Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polska bez pracy

Treść

Co miesiąc w Polsce znika ponad 64 tys. miejsc pracy – wynika z danych GUS. Bez pracy jest co trzecia osoba poniżej 25. roku życia.

Stopa bezrobocia w Polsce rośnie od kilku miesięcy. Na koniec 2012 roku sięgnęła 13,4 procent. Statystyki GUS nie uwzględniają osób, które wyjechały za granicę szukać pracy. Zdaniem specjalistów, w lutym może wzrosnąć do 14,5 procent. W miarę jak gospodarka osuwa się w recesję, znikają miejsca pracy, i to w tempie ponad 64 tys. miesięcznie.

Zakłady zgłaszają zwolnienia grupowe. Przed urzędami pracy kłębią się kolejki. Eksperci biją na alarm: w ciągu najbliższych tygodni liczba zarejestrowanych bezrobotnych może przekroczyć 2,4 mln osób i nic nie wskazuje na to, aby na tym miało się skończyć. Na koniec roku stopa bezrobocia może dojść nawet do 15-16 procent.

Na tle ponurych prognoz ekspertów zaskakuje optymizm szefa resortu pracy i polityki społecznej. Minister Władysław Kosiniak-Kamysz, raz po raz występując w mediach, wyraźnie bagatelizuje powagę sytuacji, twierdząc, że „rynek pracy jest RELATYWNIE stabilny”, a sytuacja pod kontrolą. Problem bezrobocia w zimowych miesiącach, jak zapewnia, nosi charakter „sezonowy” i w marcu zły trend na rynku pracy przestanie się pogłębiać, zaś na przełomie drugiego i trzeciego kwartału nastąpi ożywienie w gospodarce i rozpocznie się proces odwrotny – wchłaniania pracowników przez przedsiębiorstwa i zakłady pracy.

Minister zapewnia też, że w razie potrzeby uruchomi środki z Funduszu Pracy na aktywną walkę z bezrobociem. Podobno resort już wysupłał jakieś pieniądze, ale wsiąkły jak woda w piasek. Znawcy twierdzą, że przy takiej skali bezrobocia 4,7 mld zł z Funduszu Pracy to kropla w morzu potrzeb.

Słowa o „stabilnym rynku pracy” w ustach ministra brzmią jak ponury żart. Kto jak kto, ale minister powinien uważniej się przyjrzeć, jak rzeczywiście ten rynek wygląda. Najlepiej niech zapyta samych zainteresowanych, czyli bezrobotnych, ale także tych zatrudnionych na śmieciowe umowy w ramach leasingu pracowniczego.

Pan Piotr skończył właśnie 60 lat i jest bez pracy. Prywatna firma leasingu pracowniczego, w której złożył CV, zatrudniła go przed świętami na kilka dni w supermarkecie, oczywiście na zlecenie, po 6 zł za godzinę. W styczniu w innym sklepie przepracował 1 dzień. Od tego czasu telefon milczy. Nie ma pracy.

Dwudziestosześcioletni Andrzej wertuje ogłoszenia od pół roku. Przepracował jeden dzień w supermarkecie, tuż przed sylwestrem. Ale tylko na próbę, bez umowy, po 4 zł za godzinę przez 10 godzin. Dotąd mu nie zapłacono. W czasie ostatnich śnieżyc miał ofertę pracy przy nocnym odśnieżaniu dachów – 4 złote za godzinę. Nie zdecydował się, bo jak na niebezpieczne zajęcie było za mało płatne.

Jerzy, 57-latek, jest w lepszej sytuacji; pracuje na zlecenie jako portier, dostaje na rękę tysiąc złotych. Firma leasingu pracowniczego uzależniła jego zatrudnienie od tego, czy dostanie III grupę inwalidzką. Jest schorowany. Na komisji powiedział wprost, w czym rzecz. Otrzymał zaświadczenie i dzięki temu pracuje. Kilkusetzłotowa dotacja z PFRON trafia co miesiąc do kieszeni pośrednika. Firma leasingu pracowniczego nie inwestuje w stworzenie warunków pracy dla inwalidów, bo i po co, skoro portierzy i ochroniarze świadczą pracę w obiektach należących do innych właścicieli.

Pośrednik nie wypłaca też żadnych dodatków czy premii swoim niepełnosprawnym pracownikom. Dzięki dobrym układom szefów firm leasingowych, wywodzących się często z grona byłych wojskowych, milicjantów, funkcjonariuszy SB, taka firma leasingu pracowniczego kładzie łapę na wszystkich miejscach pracy w danym mieście niewymagających szczególnych kwalifikacji, a następnie „wynajmuje” te miejsca pracy pracownikom, pobierając od nich comiesięczne tantiemy.

