Połów młodych polskich kadr rozpoczęty
Treść
W maju przyszłego roku kończy się okres zamknięcia niemieckiego rynku pracy dla obywateli państw przyjętych do UE w 2004 roku, w tym także Polski. Oznacza to, że rynek za naszą zachodnią granicą będzie całkowicie otwarty i nie będzie już żadnych przeszkód w legalnym zatrudnieniu także Polaków. Niemcy, którym drastycznie brakuje chętnych do nauki zawodu, już rozpoczęli intensywne poszukiwania przyszłych pracowników wśród polskich kadr.
Niemcom brakuje chętnych młodych ludzi do nauki wielu zawodów. Fabryki prowadzą własne szkoły nauczania zawodu, ale miejsca te pozostają w większości puste, bo młodzi Niemcy nie chcą się uczyć. W 2009 roku takich wolnych miejsc było u naszych zachodnich sąsiadów ponad 16 tys., a będzie jeszcze gorzej, według prognoz, w 2010 r. - nawet 50 tysięcy. Wiedzą o tym doskonale zarówno niemieccy urzędnicy, jak i przedsiębiorcy i już od wielu miesięcy prowadzą intensywną kampanię reklamową w Polsce, której zadaniem jest nakłonienie jak największej liczby młodych Polaków do rozpoczęcia nauki zawodu w Niemczech i podjęcia tam pracy. Najbardziej narażona na niemiecką akcję poszukiwań jest tzw. ściana zachodnia.
Zrobią wszystko, aby pozyskać ucznia
Niemiecki rynek pracy wysycha i potrzebuje nowej "krwi". "Ponieważ w Niemczech ciągle znajduje się wiele wolnych miejsc w szkołach zawodu, a na miejscu brakuje chętnych, to przedsiębiorcy muszą szukać młodych ludzi na wschodzie Europy (m.in. w Polsce), aby ich przeszkolić i później zatrudnić u siebie" - szczerze przyznaje dziennik "Die Welt". Już od wielu miesięcy niemieckie przedsiębiorstwa działają bardzo profesjonalnie, zatrudniając do werbowania młodych Polaków wysoko wyspecjalizowane firmy. To już nie są pojedyncze ogłoszenia o tym, że jakieś niemieckie przedsiębiorstwo zatrudni pojedynczego pracownika z Polski, to są już działania zakrojone na szeroką skalę. Niemcy oferują nie tylko pracę, ale także masową naukę zawodu i to już kilkunastoletnim chłopcom. Chętnych - także w Polsce - najprawdopodobniej im nie zabraknie, bo młodych ludzi skusi jak zwykle w takim przypadku oferta finansowa. Pracodawca oprócz mieszkania i wyżywienia zapłaci każdemu praktykantowi (także temu z Polski) od 300 do 800 euro miesięcznego wynagrodzenia. Jak donosi hamburski "Bild", to już nie jest staranie się o ucznia do zawodu, to jest normalna walka o niego.
Przedsiębiorstwa, aby zachęcić młodych ludzi do nauki, a później do pracy u siebie posuwają się do nieprawdopodobnych pomysłów, takich jak dawanie na dzień dobry drogich prezentów, np. notebooków. Achim Dercks z zarządu Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej nie ma najmniejszych wątpliwości, że ewentualnie młodzi Polacy chętni do zawodu i szkoleni w Niemczech będą dużą szansą, szczególnie dla przedsiębiorstw we wschodnich landach, gdzie po prostu brakuje ludzi. Natomiast senator do spraw socjalnych w Hamburgu Dietrich Wersich podczas sympozjum w hamburskiej Izbie Przemysłowo-Handlowej stwierdził wprost, że w dzisiejszych czasach tak potężnego kryzysu demograficznego nikt nie może sobie pozwolić na rezygnację z walki o każdą siłę roboczą.
