Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polityka Unii musi być jednoznaczna

Treść

Ze Stephane'em Bouffeteaut, członkiem Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego, odpowiedzialnym za sektor energetyczny, rozmawia Franciszek L. Ćwik

Jakie Pana zdaniem były przyczyny konfliktu gruzińsko-rosyjskiego?
- Myślę, że było ich wiele. W Rosji wciąż panuje nostalgia za dawnym imperium i władcy na Kremlu starają się przywrócić swoje wpływy w dawnych republikach sowieckich. Nie sądzę, by skończyło się na Gruzji. Moskwa będzie starać się bronić swoich interesów wszędzie tam, gdzie będzie mogła liczyć na oparcie w swojej mniejszości narodowej, dla osłabienia rządów, które przyjmują prozachodni kurs. Kaukaz jest terenem strategicznym. Tutaj znajdują się surowce, tędy wiodą drogi transportu gazu i ropy z Azerbejdżanu. Przez Gruzję przebiegają dwa rurociągi: Baku - Soupsa (830 km) oddany do użytku w 1999 r. i Baku - Ceyhan (1768 km) funkcjonujący od 2006 roku. Po rosyjskiej interwencji 9 sierpnia oba rurociągi są nieczynne. Rosja od dawna przeciwstawiała się budowie tych rurociągów, które załamywały jej monopol na przesyłanie ropy i gazu z okolic Morza Kaspijskiego i z Azji. Moskwa źle też odebrała podpisaną w czerwcu przez Kazachstan umowę z Azerbejdżanem o eksporcie w 2010 r. części swoich zasobów przez rurociągi biegnące przez Gruzję. Podobnie oceniła ona decyzję Turkmenistanu o sprzedaży Gazpromowi swojego gazu, pod warunkiem, że dotrze on do Europy w 2009 r. przez rurociągi położone poza terytorium Rosji. Atak na Gruzję ma ją zdyskredytować jako odpowiedzialny kraj tranzytowy. Jest to jednocześnie cios wymierzony Europie starającej się zróżnicować dostawy gazu i ropy.

Czy w tej sytuacji Unia Europejska ma możliwość oddziaływania na politykę Rosji, która jest dla niej niemal monopolistą w dostawach paliw?
- Istnieje spore pole manewru, jeżeli chodzi o gaz, bo najczęściej jego dostawy i dystrybucja znajduje się pod kontrolą państwową. Gorzej jest z ropą, handel którą jest najczęściej w gestii prywatnych przedsiębiorstw. Nie oznacza to jednak wyzbycia się unijnej polityki wobec Rosji.

Na czym miałaby ona polegać?
- Rosja pozostanie partnerem energetycznym Unii, co nie znaczy, że będzie ona mogła robić to, co się jej podoba. Trzeba będzie prowadzić zdecydowaną politykę dającą do zrozumienia Rosji, gdzie kończą się granice jej żądań, i jasne wyartykułowanie tego, czego Unia nie będzie mogła zaakceptować. Chodzi jednak też o to, by Rosja nie odwróciła się od Europy, zwracając się ku Azji, zbliżając się do Chin, bo już teraz są sygnały o takich kontaktach. Potrzebna też jest wspólna unijna polityka energetyczna.

Czy rozwiązaniem części problemów nie byłoby przyjęcie takich krajów jak Gruzja i Ukraina do NATO?
- Nie sądzę, bo Rosja odebrałaby to jako kolejny dowód na to, że jest osaczana przez Zachód, co jedynie zwiększyłoby jej agresję.

A więc znowu strach przed R osją...
- Nie chodzi o strach, ale o realne odczytanie rzeczywistości.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-08-25

Autor: wa