Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polska odczuje skutki "gazowego" szantażu

Treść

Choć sytuacja w dostawach gazu do Polski od niedzieli nieznacznie się poprawiła, to jednak w obawie przed zakręceniem kurka z rosyjskim gazem wciąż nie możemy spać spokojnie. Dotychczas bowiem nie udało się nam zdywersyfikować źródeł dostaw gazu. Wypracowany jeszcze przez rząd Jerzego Buzka kontrakt na dostawy tego paliwa z Norwegii został storpedowany przez rząd Leszka Millera, który uznał go za nieopłacalny. Dzisiaj wszyscy płacimy za to poważnym zagrożeniem energetycznym Polski. Podjęte w natychmiastowym trybie prace w Ministerstwie Gospodarki nad dywersyfikacją dostaw najwcześniej uda się zakończyć dopiero za cztery, pięć lat.
Poniedziałek był kolejnym dniem "gazowej wojny" między Rosją i Ukrainą. Jej konsekwencje odczuły także Polska i pozostałe kraje, w tym Europy Zachodniej. Niemal wszyscy importerzy rosyjskiego surowca w środku zimy odczuli spadek dostaw błękitnego paliwa. Nawet "stare" kraje Unii Europejskiej zaczynają sobie uświadamiać, czym grozi uzależnienie energetyczne od Rosji. Ukraina wprost oskarżyła Kreml o próby zdestabilizowania jej gospodarki i szantaż ekonomiczny. Spadek ciśnienia rosyjskiego gazu potwierdziły też inne kraje europejskie, m.in. Niemcy. We Włoszech ciśnienie spadło o 24 proc., we Francji - 25-30 proc., w Chorwacji - 33 proc., na Węgrzech - o 25 proc., w Austrii - aż o 33 proc. Gazprom odciął również dostawy tego surowca dla Mołdawii, z którą - podobnie jak z Ukrainą - nie podpisał kontraktu na 2006 rok.
Rosja winą za zmniejszenie eksportu gazu obarczyła Ukrainę. Kijów odrzucił oskarżenia i odpowiedział, że przesyła na zachód Europy własny gaz. Władze ukraińskie zarzuciły też Moskwie, że nie płaci za tranzyt przez Ukrainę. Wkrótce potem przedstawiciel Gazpromu przyznał, iż koncern zmniejszył dostawy gazu do Europy i zapowiedział, że firma zwiększy je dzisiaj.
W efekcie zakręcenia przez Rosjan kurka z gazem dla Ukrainy spadła również ilość przesyłanego paliwa do Polski. W niedzielę przez punkt zdawczo-odbiorczy na granicy polsko-ukraińskiej w Drozdowicach przepływało o połowę mniej gazu niż normalnie. - Sytuacja odrobinę się poprawiła i mamy troszkę większe ciśnienie gazu. Jedyne wprowadzone ograniczenie w dostawach dla jednego zakładu zostanie w ciągu najbliższych godzin zmniejszone - powiedział wczoraj minister gospodarki Piotr Woźniak. Według Woźniaka, w poniedziałek przez punkt w Drozdowicach przechodziło o mniej więcej 33-35 proc. mniej gazu niż zwykle. Minister stwierdził też, że nie jest w stanie powiedzieć, do kiedy będą trwały ograniczenia w dostawach rosyjskiego gazu do Polski. Zapewnił jednak, że nie ma zagrożenia dostaw gazu dla odbiorców indywidualnych. Praktyka postępowania w takiej sytuacji wskazuje bowiem, że ewentualne ograniczenia w dostawach gazu drobnych odbiorców dotykają na końcu.
W pierwszej kolejności mniejsze dostawy gazu mogą odczuć więksi konsumenci gazu, a więc zakłady przemysłowe. Tak też się stało i w Polsce. Polski operator gazociągów przesyłowych Gaz-System ograniczył bowiem ilość przesyłanego gazu Zakładom Azotowym Puławy. Na takie ograniczenie pozwala jednak zawarta umowa handlowa. Inne zakłady zużywające w produkcji duże ilości gazu nie skarżą się na zmniejszenie dostaw.
Według Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, niższe dostawy gazu kompensowane są ze zgromadzonych zapasów. Według Woźniaka, w magazynach mamy ok. 1 mld m sześc. gazu. Na jak długi okres to wystarczy, zależy już jednak od skali niedoborów. Zdaniem ministra, możliwe jest również zwiększenie przesyłu gazu do Polski przez Białoruś.

Liczymy zapasy
Dzisiaj nie liczylibyśmy jednak zapasów w magazynach i czulibyśmy się znacznie bezpieczniejsi, gdyby Polska zrealizowała przygotowywany jeszcze przez rząd Jerzego Buzka kontrakt na dostawy gazu z Norwegii. Został on jednak uznany przez rząd Leszka Millera za zbyt drogi i niepotrzebny. Druzgocący dla tej decyzji i odpowiedzialnych za zerwanie kontraktu ludzi z tamtego rządu był raport Najwyższej Izby Kontroli. NIK stwierdziła brak działań w sprawie dywersyfikacji źródeł dostaw gazu i zwiększanie uzależnienia się od jednego dostawcy. Jako osoby odpowiedzialne za zaistniałą sytuację wskazała byłego premiera Leszka Millera, byłego wicepremiera Marka Pola i byłego ministra gospodarki Jacka Piechotę.
Według Artura Zawiszy (PiS), przewodniczącego sejmowej Komisji Gospodarki, sytuacja na rynku gazu powinna stać się przedmiotem sejmowej debaty. Zawisza chciałby też powrotu do sprawy norweskiego gazu. Zarówno w zakresie pociągnięcia do odpowiedzialności osób za to odpowiedzialnych, jak i poszukania innych źródeł dostaw gazu.

