Poranieni przez "Strach"
Treść
W Gdańsku odbyła się promocja książki prof. Marka Chodakiewicza "Po Zagładzie. Stosunki polsko-żydowskie 1944-1947". Sala hotelu Holiday Inn w centrum miasta, przy Podwalu Grodzkim, pękała w szwach. Organizatorzy z oddziału gdańskiego IPN żałowali, że nie wynajęli większego pomieszczenia. Nikt się jednak nie spodziewał, że przyjdzie aż tyle osób - więcej niż wysłanych zaproszeń! Gdy po wystąpieniach autora i zaproszonych historyków rozpoczęły się pytania i wypowiedzi z sali, mój kolega, obecny od początku i uważnie słuchający, powiedział: - To nie jest promocja książki Chodakiewicza. Tu przyszli ludzie, których Gross poranił swoim "Strachem". Jakby w odpowiedzi na jego słowa o głos poprosiła Maria Fieldorf-Czarska, córka gen. bryg. Augusta Emila Fieldorfa "Nila", zastępcy dowódcy AK, zamordowanego po wojnie z wyroku komunistycznego sądu wojskowego. Na sali zrobiła się cisza i w tej ciszy pani Maria zwróciła się z pytaniem do prof. Chodakiewicza: - Panie profesorze, mam pytanie i zarazem wielką prośbę. Czy pan profesor będzie kontynuował swoje prace o stosunkach polsko-żydowskich także w okresie późniejszym, nie tylko do roku 1947? Bo, widzi pan, mój ojciec został zamordowany w więzieniu mokotowskim, w lutym 1953 roku. Wszystkie osoby uczestniczące w śledztwie przeciwko niemu, oskarżające go i "sądzące", wszystkie bez wyjątku były Żydami i nigdy nie zostały ukarane - także tych troje, którzy dożyli naszych czasów. Czy to też należy do "stosunków polsko-żydowskich po Zagładzie", czy już nie? Nie nauka, lecz demagogia Zanim spotkanie się zaczęło, Telewizja Gdańsk nagrała wypowiedzi do wieczornego programu informacyjnego "Panorama". Zarówno prof. Chodakiewicz, jak i dr Piotr Gontarczyk z centrali IPN w Warszawie zgodnie podkreślali, że książka Jana Grossa "Strach" nie jest opracowaniem naukowym, wbrew naukowym tytułom autora, nie jest też pracą rzetelną. Jest raczej publicystycznym paszkwilem, w którym dowolnie manipuluje się liczbami wziętymi skądkolwiek, zasłyszanymi, niezweryfikowanymi relacjami czy tendencyjnymi publikacjami z gazet. Już w trakcie spotkania profesor Chodakiewicz przypomniał, że Gross, pisząc swój paszkwil, nie czytał jego książki, mimo że jest ona dostępna na rynku amerykańskim od roku 2003. Człowiek z tytułem naukowym, zanim przystąpi do pisania, szuka literatury przedmiotu, zwłaszcza tej najnowszej. Jeśli tego nie robi, to znaczy, że nie interesuje go naukowe ustalenie faktów, tylko przeforsowanie z góry założonej tezy. W przypadku "Strachu" jest to teza o krwiożerczych Polakach, "faszystach z AK", którzy pomagali Niemcom w holokauście. Moja mama? Profesor Chodakiewicz jest młodym (rocznik 1962), ale uznanym już naukowcem, profesorem historii i dziekanem w The Institute of World Politics w Waszyngtonie. Doktoryzował się w Columbia University w Nowym Jorku. Przed trzema laty prezydent USA mianował go członkiem Amerykańskiej Rady do spraw Upamiętniania Holokaustu. Książka "Po Zagładzie" nie jest jego pierwszą ani nawet najważniejszą pracą poświęconą stosunkom polsko-żydowskim w XX wieku. Ze względu na panujące w naszej krajowej historiografii ubóstwo rzetelnych opracowań w tym zakresie, spowodowane autocenzurą wymuszaną przez medialne lobby filosemickie, publikacje prof. Chodakiewicza są obecnie podstawowymi i niezastąpionymi źródłami wiedzy o stosunkach polsko-żydowskich w XX wieku. Te stosunki są zakłamane i zdeformowane nie tylko w naszej historiografii krajowej. Może jeszcze bardziej