Targi w Szczecinie
Tegorocznym punktem kulminacyjnym tej potężnej akcji propagandowej ma być organizacja dużych targów edukacyjnych "vocatium w Regionie Odry 2010" pod koniec września, po raz pierwszy w Szczecinie. Inicjatorem akcji jest niemiecki Instytut Rozwoju Talentów (IfT Institut fuer Talententwicklung), przy współpracy Deutsch-Polnisches Jugenwerk (Polsko-Niemiecka Współpraca Młodzieży), Industrie und Handelskammer Ostbrandenburg, Industrie und Handelskammer Neubrandenburg oraz przy udziale Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Urzędu Miasta Szczecin oraz Urzędu Pracy w Szczecinie. Honorowy patronat nad targami objęła minister nauki Barbara Kudrycka. Na oficjalnych stronach internetowych informujących o targach czytamy wpis minister Kudryckiej: "Targi w Szczecinie posłużą młodzieży polskiej i niemieckiej w planowaniu dalszej ścieżki edukacyjnej oraz kariery zawodowej. Stanowią nie tylko liczące się forum wymiany informacji o możliwościach dalszego kształcenia i podjęcia pracy po obu stronach granicy, lecz także dzięki indywidualnemu podejściu i partnerskim relacjom stwarzają młodym ludziom szansę na wzajemne poznanie i kształtowanie przyszłej ścieżki rozwoju (...). O randze przedsięwzięcia świadczy to, że biorą w nim udział najlepsze szkoły zawodowe, uczelnie, przedsiębiorstwa oraz instytucje doradcze" - pisze prof. Kudrycka, ale nie zauważa, że są to jedynie niemieckie firmy, więc faktycznie będzie to szansa, ale tylko dla jednej strony - niemieckiej, gdyż jest to oferta tylko niemieckich przedsiębiorców... polskich tam zabraknie. Dalej pani minister stwierdza:
"Targi szczecińskie wraz z Targami 'vocatium w Regionie Odry' we Frankfurcie nad Odrą oraz 'vocatium na Łużycach i Dolnym Śląsku' w Cottbus są jednym z ważniejszych wspólnych, polsko-niemieckich przedsięwzięć edukacyjnych. To znakomita inicjatywa służąca budowaniu dobrosąsiedzkich relacji w zjednoczonej Europie. Jestem przekonana, że Targi 'vocatium w Regionie Odry 2010' pomogą wielu młodym ludziom, którzy je odwiedzą, podjąć nieraz najważniejsze w życiu decyzje oraz stworzą szerokie możliwości realizowania twórczych ambicji i pasji zawodowych". Szkoda tylko, że te ambicje i pasje będą młodzi Polacy realizować na niemieckiej ziemi.
Przedstawiciele niemieckich firm, które wezmą udział w szczecińskich targach, nie ukrywają, że ich zamiarem jest ściągnięcie jak najwięcej polskich uczniów, aby ich najpierw wyszkolić, a później zatrudnić. Anke Zarnekow z firmy Accor SA działającej w branży hotelarskiej w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" nie ukrywa, że chcą we własnych szkołach zawodowych uczyć jak najwięcej polskich uczniów. - Wezmę udział w targach w Szczecinie i mam ku temu powody - powiedziała Zarenkow, dodając, że jeżeli znajdzie zaintresowanych, to bardzo chętnie widziałaby ich u siebie w firmie. Marion Schoebel z Kasy Oszczędnościowej - Sparkasse Vorpommern, przyznała, że zajęliby się szkoleniem i późniejszym podnoszeniem kwalifikacji młodych Polaków. - Nasza firma znajduje się przy granicy z Polską - na wyspie Uznam, w miejscowościach Heringsdorf czy też Ahlbeck, więc bardzo chętnie zatrudnilibyśmy Polaków, aby w przyszłości móc obsługiwać także mówiących tym językiem - zaznacza Schoebel i dodaje, że jej pracodawcy liczą na wymierne korzyści wynikające z otwarcia niemieckiego rynku pracy dla Polaków.
Będą tylko niemieckie firmy
Jedna z osób współodpowiedzialnych za organizację targów w Szczecinie, Agata Klorek z IfT Institut fuer Talententwicklung, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" przyznała, że faktycznie polskich firm będzie na targach niewiele, natomiast niemieccy przedsiębiorcy oprócz miejsc pracy zaoferują potencjalnym odbiorcom także miejsca kształcenia zawodowego. - Niemcy będą obecni w Szczecinie, gdyż będą próbowali przeciągnąć polskich uczniów na swoją stronę i ich tam wykształcić - twierdzi Klorek. Choć zaznacza, że na targach będzie też kilka polskich uczelni. Sprawdziliśmy. Jedyni polscy wystawcy to właśnie Szczecińska Szkoła Wyższa Collegium Balticum, Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny w Szczecinie, Uniwersytet Szczeciński oraz Urząd Miasta Szczecin i Wojewódzki Urząd Pracy. Reszta (w liczbie kilkudziesięciu) to firmy niemieckie. Agata Klorek powiedziała nam także, że głównym zamiarem Niemców jest zachęcenie młodych ludzi z Polski do nauki po drugiej (niemieckiej) stronie granicy, którzy oprócz zawodu - jej zdaniem - będą mieli szanse na zdobycie także umiejętności językowych. Potwierdziła również, że wielu niemieckich przedsiębiorców już teraz ma na uwadze fakt, iż w maju przyszłego roku zostanie otwarty niemiecki rynek pracy. - Oni wiedzą, że teraz także polscy uczniowie będą mogli być bez żadnych ograniczeń zatrudniani i szkoleni w Niemczech - mówi Klorek, dodając, iż od tego czasu polskie kadry też będą dla Niemców dostępne, a niemieckie zainteresowanie szczególnie jest skierowane na regiony przygraniczne, czyli Szczecin i okolice. - To jest blisko i niemieckie banki i inne firmy będą szukać także tam pracowników - zaznacza Klorek.
