"Pomarańczowy" rząd w paliwowym uścisku
Treść
Przyszłość nowych władz Ukrainy stoi pod coraz większym znakiem zapytania, podobnie jak sprawa niezależności tego kraju od Rosji. Jak można się było tego spodziewać, Moskwa użyła w końcu szantażu paliwowego, by zmusić do uległości administrację, która korzystając ze wsparcia Zachodu, chciała uwolnić kraj od zależności narzuconej przez Kreml.
Prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko zatwierdził wczoraj zniesienie cła na import ropy naftowej i paliw oraz wprowadzenie zerowego podatku VAT na tranzyt ropy. Polecił też zróżnicowanie źródeł zaopatrzenia w ropę, by zmniejszyć energetyczną zależność od Rosji. Decyzje te podjęto wskutek niedoboru paliw na ukraińskim rynku, spowodowanego czasowym przerwaniem przez rosyjskie koncerny dostaw ropy naftowej.
Juszczenko ostrzegł rząd przed ręcznym kontrolowaniem cen benzyny, zapowiadając, że członkowie gabinetu będą ponosić "osobistą odpowiedzialność za stabilność rynku paliw". Prezydent zobowiązał też Radę Ministrów do opracowania programu dywersyfikacji zakupów ropy naftowej w celu "ograniczenia zależności ukraińskiej gospodarki od jednego eksportera" tego surowca. Juszczenko polecił również w dekrecie utworzenie państwowych rezerw gotowych produktów naftowych. Rząd dostał dwa tygodnie na ustalenie składu delegacji, które wezmą udział w negocjacjach na temat zapewnienia Ukrainie dostaw ropy naftowej i jej produktów z innych państw.
Interwencyjne działania rządu
Ukraiński rząd uważa, że w związku z monopolizacją rynku paliw przez rosyjskich dostawców Kijów powinien dążyć do dywersyfikacji źródeł dostaw ropy naftowej. Dlatego premier Ukrainy Julia Tymoszenko poprosiła w poniedziałek Radę Najwyższą parlamentu o poparcie projektu ustawy o uproszczeniu procedur celnych na import produktów naftowych. Aby złamać monopol rosyjskich oligarchów naftowych na dostawy ropy naftowej na Ukrainę, rząd planuje także budowę nowej rafinerii.
Gabinet Ukrainy już wcześniej rozważał możliwość zakupu ropy od innych państw po tym, jak Rosja podjęła decyzję o podwyższeniu ceł eksportowych ropy naftowej ze 102 do 136 USD za tonę. Tymoszenko powiedziała w ubiegłym tygodniu, że przerabiana na Ukrainie rosyjska ropa naftowa jest sprzedawana ukraińskim odbiorcom po cenie wyższej niż odbiorcom w innych krajach. - Na Ukrainie jej cena wynosi 340 dolarów, podczas gdy za granicą jedna tona kosztuje 318 dolarów - zaznaczyła.
Odziedziczone uzależnienie
Rosjanie kontrolują 87 proc. ukraińskiego rynku paliw. Na przełomie marca i kwietnia bieżącego roku ceny wyrobów paliwowych wzrosły o ponad 12 proc. Rząd zareagował wprowadzeniem kontroli w bazach naftowych i na stacjach benzynowych, nałożył również wysokie mandaty dla dostawców ropy naftowej. W rezultacie negocjacji między rosyjskimi koncernami a ukraińskim rządem przyjęto porozumienie o utrzymaniu do 1 czerwca poziomu cen paliw z dnia 22 kwietnia. Jednak po krótkim okresie stabilizacji Rosja wstrzymała dostawy ropy naftowej na pięć dni (w dniach od 7 do 11 maja), co doprowadziło do braków na rynku paliwowym Ukrainy i wywołało kolejki na stacjach benzynowych.