na gruncie amerykańskim, gdzie w sposób nieskrępowany uprawia się propagandę antypolską i przeciętny Amerykanin jest głęboko przekonany o tym, że bez pomocy Polaków Hitler nie wymordowałby tylu Żydów! Co gorsza, Polacy nawet po wojnie kontynuowali jego dzieło! Profesor podał charakterystyczny przykład. Kiedyś został zaproszony do znajomych. Była tam już ich znajoma, amerykańska Żydówka. Kiedy się dowiedziała, że jest Polakiem, natychmiast zaatakowała: - Jesteś Polakiem? A czy wiesz, że twoja matka i twój ojciec mordowali w czasie wojny Żydów!? - Nic mi o tym nie wiadomo - odparł profesor. - Moja mama urodziła się w roku 1937... - To nie szkodzi - odparła Żydówka... Ten dialog jest swego rodzaju metaforą obecnych "dyskusji" o "Strachu" Grossa. Kiedy się próbuje polemizować z miłośnikami antypolskich uogólnień autora, podając fakty, zawsze na końcu słyszy się, że i tak Gross ma rację, bo przecież antysemityzm jest wstrętny... W ten sposób wracamy do punktu wyjścia i zaczynamy jałową dyskusję od nowa. W gruncie rzeczy nie chodzi o ustalenie faktów historycznych, lecz o ugruntowanie propagandowych, antypolskich tez. "Empatia", czyli zgadzam się na wszystko... Kiedy na publicznych spotkaniach - na przykład ostatnio w Krakowie - ktoś udowodni Grossowi, że pisze nieprawdę, on nie reaguje i nie odpowiada. Mówi, że tamtej osobie brak "empatii", która jest konieczna, by rozmawiać na tak bolesny temat. "Empatia" polega zaś na całkowitym i bezkrytycznym pogodzeniu się z tym, co wypisuje autor. "Nieważne, ilu Żydów zginęło po wojnie w Polsce. Nawet gdyby zginął tylko jeden, to po zagładzie byłaby to i tak hańba" - słyszymy niby słuszne, a przecież jakże demagogiczne opinie, na przykład Szewacha Weissa. Z tych opinii wyłania się jakiś koszmarny żydowski rasizm: mogli zabijać innych, ale zabijanie Żydów było hańbą! A przecież można tym ludziom odpowiedzieć tak samo: "Nieważne, ilu polskich patriotów zamordowali Żydzi z NKWD i UB po wojnie. Nawet gdyby to był tylko jeden, to po wojennej gehennie Narodu Polskiego, który podjął jako pierwszy walkę z Hitlerem, byłaby to i tak hańba". Gdybyśmy chcieli dyskutować tylko w taki sposób, historia byłaby niepotrzebna. Wystarczyłaby sztuka przekonywania, urabiania opinii publicznej. Z takiego założenia wychodzi autor "Strachu". "Trauma", czyli usprawiedliwienie zbrodni Czy naprawdę nie jest ważne, ilu Żydów zginęło w tych pierwszych latach po wojnie? Przecież chodzi o ustalenie, czy w tych latach Żydzi podlegali jakiejś szczególnej dyskryminacji, w porównaniu z ogółem społeczeństwa Polski pojałtańskiej. Historycy szacują, że w pierwszej dekadzie po wojnie na terenie Polski zginęło około 100 tysięcy ludzi. Miało to związek z drastycznym procesem sowietyzacji kraju. Większość tych ludzi zginęła w pierwszych latach tego okresu. Czy naprawdę nie mają znaczenia ustalenia profesora Chodakiewicza, że w latach 1944-1947 na terenie Polski pojałtańskiej zginęło od 253 do 618 Żydów? Przecież z porównania tych danych jasno wynika, że Żydzi nie tylko nie podlegali jakiejś szczególnej dyskryminacji, ale zginęło ich w tym czasie mniej niż chrześcijan. Nie tylko w liczbach bezwzględnych. Także w proporcji do ogólnej ich liczby, zmieniającej się w tym czasie z powodu migracji. Czy śmierć każdego Żyda jest w tym czasie "hańbą"? Polskie oddziały partyzantki antykomunistycznej likwidowały w tamtych latach konfidentów UB i funkcjonariuszy UB w ogóle. Obowiązywała zasada, że reprezentują oni obce państwo, które dąży do zniewolenia