Poranek szczęścia
Treść
Barbara Wachowicz
"Roku tysiąc osiemset dziesiątego dnia dwudziestego trzeciego miesiąca kwietnia przed nami proboszczem brochowskim, sprawującym obowiązki urzędnika stanu cywilnego gminy parafii brochowskiej powiatu sochaczewskiego w departamencie warszawskim, stawili się Mikołaj Chopyn, ojciec, lat mający czterdzieści, we wsi Żelazowej Woli zamieszkały i okazał nam dziecię płci męskiej, które urodziło się w domu jego w dniu dwudziestego drugiego miesiąca lutego o godzinie szóstej wieczorem roku bieżącego, oświadczając, iż jest spłodzone z niego i Justyny z Krzyżanowskich, liczącej lat dwadzieścia osiem, jego małżonki i że życzeniem jego jest nadać mu imiona Fryderyk Franciszek...".
Tak brzmi zapis w księdze kościoła św. Rocha w Brochowie, wzniesionego nad brzegami rzeki Bzury. W tej świątyni 2 czerwca 1806 roku brali ślub rodzice Chopina, wchodząc w bardzo szczęśliwy związek. Ta data jest pewna. Natomiast data narodzin Fryderyka umieszczona w księdze jest błędna. Zawierzyć możemy pamięci matczynej. Justyna Chopinowa pisała synowi tęsknie podczas lat ich rozstania: "Dzień 1 marca nadchodzi, a ja Cię uściskać nie mogę...". Sam Fryderyk list do Towarzystwa Polsko-Literackiego w Paryżu z dnia 16 stycznia 1833 roku sygnował: "F. F. Chopin, urodzony dn. 1 marca 1810". Potwierdza tę datę kochająca Fryderyka Szkotka - Jane Stirling w liście do siostry Fryderyka z dnia 1 marca 1851 roku: "On powiedział mi kiedyś: tylko moja matka, moja rodzina i pani znacie dzień moich urodzin...".
"Najdroższe kochania"
Rodzice: "Mameczka" i "Papeczka", "Najukochańsi moi", "Najdroższe kochania", "Idę spać z Waszymi listami w ręku. Toteż nawet we śnie Was tylko widzę..." - będzie pisał, tęsknie adresując czasami: "Wielmożnemu Imć Państwu Chopinostwu, Profesorstwu w Warszawie, a Memu Kochanemu Rodzicielstwu".
Co wiemy o "Najdroższych kochaniach"? O tym, który podpisał się w księdze kościelnej "Mikołay, oyciec". O tej, której Fryderyk będzie życzył: "Mameczce wszystkiego najszczęśliwszego", i wzywał ją będzie w swej chwili ostatniej: "Matka, moja biedna Matka...".
Wędrując szlakiem Chopinowskiego dzieciństwa, dotarłam onegdaj do wsi Długie pod Izbicą Kujawską. Ocalał tam pejzaż jak z Chopinowskiego mazurka. Łąki pachnące schnącymi w stogach kwiatami polnymi. Jaskółki szybkolotne nad wodami jeziora. Pagórek, na którym bielały brzozy. "Po Matce jestem pół-Kujawiak" - mawiał Chopin. Nie znano - o dziwo - miejsca ani dokładnej daty narodzin matki genialnego kompozytora. Dopiero w roku 1950 skromny urzędnik stanu cywilnego z Izbicy Kujawskiej odkrył stos dokumentów zmierzwionych i splątanych. Wyłowił z nich księgę - były to metryki. Tamże odnalazła się łacińska nota głosząca, iż dnia 14 września roku 1782 we wsi Długie ochrzczono imionami Tekla Justyna ślubną córkę szlachetnych Antoniny i Jakuba Krzyżanowskich. O atmosferze dworu w Długiem świadczy fakt, iż kuzyn pani Justyny został legendarnym bohaterem i jednym z czołowych dowódców Powstania Styczniowego. To przesławny Dionizy Czachowski.
Jak wyglądała jako młoda panna? Ferdynand Hoesick, autor pierwszej wielotomowej biografii Chopina, zbieracz sumienny, ale i plotkarz, opisuje ją jako "typ dorodnej dziewicy polskiej, o włosach jasnych jak zboże, o pogodnych szafirowych oczach". Jedyny portret matki Chopina pochodzi z roku 1829, gdy miała lat 47. Spod falbanek matronowskiego czepca wyziera szczupła twarz z charakterystycznym długim nosem, duże ciemne oczy patrzą z zadumą i troską. Portret był malowany w czasie, gdy ledwo dwa lata minęły od złożenia do mogiły jej najmłodszego dziecka - córki Emilki. Fryderyk był fizycznie podobny do matki. Po niej odziedziczył ów, tylekroć przez siebie żartobliwie wyśmiewany, długi nos. I - jak twierdzą wszyscy pamiętnikarze - talent muzyczny. Panna Justyna Krzyżanowska śpiewała nieuczenie, ale pięknie, stare pieśni szlacheckich dworków z ową sielanką "Laura i Filon", której nuta powróci w "Fantazji alla polacca" jej genialnego syna.
