Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polska ofensywa w sprawie klimatu

Treść

W Brukseli rozpoczął się dwudniowy szczyt krajów Unii Europejskiej. Przed konferencją klimatyczną w Kopenhadze Polska wraz z koalicją nowych państw członkowskich (bez Estonii) starała się wywrzeć presję na zamożniejszych krajach, by uzyskać korzystne warunki mandatu na grudniowe spotkanie państw całego globu.

Zwłaszcza Fredrik Reinfeld, premier Szwecji, która obecnie sprawuje prezydencję w UE, ponaglał szefów rządów pozostałych krajów, by osiągnęli kompromis w sprawie kosztów za emisję CO2. By do tego doszło, potrzebne jest porozumienie o podziale kosztów wsparcia biedniejszych krajów w obliczu zmian klimatycznych. Nie zanosi się jednak na to, by umowę łatwo osiągnięto. Polska, którą na szczycie reprezentowali prezydent Lech Kaczyński i szef rządu Donald Tusk, nie zgadza się z rozwiązaniem bogatszych krajów członkowskich, które chciałyby, by koszty były liczone na podstawie emisji dwutlenku węgla, a nie dochodu narodowego brutto albo udziału w pomocy rozwojowej. By wpłynąć na zmianę tego stanowiska, powstała koalicja złożona z członków Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Węgry, Czechy i Słowacja) oraz Litwy, Bułgarii, Rumunii i Słowenii. - Polski pogląd jest wspólnym poglądem Grupy Wyszehradzkiej, jeśli chodzi o sprawy klimatyczne - powiedział premier Tusk. - Mam nadzieję, że nie trzeba będzie podejmować dramatycznych decyzji - dodał, nawiązując do ewentualnego zawetowania mandatu przez Polskę, jeśli na szczycie nie będzie zgody, jaką kwotą i jak podzieloną między kraje członkowskie UE ma wesprzeć kraje mniej zamożne. - Chcemy ustalić mechanizm, który spowoduje, że nie będzie tak, że im więcej świat będzie łożył na klimat, tym geometrycznie więcej będą płacili biedniejsi - podkreślał Tusk przed spotkaniem.
Koalicja pod wodzą Polski zapowiada, że nie poprze mandatu, w którym nie będzie w precyzyjny sposób ustalone, jakie obciążenia mają ponosić poszczególni członkowie UE w ramach walki ze zmianami klimatycznymi. A zgoda jest potrzebna, żeby w Kopenhadze doszło do światowego porozumienia o redukcji CO2.
W 2012 roku wygasa protokół z Kyoto. Niemcy i Komisja Europejska zajmują stanowisko, by na szczyt w Kopenhadze udać się jedynie z ofertą wsparcia, nie decydując przedwcześnie, ile ten podział pomiędzy 27 krajów miałby wynieść.
Zdaniem posła do PE Konrada Szymańskiego, w Kopenhadze nie warto podpisywać porozumienia, które nie będzie proporcjonalnie dzieliło obciążeń związanych z ograniczeniami emisji CO2. Pakiet klimatyczny przewiduje redukcję emisji CO2 o 20 proc. do roku 2020. Tymczasem Parlament Europejski mówi w projekcie rezolucji nawet o podwojeniu tego pułapu do 40 proc. do roku 2020.
Wojciech Kobryń
"Nasz Dziennik" 2009-10-30

Autor: wa