Gdzie szukać gazu
Teraz o powrót do kwestii pozyskania gazu z norweskiego kierunku będzie jednak trudno. W obliczu kryzysu już bowiem pojawiają się głosy zarówno ze strony władz norweskich, jak i tamtejszych firm wydobywczych, że nie są one w stanie pokryć niedoboru gazu w Europie Środkowej. Cały wydobywany przez norweskie firmy gaz jest bowiem natychmiast rozdysponowany i wysyłany do odbiorców, z którymi zawarto długoterminowe umowy i praktycznie niemożliwe jest też zwiększenie wydobycia. Jednocześnie gazociągi, którymi transportowany jest norweski gaz, wykorzystywane są prawie maksymalnie. - Kontrakt norweski był aktualny przed kilkoma laty. Teraz nie może być brany pod uwagę jako jedyna alternatywa dla gazu rosyjskiego. Pozostaje jeszcze kwestia gazu skroplonego importowanego przez terminal, który trzeba wybudować na wybrzeżu czy też sprawa gazociągu do Morza Kaspijskiego - to są dzisiaj takie prawdziwe elementy dywersyfikacji, które trzeba rozważać i jak najszybciej w ich sprawie podjąć decyzję - powiedział przewodniczący sejmowej Komisji Gospodarki Artur Zawisza. Więcej gazu możemy wydobywać też w kraju. Według Polskiego Instytutu Geologicznego, z własnych zasobów możemy zaspokajać ponad połowę naszego zaopatrzenia w gaz. Minister Skarbu Państwa Andrzej Mikosz zapowiedział już, że jednym z zadań dla nowego szefostwa PGNiG będzie właśnie zwiększenie wydobycia krajowego.
Sytuacja Polski może się jeszcze pogorszyć po ukończeniu budowy Gazociągu Północnego. Rosja będzie mogła wtedy transportować gaz do krajów zachodniej Europy bez potrzeby tranzytu przez Polskę. Dlatego też, zdaniem lidera LPR Romana Giertycha, powinniśmy jak najszybciej przystosować nasze porty do przyjmowania gazu, który mógłby być dowożony do nich z innych kierunków niż rosyjski. - Kiedy już powstanie gazociąg pod dnem Bałtyku, to Polska będzie podatna na taki szantaż jak Ukraina - uważa Giertych. To jednak nie pierwsze zakłócenia w dostawach gazu z Rosji do Polski. Z podobnymi perturbacjami mieliśmy do czynienia w 2004 r., kiedy Rosjanie przykręcili kurek z gazem Białorusi.
Obecnie w resorcie gospodarki pracuje specjalnie powołany zespół zajmujący się bezpieczeństwem energetycznym kraju. Według wiceministra gospodarki Piotra Naimskiego, pierwsze wnioski z prac zespołu mogą pojawić się najwcześniej w ciągu czterech tygodni.
Według Naimskiego, trudno jednak teraz te doniesienia komentować, gdyż "mamy obecnie za mało informacji, by je zweryfikować". Dzisiaj Gazprom miałby jednak przywrócić pełne dostawy gazu dla zachodu Europy.
Kryzys gazowy na linii Rosja - Ukraina rozpoczął się na dobre w niedzielę, kiedy Rosjanie zmniejszyli ciśnienie w gazociągach transportujących ten surowiec na Ukrainę. Obie strony nie mogły się dogadać co do nowego kontraktu na dostawę gazu. Rosja chce, by Ukraina płaciła za gaz zamiast 50 dolarów za 1 tys. m sześc. - 230 dolarów, czyli prawie pięciokrotnie więcej niż w zeszłym roku. Na początku listopada ubiegłego roku z pismem w sprawie renegocjacji kontraktu na dostawy gazu do Polski w celu zwiększenia ceny za dostarczane paliwo Gazprom zwrócił się też do PGNiG.
Tematowi bezpieczeństwa energetycznego kraju poświęcone było m.in. wieczorne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Rada zarekomendowała prezydentowi RP pilne podjęcie prac nad ustawą o infrastrukturze kryzysowej oraz zakończenie prac nad ustawą o zarządzaniu kryzysowym i bezpieczeństwie obywateli. Rada wskazała również na konieczność bezzwłocznego podjęcia decyzji o budowie gazoportu oraz bezzwłocznego rozpoczęcia działań dotyczących dywersyfikacji dostaw gazu do Polski. Rada zarekomendowała także pilne zwiększenie wydobycia gazu z zasobów krajowych.
Artur Kowalski



Kto ile płaci za gaz?
obecnie / nowe żądania Moskwy
Polska 150-200 (inf. nieoficjalne) / nieznane
kraje Europy Zach. 135 (średnio) / 255
Ukraina 50 / 220-230
Białoruś 46,8 / bez zmian
Estonia 100 / -
Mołdawia 80 / 160
Litwa 80 / 150
Bułgaria 180 / ok. 230
Ceny w dolarach za 1000 metr sześc. Źródło: PAP

"Nasz Dziennik" 2006-01-03

Autor: ab