Polski. Zasada niewątpliwie słuszna, racjonalna. Na ostrzegawcze baty na goły tyłek za wysługiwanie się bezpiece, a w przypadkach bardziej drastycznych na kulę, zasługiwał zarówno bezpieczniak czy konfident pochodzenia polskiego, białoruskiego, ukraińskiego, jak i żydowskiego. Czy przed rozstrzelaniem konfidenta mieliśmy obowiązek pytać, czy nie jest aby Żydem? Bo jeśli tak, to puszczamy cię wolno. Jesteś co prawda łajdakiem i stanowisz dla nas zagrożenie, ale reprezentujesz naród wybrany po holokauście, więc rób, co chcesz... Prosimy tylko, byś nas nie torturował podczas przesłuchania. Szalom, bracie... Stereotypy Nie tylko prace historyczne o relacjach polsko-żydowskich, ale także relacje poszczególnych ludzi opierają się na stereotypach, co bardzo zaciemnia prawdziwy ich obraz - powiedział profesor Chodakiewicz. Z jednej strony mamy więc "faszystów z AK", z drugiej "żydokomunę". Każdy stereotyp, jako uproszczenie, schemat, jest nieprawdziwy. Jeśli jednak jeden z tych stereotypów ("Polak antysemita") uczynimy podstawą wszelkich rozważań; jeśli nie zweryfikujemy krytycznie relacji spisywanych po latach i nacechowanych uprzedzeniami i uproszczeniami, to o poszukiwaniu prawdy można od razu zapomnieć. Relacje żydowskie, zawarte w książce Grossa, przyjmowane są bezkrytycznie. Baza danych jest bardzo skromna, resztę tworzy stereotyp. Liczba tych nierzetelnych, spisywanych tendencyjnie relacji jest tak wielka, że antypolskie stereotypy przebiły się w Ameryce nawet do publikacji naukowych, gdzie funkcjonują jako raz na zawsze ustalone. Powstańcy Profesor Chodakiewicz konsekwentnie używa w odniesieniu do uczestników powojennej, antykomunistycznej konspiracji zbrojnej określeń "powstańcy" lub "niepodległościowcy". Warto na to zwrócić uwagę polskim historykom w kraju. Wielu z nich w ogóle neguje takie zjawisko jak opór zbrojny przeciwko sowietyzacji kraju w pierwszych latach po wojnie. Nazywają to "wojną domową"! Tak jakby sowieckie NKWD - UB i PPR były przejawem sympatii Narodu Polskiego do bolszewizmu. Tak jakby sowieckie zdominowanie Polski było "rewolucją społeczną"! Niezależny, funkcjonujący poza krajowym grajdołem habilitowanych w PRL historyków, amerykański uczony pozwala nam spojrzeć na powojenne wydarzenia bez nalotu peerelowskiej historiografii, dla której sowietyzacja Polski była przedmiotem afirmacji, była wyższym stadium "rewolucji"! Dziś, choć cenzury już nie ma, ci sami ludzie - w trosce o swoje wcześniejsze "dokonania" - dalej zaciemniają obraz, przyjmując nie polski punkt widzenia, lecz "marksistowski" dogmat, tyle że ubrany w nowe szaty i uzupełniony przez dogmat "antysemityzmu", który, w domyśle, usprawiedliwiał ubecką rozprawę z podziemiem niepodległościowym. To są bardzo ważne kwestie. Bez jasnego obrazu dramatycznej sytuacji Polaków, walczących po wojnie o niepodległy byt państwa polskiego z sowieckimi formacjami ministerstwa wnutriennych dieł i ich "polskimi" odpowiednikami, niemożliwe jest także zrozumienie stosunków polsko-żydowskich i śmierci w okresie po 1944 r. tysięcy ludzi - nie tylko Żydów i nie przede wszystkim Żydów! Powojenny bandytyzm Tuż po zakończeniu wojny broń była powszechnie dostępna. Walała się po lasach. W tej sytuacji, a także w związku z deprawacją części społeczeństwa, spowodowaną polityką obydwu okupantów, szerzył się pospolity bandytyzm. Na porządku dziennym były rabunki, dokonywane na ludziach przypadkowych, niezależnie od ich narodowości czy religii. Czy zabójstwo w celach rabunkowych na