Co się stanie, gdy wszyscy wyjadą?
Leszek Dobrzyński, szef szczecińskiego Prawa i Sprawiedliwości, nie jest zachwycony perspektywą masowych wyjazdów młodych Polaków do Niemiec.
Jego zdaniem, migracja młodych ludzi jest dla Polski w dłuższej perspektywie niekorzystna. - Niestety, nasz szczeciński region został mocno zaniedbany przez obecnie rządzących, którzy przyczynili się do likwidacji stoczni, a był to motor rozwoju i podstawowe tutejsze miejsce zatrudnienia. Przez takie działania stał się obecnie dość łatwym celem dla niemieckich przedsiębiorców - powiedział Dobrzyński. - Wolałbym, aby nasze władze, zamiast dbać tak bardzo o taką właśnie politykę zarobkową, zadbały raczej o rozwój polskich miejsc pracy, aby młodzi Polacy mieli możliwość rozwijania swojej kariery w kraju - dodał.
Czy przy intensywnym wyjeździe młodych na Zachód nie zabraknie w Polsce osób, które powinny stanowić o przyszłości naszej rodzimej myśli naukowej czy technicznej? - A wtedy kto będzie motorem rozwoju naszej gospodarki i nauki? - pyta retorycznie szef szczecińskiego PiS. - Oczywiście trzeba mieć na uwadze kwestię wolnego rynku, ale nie należy jednak przy tym zapominać o polskiej racji stanu i polskim interesie państwowym. Jeżeli rządzący poczuwają z troską o państwo, to powinni się nad tym problemem bardzo nisko pokłonić i pomyśleć nad tym, jak zatrzymać młodych ludzi poprzez tworzenie rodzimych miejsc pracy - mówi Dobrzyński.
Naczelnik wydziału ds. Usług Rynku Pracy w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Szczecinie, pełniąca także obowiązki osoby zajmującej się kontaktami z mediami, Agnieszka Garncarz, jest przekonana, że zatrudnianie i ewentualne szkolenie Polaków w Niemczech będzie zdecydowanie korzystne i dla regionu zachodniopomorskiego, i dla Polski.
- Myślę, że szczególnie w kontekście przygranicznego rynku wyjazdy zarobkowe do Niemiec będą korzystne. Poza tym wyjazdy Polaków w celach zarobkowych są konsekwencją przystąpienia do Unii Europejskiej, gdzie w 2004 roku Polska wyraziła pełną deklarację w podejmowaniu zatrudnienia nie tylko na rodzimym rynku, ale także na szerokim rynku państw unijnych, czyli również w innych krajach członkowskich - twierdzi.
Gdzie się podziały polskie szkoły zawodowe?
Zdaniem Leszka Dobrzyńskiego, w Polsce zdecydowanie zaniedbano szkolnictwo zawodowe, które zawsze było przez pewne środowiska i część mediów wręcz wyszydzane i uznawane za niepotrzebne. - Polikwidowaliśmy w Polsce szkoły zawodowe, a teraz po latach okazało się, że brakuje nam miejsc do szkolenia fachowców - mówi Dobrzyński, przypominając, że Niemcy w dalszym ciągu posiadają takie miejsca szkolenia, które pozostają tam ciągle na wysokim poziomie. - Teraz zostaliśmy z niczym i jedyne, co nam pozostaje, to organizować targi dla pozyskania fachowej siły roboczej dla naszych zachodnich sąsiadów - dodaje.
Jego zdaniem, brak polskich przedsiębiorców na wrześniowych targach w Szczecinie może świadczyć o nieudolności organizacyjnej polskich urzędników albo może także być odpowiedzią na pytanie, gdzie podziała się omawiana przez premiera Tuska "zielona wyspa". - A może brak polskich firm na targach i brak polskich ofert pracy to jest właśnie odpowiedź na pytanie, czym jest naprawdę ta polska "zielona wyspa" - kwituje Dobrzyński.
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik 2010-08-23
Autor: jc