Aby zapobiec takim wstrząsom, Ukraina chce zbudować w najbliższym czasie nową rafinerię, przystosowaną do przerabiania innej niż rosyjska ropy naftowej. Oświadczyła, że rafineria ta powstanie w okolicach Odessy. Według ukraińskiej premier, budowa zajmie około 1,5 roku. Ukraiński rząd planuje także modernizację naftociągów oraz istniejących rafinerii tak, by mogły one przerabiać ropę naftową, importowaną z Kazachstanu i innych państw. Rozwiązania technologiczne przyjęte w ukraińskich rafineriach pozwalają dziś przerabiać wyłącznie ropę naftową kupowaną w Rosji. Tymczasem Tymoszenko powiedziała niedawno, że Ukraina podpisała już umowy na import ropy naftowej z Kazachstanu. Zawarto także umowy o kupnie produktów paliwowych od Białorusi i krajów nadbałtyckich.
Rosja sukcesywnie zmniejsza dostawy ropy na Ukrainę. W ubiegłym roku rosyjskie firmy wyeksportowały do tego kraju o 2 proc. mniej ropy niż rok wcześniej. Chociaż ukraiński minister paliw i energetyki Iwan Płaczkow zapewniał w kwietniu, że w tym roku na ukraińskim rynku naftowym ropy nie zabraknie, to trudno przewidzieć rozwój sytuacji, ponieważ dostawy rosyjskie w dużej mierze zależą od relacji politycznych pomiędzy obu krajami. Te jednak po zmianie kierownictwa w Kijowie na prozachodnie nie są najlepsze.
Chaotyczne przestawianie gospodarki
Perturbacje z dostawami ropy nie są jedynymi, z jakimi boryka się ukraińska gospodarka. Eksperci alarmują, że w ciągu pierwszych czterech miesięcy rządów Julii Tymoszenko wzrost gospodarczy na Ukrainie, w zeszłym roku wynoszący 12 proc., spadł do 5 proc., a inflacja wzrosła do 15 procent. Zdaniem czołowego amerykańskiego eksperta ds. Europy Wschodniej Andersa Aslunda z fundacji Carnegie Endowment for International Peace, przyczyną problemów jest prowadzenie przez rząd Julii Tymoszenko "socjalistycznej i populistycznej" polityki.
W artykule opublikowanym w środę w dzienniku "Washington Post" Aslund wypomniał rządowi ukraińskiemu, że podniósł on płace w sektorze państwowym o co najmniej 57 proc. i zapowiada cięcia podatkowe, co w sumie może powiększyć deficyt budżetu. Skrytykował też Julię Tymoszenko za wprowadzenie surowej kontroli cen benzyny i mięsa, które zaczęło w efekcie znikać z rynku. Zwrócił również uwagę, że pani premier mówi o potrzebie wzmocnienia monopoli państwowych, zamiast o ich osłabieniu. "Trudno w to uwierzyć, ale nowy rząd, wyniesiony do władzy przez klasę średnią i drobnych przedsiębiorców, zniósł prosty kodeks podatkowy, który tak dobrze służył tym warstwom. W rezultacie dziesiątki tysięcy drobnych przedsiębiorców zostało zmuszonych do zamknięcia swoich firm, podczas gdy inni uciekli do gospodarki podziemnej" - napisał Aslund.
Amerykański analityk jako przyczynę obecnych problemów wymienia też nieumiejętnie prowadzoną przez nowy rząd renacjonalizację wielu przedsiębiorstw należących do oligarchów, których oskarża się o nielegalne przywłaszczenie sobie majątku Ukrainy. Przedsiębiorstwa mają zostać ponownie sprywatyzowane, jednak proces ten przedłuża się wskutek odwoływania się oligarchów do sądów i do parlamentu, gdzie trudno o szybkie decyzje z powodu podziałów partyjnych. Z tych powodów działania rządu owocują na razie głównie ucieczką kapitału do Rosji i wstrzymaniem inwestycji. "Trudno o większy kontrast między deklaracjami 'pomarańczowej rewolucji' a polityką obecnego rządu" - konkluduje ekspert.
Gospodarka zakładnikiem geopolityki
Na problemy ekonomiczne nakładają się także napięcia polityczne w stosunkach z Rosją. Są one spowodowane nie tylko ekonomicznym szantażem Moskwy wobec Kijowa, lecz także nie do końca wyjaśnionymi sporami granicznymi. Kością niezgody w stosunkach pomiędzy obu krajami jest Krym, który jest republiką autonomiczną w ramach Ukrainy. To zamieszkałe w większości przez ludność rosyjskojęzyczną terytorium ma dla Rosji duże znaczenie ze względu na stacjonowanie tam Floty Czarnomorskiej.