Polaku mamy traktować jako zwykły bandytyzm, a takie samo zabójstwo na Żydzie jako przejaw "polskiego antysemityzmu"?! Ofiarami bandytyzmu byli wówczas wszyscy. Jeśli chcemy pokazać rzetelny obraz, to trzeba każdy odnotowany przypadek śmierci Żyda w tym czasie przeanalizować pod kątem okoliczności. Inaczej obraz będzie wykrzywiony, nieprawdziwy. Jedną z przyczyn powojennego bandytyzmu, zdaniem profesora Chodakiewicza, było eksterminowanie przez Sowiety oficerów i żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego - podczas operacji "Burza" i po jej zakończeniu. Skutek był taki, że zniszczono policję i sądownictwo, w zamian nic nie dając. Placówki milicyjno-ubeckie nie tylko nie potrafiły obronić ludności przed bandytyzmem, ale także same dopuszczały się bandyckich rabunków i mordów. To są udokumentowane fakty. Z bliska Kiedy się analizuje poszczególne przypadki, wyłania się zupełnie inny obraz skomplikowanych relacji między Polakami i Żydami. Podczas wojny tysiące Polaków pomagało Żydom. Po wojnie byli też tacy Żydzi, którzy, korzystając ze swych koneksji w nowych "władzach", pomagali Polakom. Profesor podał przykład, który - mimo powagi materii - wzbudził wesołość na sali: Żyd zaświadczył na UB, że żołnierz AK, któremu groziła śmierć, w czasie wojny ukrywał w swoim domu 19 Żydów. Tego żołnierza oskarżali i "sądzili" przed wojskowym sądem sami Żydzi. Zarówno sędzia, jak i prokurator oraz ubek byli Żydami. Relacja o ukrywaniu Żydów skruszyła ich sumienia. Żołnierz zamiast wyroku śmierci dostał "tylko" dożywocie... W tym momencie przypomniałem sobie mocno eksploatowany przez "Gazetę Wyborczą" przykład Juliana Tuwima, którego wstawiennictwo w bezpiece uchroniło podobno przed śmiercią pewnego żołnierza NSZ. To ma być koronny dowód na niewdzięczność Polaków i szlachetność Żydów. Można jednak zapytać, ilu ludziom Tuwim nie pomógł... Był pieszczochem reżimu, na lotnisku, po przylocie z USA, witał go sam Jakub Berman. Jeszcze w czasie wojny Wanda Wasilewska proponowała Stalinowi, by mianował go członkiem KRN. Po wojnie jeździł specjalnym samochodem z żółtymi firankami, miał kierowcę i obstawę. Ilu ludziom mógł pomóc, a ilu rzeczywiście pomógł? Powojenny "antysemityzm" nie był żadną kontynuacją holokaustu, jak chce Gross. Sytuacja była zasadniczo różna od tej wojennej. Teraz to nie Żydzi, lecz polscy patrioci byli ścigani jak zwierzęta i każdego dnia groziła im śmierć - albo skrytobójcza, albo po pokazowym procesie przeciwko "wrogom ludu" i "faszystom". Wielu Żydów służyło Sowietom w zniewalaniu Polski. Wielokrotnie więcej niżby to wynikało z proporcji ludności. W samej kadrze kierowniczej UB (centrala, urzędy wojewódzkie) było ich ponad 38 procent (ustalenia IPN)! Jeśli ktoś twierdzi, że to nie ma związku z relacjami polsko-żydowskimi w pierwszych latach po wojnie, to albo nie wie, co mówi, albo świadomie kłamie z przyczyn pozamerytorycznych. Na całym świecie W samym tytule paszkwilu Grossa ("Anti-Semitism in Poland after Auschwitz" - "Antysemityzm w Polsce po Auschwitz"), przezornie zmienionym jako zbyt drastyczny w polskim tłumaczeniu, zawarta jest wyjątkowo podła teza o polskiej obojętności na to, co spotkało Żydów w czasie wojny. Jak można być antysemitą po Auschwitz? Profesor Chodakiewicz przypomniał nieznane w Polsce fakty: w powojennym Paryżu odbywały się demonstracje z powodu powrotu ocalonych Żydów do swych domów! Na całym świecie można było spotkać przejawy niechęci do Żydów, niezależnie od ich wojennej zagłady. Wynikały one