W Żelazowej Woli, gdzie bawiła u zaprzyjaźnionej rodziny hrabiostwa Skarbków, spotkała Mikołaja Chopina, guwernera młodego hrabicza Fryderyka Skarbka. Fantazjujący biografowie wywodzą ród ojca Chopina od niejakiego Mikołaja Szopa, szlachcica, który miał przebywać na francuskim dworze króla Stanisława Leszczyńskiego. Znakomity francuski badacz Gabriel Ladaique w roku 1987 opracował wnikliwą genealogię przodków Mikołaja Chopina - rdzennego Francuza z Lotaryngii, potomka "rzemieślników wiejskich, kochających pracę delikatną i dobrze wykonaną". Dziad Chopina po mieczu Fran?ois był kołodziejem, babka Marguerite Deflin podpisywała dokumenty krzyżykami. Tej parze urodził się 15 kwietnia 1771 roku w miejscowości Marainville syn Nicolas. Związawszy się z dworem Polaka, marszałka konfederacji barskiej Michała Paca wyjechał z nim do Polski. Miał stać się świadkiem wielkich i dramatycznych wydarzeń naszej historii - ogłoszenia Konstytucji 3 Maja w roku 1791 i drugiego rozbioru Polski w styczniu 1793 roku. W jednym z nielicznych z zachowanych listów do rodziców pyta Mikołaj, czy nie grozi mu, gdyby wrócił do Francji, powołanie do wojska - nie chciałby bowiem "zostać żołnierzem choćby w ojczyźnie".
I oto ten niechętny żołnierce młodzian - w Powstaniu Kościuszkowskim zaciągnie się w szeregi Gwardii Narodowej i będzie pełnił ofiarnie służbę na warszawskiej Pradze. Szczęśliwie w noc poprzedzającą straszliwy dzień mordu dokonanego przez wojska moskiewskie marszałka Suworowa 4 listopada 1794 roku - porucznik Mikołaj Chopin otrzymał rozkaz wycofania się przez Wisłę do Warszawy. Przerażeni warszawiacy patrzyli bezradnie z drugiego brzegu Wisły na bestialstwa Moskali mordujących bezbronnych. Z całą pewnością opowieści ojca o tym dniu odezwą się echem w wyobraźni zrozpaczonego Fryderyka, gdy dopadnie go w Stuttgarcie 8 września 1831 roku wieść o upadku stolicy podczas Powstania Listopadowego.
Cudem ocalony Mikołaj Chopin po upadku Powstania Kościuszkowskiego znalazł się jako guwerner uczący nieskazitelnej francuszczyzny pannę Marysię Łączyńską, która miała przejść do naszej historii jako wielka miłość Napoleona - Maria Walewska. Od roku 1802 Mikołaj Chopin jest nauczycielem małych hrabiczów Skarbków w Żelazowej Woli. Imiennik i ojciec chrzestny Fryderyka, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, historyk i pamiętnikarz - Fryderyk Skarbek, uczeń Mikołaja Chopina, podkreśla w swych wspomnieniach, że ten rodowity Francuz, "szanując Polaków i wdzięczny będąc ziemi i ludziom (...) wypłacał się kształceniem ich potomków na użytecznych obywateli".
Był Mikołaj Chopin już w wieku na owe czasy starokawalerskim, liczył bowiem lat 35, gdy stanął na ślubnym kobiercu w Brochowie z panną Justyną Krzyżanowską "panną doletnią", bo liczącą też sumę lat znaczną - aż 24. Dzieci mieli czworo. Poza jedynym synem Fryderykiem, pani Justyna wydała na świat trzy córki: Ludwikę (1807-1855), Izabellę (1811-1881) i Emilkę (1812-1827). Od 1810 - roku urodzin jedynaka - Mikołaj Chopin otrzymuje posadę profesora języka francuskiego w Liceum Warszawskim, wykłada też od 1812 roku język i literaturę francuską w Szkole Artylerii i Inżynierii. Otrzymuje także pan Mikołaj zgodę na otwarcie pensjonatu dla uczniów, w którym o miejsce dla swych synów będą walczyć "ojcowie najpierwszych rodzin w kraju". W podniosłym kazaniu, którym żegnać będzie pana Mikołaja jego wychowanek ks. Jan Dekert (syn sławnego prezydenta Warszawy), powie następujące słowa: "Młodzież w tym zakładzie znajdowała ojcowską i macierzyńską czułość, rozsądną karność, słodzoną wyrozumiałością i łagodnością, wzory bogobojności, poczciwości, szczerej uprzejmości i wszystkich cnót rodzinnych i społecznych". Romantyczny obrazek kreśli Józefa z Wodzińskich Kościelska - siostra niedoszłej żony Fryderyka - Marii: "Dom Chopinów był nadzwyczaj miły, szczególnie miła była matka Chopina, pełna nadzwyczajnego wdzięku i słodyczy". Ten dom stanie się dla Chopina do końca życia symbolem szczęścia. Kazimierz Wierzyński, autor książki "Życie Chopina" mówi: "Dom i rodzina stanowiły dla niego warunek życia. Pisywał do swoich nieustannie. Spowiadał się przed nimi ze wszystkiego i tęsknił. Idea domu łączyła się z ideą Polski, dom był nawet jej sercem". Franciszek Liszt, który wielokrotnie miał szansę rozmawiać z Chopinem, napisał: "Środowisko, w którym Chopin ujrzał światło dzienne i rozwijał się niby w gniazdku bezpiecznym i przytulnym, przesycone było atmosferą zgody, spokoju, pracowitości; toteż owe przykłady prostoty, pobożności i delikatności pozostały dlań na zawsze najsłodsze i najdroższe".