Chociaż władze Rosji oficjalnie nie kwestionują przynależności Krymu do Ukrainy, to rosyjscy politycy co jakiś czas podają w wątpliwość prawo Ukrainy do tego terytorium. Szczególnie złowrogo brzmiała wypowiedź deputowanego do Dumy Państwowej Rosji Wiktora Ałksnisa, który w ubiegłym miesiącu podczas wizyty w stolicy Krymu - Symferopolu, powiedział, że "w przypadku dalszego zbliżania Ukrainy do NATO Rosja będzie zmuszona zająć się kwestią przynależności terytorialnej Krymu".
Kijów skarży się również, że Rosja nie przestrzega umów regulujących przebywanie na terytorium ukraińskim rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Rzecznik ukraińskiego MSZ Dmytro Swystkow alarmował w ubiegłym miesiącu, że dowództwo Floty Czarnomorskiej dzierżawione przez flotę grunty bezprawnie podnajmuje osobom trzecim, łamie też przepisy dotyczące ochrony środowiska. Z tego powodu na Ukrainie coraz częściej podnoszą się głosy, aby zrewidować ukraińsko-rosyjską umowę o przebywaniu Floty Czarnomorskiej na Ukrainie, wygasającą w 2017 r.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, KWM, PAP
Witold Michałowski - członek Polskiego Komitetu ds. Gospodarki Energetycznej Naczelnej Organizacji Technicznej, redaktor naczelny "Rurociągów":
Jest to najwyraźniej pogrożenie palcem różnym grupom biznesowym na Ukrainie, które wykazują zbyt duże tendencje do uniezależnienia się od Moskwy. W Rosji rządzą układy mafijno-rządowe związane z eksportem gazu i ropy. Kręgi te najwyraźniej chcą zdyscyplinowania takich krajów jak Ukraina, np. poprzez szantaże z dostawami ropy czy gazu. Podjęte przez Ukrainę kroki w celu zwiększenia importu z innych źródeł, takie jak redukcja ceł czy likwidacja VAT-u, nie zapewnią temu krajowi zwiększenia dostaw ropy naftowej. W basenie Morza Czarnego około 85 proc. ropy należy do Rosji i Moskwa to kontroluje. Rurociąg Baku - Tbilisi - Ceychan biegnie w kierunki południowo-wschodniej Turcji. Dlatego też obecnie nie ma możliwości dywersyfikacji dostaw ropy dla Ukrainy. Poza tym, żeby rurociąg Baku - Tbilisi - Ceychan spełnił swoje oczekiwania, musi być nim transportowana ropa z Kazachstanu. Na razie dostawy te znajdują się pod kontrolą rosyjską. Jeśli Rosja Ukrainie zagroziła, to należy to odbierać bardzo poważnie.
not. JS
Lekcja ważna także dla Polski
Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, że sprawa niezależności energetycznej ma podstawowe znaczenie dla niepodległości kraju, przykład Ukrainy powinien je całkowicie rozwiać. Uzależniona od Rosji gospodarka tego kraju nie wytrzymuje wstrzymania nawet na kilka dni dostaw rosyjskiej nafty. Nic tu nie zmienią żadne polityczne zrywy. Los "pomarańczowego" rządu zależy teraz w dużej mierze od tego, czy uda mu się zapewnić szybko dostawy paliw w kraju z innych źródeł i zrobić to, czego przez poprzednie 15 lat nie zrobiły władze niepodległej politycznie Ukrainy - zapewnić dywersyfikację dostaw. Szantaż paliwowy Moskwy obnażył przy okazji właściwe oblicze prezydenta Władimira Putina, który jako "dobry demokrata" jest poklepywany przez przywódców Europy Zachodniej. Jego postępowanie potwierdza zasadę stosowaną przez jego sowieckich poprzedników, że raz zdobytych terenów nie oddadzą dobrowolnie. Jest to ważna lekcja także dla władz Polski, które również do tej pory nie zapewniły naszemu krajowi niezależności paliwowej.
Mariusz Bober
"Nasz Dziennik" 2005-05-20
Autor: ab