z różnic kulturowych i religijnych oraz z faktu izolowania się Żydów w obrębie własnych społeczności. To nie był antysemityzm, można najwyżej mówić o "antyżydowskości", niechęci z powodów kulturowych. Różnica między powojennym Paryżem a Warszawą była jednak taka, że za demonstracjami w Paryżu nie stała sowiecka bezpieka, prowokująca, tak jak w Kielcach, gdzie większość uczestników ataku na dom żydowski wywodziła się z UB, milicji i ORMO. - Podstawą do zrozumienia sytuacji w ówczesnej Polsce - podkreślił profesor - jest świadomość zniewolenia i trwającego od końca wojny, od operacji "Burza", powstania niepodległościowego. Niechęć do Żydów występowała zarówno w Polsce, jak i w innych krajach europejskich. Jest jednak zasadnicza różnica między antysemityzmem tradycyjnym, wyrażającym się niechęcią do Żydów, a antysemityzmem eksterminacyjnym, wprowadzonym przez Niemców. "Polska antyżydowskość z holocaustem nie miała nic wspólnego" - zakończył swoje wystąpienie profesor Chodakiewicz. Historia to źródła Doktor Grzegorz Berendt, znawca powojennych stosunków polsko-żydowskich, wyraził się z szacunkiem o pracy prof. Chodakiewicza, który "nie boi się żadnego źródła i żadnej książki. Dla niego jedynym ograniczeniem jest hebrajski. Ten autor nie zna ani indeksu ksiąg zakazanych, ani zakazanych autorów" ... Była to wyraźna aluzja do "metod badawczych" Grossa. Doktor Piotr Gontarczyk powtórzył to, o czym wcześniej mówił telewizyjnej "Panoramie": książka Grossa nie jest opracowaniem naukowym, lecz tekstem propagandowym, opartym na antypolskich stereotypach, na powszechnej niewiedzy czytelników tej książki o sytuacji w Polsce w pierwszych latach po wojnie. Brak proporcji Książka Marka Chodakiewicza traktowana jest powszechnie jako "odpowiedź" na książkę Grossa. Jeszcze raz trzeba więc podkreślić, że ta książka ukazała się już w roku 2003, tylko że po angielsku. Teraz została wydana przez IPN w wersji polskiej. Dobrze, że tak się stało, bo łatwiej jest pokazać manipulacje autora "Strachu". Można mieć jednak wątpliwości co do jej skuteczności w takiej roli. Po pierwsze, paszkwil Grossa ukazał się w nakładzie 60 tysięcy egzemplarzy, a książka Chodakiewicza - tysiąca. IPN nie stać na duże wydatki, kolejne, gotowe prace z planu wydawniczego na ten rok czekają na opublikowanie. Po drugie, wysokonakładowa prasa w Polsce robi paszkwilowi Grossa szaloną reklamę. Mimo ogromnego nakładu książka znika z półek. Szkoda, że wydawnictwo z nazwy "katolickie" przyłożyło do tego ręki. Nie zawsze zysk jest najważniejszy. Szkoda, że zgodzono się na manipulacje w polskim przekładzie. Gdyby tekst został przetłumaczony dokładnie tak, jak jest w wydaniu amerykańskim (poczynając od tytułu), antypolonizm "Strachu" byłby jeszcze bardziej widoczny. Co innego serwuje się czytelnikowi amerykańskiemu, ignorantowi w zakresie historii Polski, urabianemu od lat propagandą o polskim "antysemityzmie", a co innego czytelnikowi polskiemu. Na takie manipulacje żaden uczciwy wydawca się nie zgodzi. Ten się zgodził... Wielu moich znajomych przegląda w tych dniach swoje domowe biblioteki i pracowicie wyciąga z półek książki wydawnictwa Znak. Idą z nimi do antykwariatu albo prosto na śmietnik. Szkoda, to było kiedyś dobre wydawnictwo... Piotr Szubarczyk Chodakiewicz M.J. Po Zagładzie. Stosunki polsko-żydowskie 1944-1947. Przekład Anna Madej. IPN, Warszawa 2008. Tytuł oryginału: After the Holocaust. Polish-Jewish Conflict in the Wake of World War II (2003). "Nasz Dziennik" 2008-01-30
Autor: wa