Uczucie bezpieczeństwa, spokoju, harmonii, dziecięce zabawy, laurki na imieniny rodziców, chłopięce radości, przyjaźnie, odwieczny rytm Świąt Bożego Narodzenia, Wielkanocy, matczyna tkliwość - tego wszystkiego będzie mu potem na emigracji tak bardzo brak. Za tym wszystkim będzie tak rozpaczliwie tęsknił. Pamiętnikarze współcześni Chopinowi i znający jego dom i rodzinę podkreślają ogromną pobożność matki, którą chciała przekazać synowi. Eugeniusz Skrodzki w swej relacji "Kilka wspomnień o Szopenie z mojej młodości" stwierdza, że religijność zawdzięczał Fryderyk pobożności swej matki, która go "doprowadzała do spowiedzi" i "zabierała go do kościoła Karmelitów na Krakowskim Przedmieściu, gdzie pod jej bacznym okiem klęcząc, modlił się".
Zachowało się sześć listów od matki. Na urodziny genialnego jedynaka w roku 1837 pisze: "Kochany Fryderyku. Dzień pierwszy i piąty marca nadchodzi, a ja Cię uściskać nie mogę. Nie ma szczęścia na ziemi, które by się nie cisnęło w ten moment do mej głowy i serca dla Ciebie, kochany Fryciu, nie wiem zatem, od czego mam zacząć i czego Ci życzyć, podobno tylko prosić Boga, aby Cię nie wypuszczał z swej świętej opieki i zlewał wszelkie błogosławieństwa". (5 marca były imieniny Fryderyka). List z marca 1842 roku pełen jest żarliwej modlitwy: "Kochane dziecko, starzy Rodzice tylko Wami żyją i codziennie Boga proszą o zdrowie i błogosławieństwo dla Was i nie przestają Mu dziękować za Jego dobrodziejstwa na Ciebie zlane. Zdrowie, dobre mienie, sława, jakiej Ty doznajesz, wszystko od Jego przenajświętszej Opatrzności pochodzi: jakżeś Mu powinien codziennie wraz z nami być wdzięcznym, a zobaczysz, że Ci będzie dopomagał we wszystkich Twoich dobrych zamiarach i będziesz szczęśliwy". Podpisała: "prawdziwie kochająca Cię Matka".
Odmienne są listy pana Mikołaja. I na pewno cechą, której genialny syn nie odziedziczył po racjonalnym ojcu, była znakomita umiejętność oszczędzania. W każdym niemal liście Mikołaja Chopina pojawia się motyw: "Mój drogi, odkładanie na czarną godzinę - czego nie przestanę Ci zalecać - uspokoi nas" (1834), "Czy możesz odłożyć kilka groszy - (to zwykła moja piosenka). Nie opuszczaj żadnej sposobności, słuchaj mnie, ciułaj sobie powoli fundusik" (1834).
Ośmioletni Fryderyk, składając ojcu "najczulszej wdzięczności i przywiązania synowskiego hołd", wyznaje: "Lubo by mi łatwiej było wynurzyć uczucia moje, gdyby je muzycznymi tonami wyrazić można". Bo jest to czas, kiedy ukazuje się już w druku dziecięcy polonez Chopina g-moll, o którym "Pamiętnik Warszawski" obwieszcza w roku 1818, iż "kompozytor tego tańca Polskiego, młodzieniec óśm dopiero lat skończonych mający (...), prawdziwy geniusz muzyczny (...) wygrywa sztuki naytrudnieysze na fortepianie". Gdy zaczął karierę cudownego dziecka koncertującego w arystokratycznych salonach, zapytany przez matkę, co najbardziej podobało się publiczności, mały wirtuoz odpowiedział: - Biały kołnierzyk od ciebie Mameczko! Pisał jej wówczas życzenia: "Imienin, Mamo Ci winszuję! Niech ziszczą nieba, co w mem sercu czuję!".
