Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polska Wigilia

Treść

Dzień jedyny, wyjątkowy, pełen oczekiwania na spełnienie się Wielkiej Obietnicy. Choć powtarza się co roku, z biciem serca budzimy się rano: dziś Wigilia. Już niedługo narodzi się Pan Jezus - przyjdzie do każdego z nas jako malutkie Dziecko, poprosi o miejsce wśród ludzi, by zostać już na zawsze. Ostatnie godziny czuwania na Boże Narodzenie to właśnie Wigilia, od łacińskiego słowa vigilare - czuwać.

W domu jest tak uroczyście, odświętnie. Pachnie czystością, ciastem i choinką. Mama przygotowuje w kuchni tradycyjne dania na wigilijny stół: czerwony barszcz z uszkami, kapustę z grzybami, ryby w różnej postaci, kutię, czyli ziarna pszenicy z miodem, kompot z suszonych owoców. Tak każe tradycja - potraw musi być dwanaście. Nie zmieniają się od wieków i każdej trzeba spróbować w czasie wieczerzy.
Stół wigilijny jaśnieje śnieżną bielą obrusa, pod nim rozesłane sianko - na pamiątkę narodzin Pana Jezusa w ubogim żłobie. Najważniejszy jest skromny opłatek, którym wszyscy łamią się, składając sobie życzenia. Przy stole zostawiamy jedno puste miejsce - nakryty talerz dla niespodziewanego gościa, dla kogoś, kto nie mógł przybyć na wspólną Wigilię. Często bywało, że puste miejsce nie było symboliczne, naprawdę czekało na tych, którzy przebywali daleko, w niewoli, w obozie. W stanie wojennym dodatkowy talerz stawialiśmy dla osób internowanych; w czasie wojny - dla uwięzionych w niewoli, w obozach, wygnanych z siedzib rodzinnych. Na znak pamięci przy talerzu kładziono fotografie nieobecnych.
W obozie w Kozielsku polscy oficerowie przeżyli w 1939 r. w sowieckiej niewoli ostatnią swoją Wigilię. Myślami byli w Ojczyźnie, przy swoich rodzinach, dzieciach. Nie mieli od bliskich żadnych wiadomości, sami też nie mogli dać znaku, co się z nimi dzieje. Bardzo pragnęli mieć w Wigilię opłatek. Nie było to proste. Dzięki pomysłowości podchorążego Zdzisława Peszkowskiego udało się jednak ze zdobytej cudem garstki mąki upiec malutkie opłatki, którymi przełamali się przy skromnej Wigilii. Ten biały chleb był też najcenniejszym darem dla zesłańców syberyjskich, przechowywali okruch opłatka w książeczkach do nabożeństwa - przypominał Ojczyznę i rodzinę.
Po wieczerzy wigilijnej i obdarowaniu się prezentami przy pięknie ubranej choince czas na wspólne kolędowanie. Polskie kolędy i pastorałki są wprost nieprzeliczone: radosne, rzewne, dowcipne, głoszą chwałę nowo narodzonego Zbawiciela. Piękno polskich kolęd doceniał nasz największy kompozytor Fryderyk Chopin. Zmuszony do emigracji tęsknotę za Ojczyzną wyrażał w swej genialnej muzyce. W jednym z utworów - scherzo b-moll, słychać też tak dobrze znaną, rzewną melodię "Lulajże Jezuniu". Dzięki Chopinowi znana jest w ten sposób na całym świecie, choć może nie wszyscy wiedzą, że to polska kolęda.
A po tych wszystkich cudownych chwilach, wspólnym kolędowaniu przy choince, nacieszeniu się prezentami, pora wyruszyć do kościoła na Pasterkę - Mszę Świętą odprawianą o północy. Powitamy nowo narodzonego Pana Jezusa, Maryję i św. Józefa dostojną kolędą w rytmie staropolskiego poloneza "Bóg się rodzi". Tak, narodził się w Betlejem, a dziś niech zawita do każdego serca.
Małgorzata Rutkowska
"Nasz Dziennik" 2007-12-14

Autor: wa