Ponad 40 tysięcy pacjentów może zostać bez opieki medycznej
Treść
Coraz bardziej dramatyczna staje się sytuacja podkarpackich szpitali. Brak pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia za nadwykonania pociąga za sobą kolejne restrykcje. Placówkom zaczyna brakować leków, a także pieniędzy na wypłaty dla pracowników. Tak jest w Szpitalu Wojewódzkim w Przemyślu, gdzie wkroczył komornik, a bez dodatkowych pieniędzy z NFZ widmo całkowitej zapaści lecznicy może być tylko kwestią czasu.
Dyscyplina budżetowa, która obowiązuje w szpitalach, wraz z brakiem pieniędzy za tzw. nadwykonania dotyka już nie tylko chorych, ale także personel medyczny. Szpitalowi Wojewódzkiemu w Przemyślu - jednej z największych placówek medycznych na Podkarpaciu, która zatrudnia 1350 osób, brakuje pieniędzy na wypłaty dla załogi, a na domiar złego do placówki wkroczył komornik, który rozpoczął egzekucję długu na rzecz Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, któremu szpital zalega około 1,5 mln zł z tytułu nieuregulowanej zapłaty za dostawy gazu. Dodatkowo koszt egzekucji komorniczej wyceniono na 87 tysięcy złotych.
Jak powiedział nam Janusz Hamryszczak, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu, zadłużenie w płatnościach wobec dostawcy gazu są pochodną zaległości NFZ w finansowaniu za ponadlimitowe świadczenia medyczne, co w konsekwencji może zrujnować szpital. Dług NFZ wobec szpitala sięga 7 mln złotych. - Bieżąca działalność medyczna szpitala wiąże się z ogromnymi kosztami, za które NFZ po prostu nam nie płaci, to z kolei wywołuje spiralę zadłużenia. Jeżeli komornik zamknie nam konto, a przecież ma takie prawo, to nie będzie na wynagrodzenia. Wszystko zatem wskazuje na to, że pracownicy nie otrzymają pensji na czas, a z dużym opóźnieniem - wyjaśnia dyrektor Hamryszczak.
Komornika nie interesuje sytuacja placówki i to, że przebywają w niej ludzie, ale egzekucja należności, jaką zlecił mu wierzyciel, w tym przypadku PGNiG. Tytuł komorniczy jest wystawiony na przelew pieniędzy na leczenie z NFZ. Sytuacja w przemyskim szpitalu może okazać się jeszcze trudniejsza jesienią wraz z rozpoczęciem sezonu grzewczego. Dyrekcja zaproponowała pracownikom, by raz w miesiącu zdecydowali się wziąć po kilka dni bezpłatnego urlopu, ale na razie propozycja ta nie spotkała się z pozytywnym oddźwiękiem organizacji związkowych. Tymczasem algorytm, według którego naliczane są pieniądze, jakie każde województwo otrzymuje na leczenie pacjentów, jest wyjątkowo niekorzystny i dyskryminuje biedniejsze regiony, takie jak Podkarpacie, a preferuje większe, jak np. mazowieckie. Warto tylko wspomnieć, że w ubiegłym roku podkarpacki NFZ otrzymał na jednego ubezpieczonego zaledwie 1170 zł, podczas gdy mazowiecki oddział prawie 1600 złotych. Z tego tytułu szeregu placówkom brakuje pieniędzy na działalność w drugim półroczu bieżącego roku. Tak jest nie tylko w Przemyślu czy Rzeszowie, ale także w Mielcu, gdzie w części oddziałów ograniczono liczbę przyjęć, a niewykluczone jest całkowite zaprzestanie działalności medycznej niektórych oddziałów. - Jeżeli w dalszym ciągu nie będzie pieniędzy na leki, na wynagrodzenia to poszczególne oddziały w sposób naturalny zostaną wygaszone i na to nie mamy żadnego wpływu - zapowiada Janusz Hamryszczak.
W najgorszej sytuacji znajdą się jednak pacjenci. - Tylko w 2008 roku przyjęliśmy ponad 40 tysięcy chorych, co świadczy o potencjale i potrzebie istnienia tej placówki. Szpital jako jeden z nielicznych w regionie świadczy usługi m.in. w zakresie hemodynamiki, ponadto jako jedyny w dawnym woj. przemyskim prowadzi leczenie w zakresie chemioterapii. Najwyższy stopień referencyjności mają również oddziały: neonatologiczny, ginekologiczny czy chirurgiczny, a to oznacza, że w przypadku zaprzestania przez nie działalności żaden inny szpital w regionie nie będzie mógł leczyć na podobnym poziomie. Pozostanie zatem tylko Rzeszów - komentuje dyrektor przemyskiego szpitala. To, z czym obecnie ma do czynienia przemyska palcówka, to prawdziwa żonglerka środkami, które są przesuwane z miesiąca na miesiąc, tak by zabezpieczyć najpilniejsze potrzeby. Jednak jak twierdzi dyrekcja szpitala, zakres tych możliwości powoli się wyczerpuje, a naciski od wierzycieli mogą całkowicie załamać płynność placówki, a stąd już prosta droga nawet do zamknięcia jednego z największych szpitali Podkarpacia.
Mariusz Kamieniecki
"Nasz Dziennik" 2009-08-04
Autor: wa