegalnej aborcji, a 2-8 lat dla lekarza, który ją przeprowadził. Aktualnie w kraju dokonuje się ok. 1000 legalnych aborcji. Lekarze szacują jednak, że liczba nielegalnych aborcji waha się w granicach 20-40 tysięcy. Wiele z nich przeprowadza się w klinikach sąsiedniej Hiszpanii.
Niedzielne referendum odznacza się trzema cechami, które czynią je szczególnie przykrym dla katolików. Pierwsza to sam fakt przeprowadzenia referendum w sprawie ludzkiego życia. Ujawnia to główną słabość systemu demokratycznego: jego ambicję bycia ponad wszelką etyką. Kiedy ludzie sami decydują o tym, co jest dobre i co jest złe, bez żadnego odniesienia do prawa naturalnego, pozostawiają otwarte drzwi dla największych okrucieństw. Historia zna już wiele tragicznych przykładów.
Po drugie, w 1998 roku odbyło się już referendum podobne do niedzielnego. Zwolennicy liberalizacji prawa aborcyjnego przegrali je wówczas. W myśl zdroworozsądkowego podejścia do sprawy nie powinno odbyć się kolejne referendum na ten temat, przynajmniej dopóki nie minie 50 lat. Tymczasem partia socjalistyczna, która promuje modyfikację aktualnej ustawy, jest zdecydowana, aby naciskać aż do skutku. Gdyby wygrała je wówczas lub jeśli wygra je teraz, będzie bardzo trudno, wręcz niemożliwe, cofnąć raz uchwaloną ustawę o niekaralności aborcji.
Trzecia cecha ma związek z dniem, jaki został wybrany na referendum: 11 lutego, świętem Matki Bożej z Lourdes, Uzdrowienia Chorych. Tego dnia wspomina się objawienie Maryi św. Bernadetcie, podczas którego nazwała samą siebie Niepokalanym Poczęciem. - Diabeł jest tak pewny wygranej, że chce upokorzyć w ten sposób tych, którzy bronią życia - podkreślił znany publicysta ks. Santiago Martín. Zaprosił on do modlitw i pokuty, aby w ojczyźnie Siostry Łucji "nie dokonała się podobna nikczemność".
Zwolennicy ustawy o niekaralności aborcji robili w ostatnich dniach wszystko, aby zdobyć poparcie, głównie wśród młodzieży, i przekroczyć wymagany próg frekwencji (50 proc.) niezbędny do tego, aby referendum było ważne. Szermowali oni argumentami, wysuwanymi m.in. przez premiera, że liberalizacja ustawy położyłaby kres "ranie społecznej", jaką są nielegalne aborcje szacowane na ok. 18 tysięcy.
Od 1998 roku 30 kobiet w Portugalii było sądzonych za nielegalną aborcję. 14 zostało skazanych na karę więzienia, którą zamieniono na grzywnę lub zawieszono.
Debata w sprawie zmiany prawa toczyła się głównie w mediach, a nawet w parlamencie. Największa manifestacja odbyła się w Lizbonie 28 stycznia br., kiedy ok. 10 tys. osób wg policji (15 tys. zdaniem Agencji Reutera) zwołanych przez organizacje chrześcijańskie (m.in. "Nie, dziękuję") protestowało przeciwko nowej ustawie. Partie lewicowe i organizacje popierające ustawę o niekaralności aborcji z coraz większym niepokojem patrzą nie tyle na wzrost liczby przeciwników ustawy, ile na możliwość fiaska referendum i nieważności jego wyników, jeśli frekwencja nie przekroczy 50 procent. Tymczasem według organizacji "Nie, dziękuję", w plebiscycie weźmie udział najwyżej 47 proc. uprawnionych do głosowania. W referendum w 1998 r. ustawa została odrzucona przez 51,9 proc. głosujących (48,1 proc. głosowało za). Obecnie według niektórych badań liczba zwolenników liberalizacji jest nieznacznie wyższa niż liczba przeciwników, jednak inne ośrodki badawcze wskazywały, że ostatnio szeregi zwolenników zmiany prawa topniały.
Metropolita Lizbony ks. kard. José Da Cruz Policarpo zaapelował do tych, którzy pójdą w niedzielę do urn, aby "posłuchali, zanim pójdą głosować, intymnego głosu własnego serca, tyle razy zranionego hałasem wokół tej kwestii".
o. Marek Raczkiewicz CSsR
"Nasz Dziennik" 2007-02-10

Autor: wa