"Lube Siostrylle"
Tak je czule nazywał, posyłając "buzi, buzi, buzi". Ludwika - urocza, dowcipna, mądra, prawdziwa powierniczka brata, do której listy tytułował będzie: "Moje kochanie drogie", "Moje życie". A ona pisała: "Najdroższy nasz Fryciu, bądź zdrów, szczęśliw, kochany, kochający nas, piszący i wierzący, że nie ma istot przywiązańszych jak my do Ciebie" (1836); "Cały wieczór byłam z Tobą całą duszą (...) Ściskam Cię i w każdy paluszek całuję" (1842). Kiedy jesienią 1832 roku wychodziła za mąż za Józefa Kalasantego Jędrzejewicza, prawnika, Fryderyk zamarzył, by "jako drużba uściskać Was w dniu ślubu" i obiecywał z Paryża: "Poślę poloneza i mazura, żebyście skakali i się weselili". To Ludwika pospieszy do brata samotnego we Francji, by go pocieszyć po śmierci ojca, i to ona będzie u łoża brata do jego śmierci. Swemu synowi nada imię Fryderyk.
Siostra druga - "Izabeliskiem" przez brata zwana, fizycznie do brata podobna. "My z Izabellą blondyny" - pisał. W listach do "Kochanego Frycunieczka", "Mego bratuleńka, którego nad życie moje kocham" wyznawała: "My Cię kochamy i zawsze o Tobie myślimy" (1844).
Laurkę urodzinową ofiarowaną ojcu w 1826 roku podpisze jeszcze cała czwórka, prosząc: "I przyciśnij do serca Twe dzieci kochane". Podpisała ją jeszcze także najmłodsza Emilka, która razem z braciszkiem założyła uroczyście Literackie Towarzystwo Rozrywkowe i oboje przygotowali na imieniny ojca komedyjkę, w której Fryderyk popisywał się swymi zdolnościami mimicznymi, które pozwalały mu naśladować dziesiątki różnych postaci.
Wszystkie "Siostrylle" były utalentowane literacko. Izabella i Ludwika opublikowały "Powieść moralną dla dzieci", utrwalając w tytule imiona rodzinne "Ludwik i Emilka". Wszystkie były bardzo muzykalne. Rodzeństwo bardzo przeżyło śmierć Emilki, która "znikła w 14. wiośnie życia, jak kwiat, w którym piękna owocu kwitła nadzieja" - przeczytać możemy na płycie nagrobnej do dziś na Powązkach przetrwałej. Ale był to jedyny cień, który zamącił wczesne lata młodości Chopina.
"Zaśmiało się serduszko"
"Jego życie zaczyna się jak śliczny poranek wiosenny i długo zapowiada pogodę" - pisze o Chopinie Henryk Sienkiewicz.
Ilekroć jestem na Powązkach i zapalam światełko pamięci na mogile noszącej tylko ten jeden jedyny napis: "Rodzice Chopina" - zawsze przypominam sobie ten jeden jedyny list w całej korespondencji Chopina, kiedy jakby to on sam powiedział: "Maleńko się serduszko zaśmiało" uczuciem niezmąconego szczęścia. Bo są w korespondencji Chopina listy dowcipne, ironiczne, mądre, dramatyczne. Ale tylko ten jeden jedyny - szczęśliwy. Kiedy po pięciu latach rozstania rzucił się w ramiona rodziców. Jest sierpień 1835 roku. Miejscowość Karlsbad, czyli obecne Karlove Vary. Fryderyk wybucha radością w liście do sióstr: "Nie do opisania nasza radość! Ściskamy się, a ściskamy - i cóż więcej można. Ciż sami rodzice, zawsze ciż sami, tylko się mi troszkę podstarzeli. - Chodzimy, prowadzimy panią Matulę pod rękę, rozmawiamy o Was (...), opowiadamy sobie, ile razy jedno o drugim myślało (...), też same zwyczaje, też same ruchy, w których urosłem, taż sama ręka, której ja tak dawno nie całowałem. (...) Darujcie mi, nie niepodobna mi zebrać myśli i czym innym pisać, jak o tym, żeśmy szczęśliwi w ten moment; żem miał tylko nadzieję zawsze, a dziś realizacją tego szczęścia, i szczęścia, i szczęścia".
Miał ich już nigdy nie ujrzeć.
Kolejne odcinki cyklu opowieści Barbary Wachowicz o losach genialnego kompozytora będą ukazywać się w pierwsze wtorki miesiąca, najbliższy - drugi odcinek - zamieścimy 6 kwietnia.
Nasz Dziennik 2010-03-01
Autor: jc