Innymi słowy, oddaje pracowników jak towar w leasing rzeczywistemu pracodawcy, przy czym za ów leasing musi płacić pracownik ze swoich poborów, a nie szpital, hotel, przychodnia czy inny zakład, który korzysta z leasingu. Gdy pan Waldemar, portier zatrudniony przez dwa lata w ramach leasingu pracowniczego, ciężko zachorował i zabrali go do szpitala, natychmiast otrzymał od pracodawcy wypowiedzenie umowy-zlecenia. Jako chory znalazł się w bardzo ciężkiej sytuacji, bo chociaż przysługiwała mu opieka medyczna, to zasiłek dla bezrobotnych już nie. W podobnym położeniu znajdują się dziś całe rzesze polskich pracowników i bezrobotnych.

Miejsca pracy w sektorze publicznym i prywatnym zagarniają firmy leasingu pracowniczego, aby potem oferować je bezrobotnym na podstawie śmieciowych umów z głodowymi stawkami za godzinę. Na tym tle bardzo niepokojąco brzmią zapowiedzi ministra pracy o planach współdziałania między urzędami pracy a prywatnymi agencjami pracy. Czyżby ramię państwa miało naganiać bezrobotnych pośrednikom, zamiast rozbić ów patologiczny układ?

Zanim więc minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz zacznie opowiadać bajeczki o stabilnym polskim rynku pracy, niech przejdzie się po warszawskich portierniach, stróżówkach, marketach, placówkach pocztowych nocą, gdy segregowana jest korespondencja, i niech popyta o zatrudnienie, stawki godzinowe. Ba, może niech się gdzieś zatrudni pod zmienionym nazwiskiem. Wtedy przekona się na własnej skórze, że 13,4 proc. bezrobocia, podawane przez GUS, to tylko wierzchołek góry lodowej, bo tak naprawdę pół Polski nie ma pracy, jeśli rozumieć ją w kategoriach europejskich.

 

Unia młodych bezrobotnych

Prawie co trzecia osoba poniżej 25. roku życia w Polsce nie ma pracy – wynika z danych opublikowanych przez Eurostat, urząd statystyczny Unii Europejskiej.

Jak informuje Eurostat, stopa bezrobocia w 27 krajach UE wyniosła w grudniu 10,7 proc. i pozostaje na takim samym poziomie jak miesiąc wcześniej. Najgorzej sytuacja wygląda w Hiszpanii, gdzie poziom bezrobocia wynosi 26,1 proc, zaś najlepiej w Austrii, bo jedynie 4,3 procent. W Polsce stopa bezrobocia wyniosła w grudniu 2012 r. 10,6 proc. wobec 10,5 proc. w listopadzie. Według metodologii stosowanej przez GUS stopa bezrobocia w Polsce w grudniu wyniosła jednak więcej, bo aż 13,4 procent.

Najbardziej istotna jest w tej kwestii miara bezrobocia wśród ludzi poniżej 25. roku życia. Wprawdzie w Polsce nie jest ten odsetek tak tragiczny jak w Hiszpanii, gdzie bez pracy pozostaje 55 proc. młodych ludzi, jednakże 28,4 proc. bezrobotnych w tym przedziale wiekowym budzi obawy.

– Pogłębiający się kryzys na rynku pracy może pozostawić trwałe ślady na dużej części całego pokolenia młodych ludzi – powiedział prezes Polskiego Stowarzyszenia Zarządzania Kadrami Piotr Palikowski, komentując te dane.

Jest to w jego ocenie informacja wyjątkowo ważna, bowiem wspomniana grupa wiekowa jest najbardziej zagrożona ryzykiem marginalizacji. Taka sytuacja w konsekwencji będzie niosła szkody dla zatrudnienia, wydajności i spójności społecznej. PSZK szacuje, iż bezrobocie wśród absolwentów w roku 2013 przekroczy próg 30 procent.

Eurostat podał, że stopa bezrobocia wśród osób poniżej 25. roku życia wyniosła w UE 23,4 procent. Rok wcześniej było to 22,2 procent. Najniższe bezrobocie zanotowano w Niemczech (8 proc.) i Austrii (8,5 proc.), najwyższe w Hiszpanii (55,6 proc.).

Nasz Dziennik Poniedziałek, 4 lutego 2013

Autor: jc