Przejdź do treści
Przejdź do stopki

POPiS-owy pat

Treść

Po pięciu dniach od chwili, gdy w Sali Kongresowej padły słowa Jarosława Kaczyńskiego o konieczności szybkich wyborów, Prawo i Sprawiedliwość złożyło u marszałka projekt uchwały o samorozwiązaniu Sejmu. W kwestii poparcia wniosku sytuacja nie uległa przez ten czas zmianie. Deklarację taką złożył tylko SLD. Pozorne warunki dołączenia do tego grona zgłasza PO, ale wiadomo, że nie dopuści do zaistnienia scenariusza wyborczego tak długo, jak jej liderzy nie będą mieć wątpliwości, że wybory mogą wygrać.
Sejm nie zgodził się na uzupełnienie porządku obrad o pierwsze czytanie poselskiego projektu ustawy zmieniającej ordynację wyborczą do Sejmu i Senatu Rzeczypospolitej Polskiej. PiS zależało na szybkim procedowaniu nad projektem, tak aby mógł on być przegłosowany na początku kwietnia razem z wnioskiem o samorozwiązanie Sejmu. Za wnioskiem głosowało 149 posłów, przeciwko zmianie porządku obrad było ich jednak prawie dwukrotnie więcej - 280.
- Wyborów w maju nie będzie, bo taka jest decyzja Platformy Obywatelskiej - obwieścił wczoraj Donald Tusk. PO potwierdzi ją 4 lub 5 kwietnia w głosowaniu nad złożonym wczoraj przez PiS wnioskiem o samorozwiązanie Sejmu. PiS chce jednak z kolei powiązać ten wniosek z własną propozycją ordynacji mieszanej. Ale wówczas pojawia się inny kłopot: SLD nie poprze wcześniejszych wyborów, jeśli miałyby się odbywać według takich zasad. A trzeba przyznać, że ordynacja mieszana byłaby rewolucją w wynikach polskich wyborów. Dotychczasowa ordynacja proporcjonalna z metodą liczenia głosów wg d'Hondta promowała silne ugrupowania, z wynikiem powyżej 20 procent. Utrzymanie jej, ale przy wyborze jedynie 230 posłów, znacząco zwiększa przewagę takich komitetów nad osiągającymi jednocyfrowy wynik. Ale ostateczny rezultat wyborów jest dla mniejszych jeszcze gorszy, bo pozostałe 230 mandatów dzieli się w okręgach jednomandatowych. Tam jednak posłem zostaje ten, kto wygra tylko wówczas, jeśli jego komitet w skali kraju osiągnie 5 procent.
- To ograniczy korupcję, sprawi, że nie pieniądze będą wygrywały - tłumaczy nam szef klubu PiS Przemysław Gosiewski.
Z ideą jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) propozycja PiS ma jednak niewiele wspólnego. Może się bowiem zdarzyć, że posłem zostanie osoba, która w danym okręgu osiągnęła np. dziesiąty wynik. Stanie się tak wówczas, gdy poprzedzająca go dziewiątka nie będzie zgłoszona przez listę, która w skali kraju przekroczy próg wyborczy.
- Możliwości wyboru przez obywateli w projekcie PiS są mniejsze, a nie większe - zauważył wczoraj Tusk. Wcześniej jednak PO zdążyła nie tylko zadeklarować poparcie dla tego projektu, ale mówiła też, że to "połowa drogi do JOW". Tymczasem to jest połowa drogi - ale wstecz. Mówi o tym poseł Robert Wiechecki (LPR), wiceszef sejmowej Komisji Ustawodawczej. Projekt PiS przywraca pojęcie list wojewódzkich wzorowanych na usuniętych kilka lat temu z ordynacji listach krajowych. Głosowanie w ramach tych list odbywałoby się nie na konkretną osobę, a listę partyjną. Tam o kolejności przyznawania mandatów przynależnych danemu komitetowi decydowałaby kolejność na liście. Nie mogłaby więc zdarzyć się taka sytuacja, jak w Warszawie na jesieni, gdy do Sejmu z dalekiego miejsca na liście PiS wszedł Artur Górski, a w pokonanym polu pozostawił dużo wyżej notowanego ulubieńca braci Kaczyńskich, Bartłomieja Szrajbera. PiS mówi wprost, że chodzi o to, by jak najbardziej ustabilizować sytuację w parlamencie, by jak najłatwiej było stworzyć stabilną większość.
Stanowisko PO w powiązaniu z odpowiedzią SLD komplikuje plany PiS dotyczące wyborów nie tylko w maju, ale i w ogóle w tym roku. PO nie poprze rozwiązania parlamentu, jeśli będzie się utrzymywało wysokie poparcie dla PiS. Prawo i Sprawiedliwość nie zechce wyborów, jeśli notowania będą spadać. Pat mogą rozwiązać tylko dwa kroki: albo zawiązanie koalicji rządzącej, albo dymisja rządu. Oficjalnie politycy PiS stanowczo zaprzeczają, jakoby ta druga możliwość była w ogóle brana pod uwagę. Także gdy pytani są o zastosowanie niemieckiego wariantu wotum zaufania, mówią zdecydowane "nie". Ale w kilku nieoficjalnych rozmowach znaczący politycy tej partii dają się wciągnąć w dywagacje na ten temat. Coraz częściej pojawia się wersja z powiązaniem losów rządu z ustawą o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym. Bo skoro i Jarosław Kaczyński, i jego brat uznają fakt, że w tym miesiącu nie było wyborów, za swój największy błąd (widmo wyborów zażegnało powstanie paktu stabilizacyjnego), może właśnie one są dziś najważniejsze dla PiS.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2006-03-24

Autor: ab