"Pomyliłem się" to za mało
Treść
Wypowiedzi premiera Donalda Tuska i ministra skarbu Aleksandra Grada wykluczające możliwość kontynuowania produkcji statków na poziomie zachowującym dotychczasowy profil produkcyjny stoczni w Gdyni i Szczecinie spotkały się z ostrą krytyką stoczniowców.
- Ta sytuacja wygląda na jedno wielkie oszustwo, bo przecież dla ratowania stoczni była robiona specustawa stoczniowa, program zwolnień monitorowanych, sprzedaż miała się odbywać pod kątem utrzymania ciągłości technologicznej i zachowania charakteru stoczniowego stoczni - mówił Krzysztof Fidura, wiceprzewodniczący NSZZ "Solidarność" w Stoczni Szczecińskiej Nowa. - Najgorsze jest to, że premier i minister Grad stwierdzili, iż sytuacja jest ponad ich siły i możliwości. Doszli do takiego wniosku po zwolnieniu 8 tys. ludzi. Jakie to ma być teraz pocieszenie dla stoczniowców, że pan premier stwierdza, iż się przeliczyli. Wcześniej zapowiadał, że produkcja okrętowa będzie - dodaje stoczniowiec. Sytuacja na rynku budowy okrętów wcale nie jest aż tak beznadziejna, jak próbuje to przedstawiać ekipa Tuska. - Jest kryzys, ale to nie znaczy, że nie można produkować statków. W Europie próbuje się obecnie budować system gwarancji dla zamawiających statki w kontekście działań podejmowanych przez kraje Dalekiego Wschodu. Korea Południowa uruchamia program wsparcia dla armatorów wartości kilkudziesięciu miliardów dolarów - podkreśla Dariusz Adamski, przewodniczący NSZZ "Solidarność" Stoczni Gdynia.
Stoczniowcy przypominają, że wielu z nich szkoliło się pod kątem zachowania pracy, podnosząc swoje kwalifikacje. - Dwa tysiące osób usłyszało najpierw, że znajdzie pracę na dawnych stanowiskach, a teraz się im mówi: "Przepraszam, pomyliłem się". Kto dzisiaj zatrudni tylu spawaczy? - pyta Krzysztof Fidura.
Całkiem realny staje się więc scenariusz wyjazdu wykwalifikowanych pracowników z obu przedsiębiorstw do pracy w stoczniach innych państw. Proces ten może się jednak nasilić dopiero w listopadzie, kiedy ostatni ze stoczniowców odbierze swoje zasiłki. - Oferty z Zachodu pojawiają się - przyznaje Dariusz Adamski. - Jednak zmieniły się warunki i ta praca nie jest już tak opłacalna, żeby zostawiać dom, rodzinę. Po drugie, to już nie jest tak, że pojawia się jakaś firma, która chce zatrudnić na umowę, tylko proponuje się samozatrudnienie, a więc człowiek pozostawiony jest sam sobie i niekoniecznie ma gwarancje socjalne - dodaje.
Komisja Europejska zgodziła się we wtorek na wydłużenie procesu sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie. Zażądała jednocześnie comiesięcznych raportów. Po tej decyzji rząd Tuska może zorganizować nowy przetarg na sprzedaż firm.
Paweł Tunia
"Nasz Dziennik" 2009-09-10
Autor: wa