Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Policzek dla Polaków

Treść

Okazją do gloryfikowania potęgi ZSRS stały się dla prezydenta Władimira Putina wczorajsze moskiewskie uroczystości z okazji 60. rocznicy kapitulacji faszystowskich Niemiec. Zgodnie z najgorszymi przewidywaniami, Putin nie przeprosił za zbrodnie popełnione w czasie wojny przez ZSRS i powojenną okupację narodów środkowej i wschodniej Europy. Rosyjski prezydent nie oszczędził też Polsce dalszych upokorzeń.
W wygłoszonym przemówieniu Putin wyeksponował sukcesy militarne Armii Czerwonej, która - jak stwierdził - "wyzwoliła Europę" i zdobyła Berlin, stawiając "zwycięską kropkę w wojnie". Prezydent Rosji podziękował państwom koalicji antyhitlerowskiej - USA, Wielkiej Brytanii, Francji - za sojuszniczą pomoc oraz wyraził uznanie dla "niemieckich i włoskich antyfaszystów". Nie wymienił Polski wśród koalicjantów walczących przeciwko hitlerowskim Niemcom, a uczestniczącemu w uroczystościach prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu gospodarze przydzielili miejsce w trzecim rzędzie, za Wiktorem Juszczenką. Zgodnie z przewidywaniami Putin nie wspomniał ani słowem, że to nasz kraj jako pierwszy został wspólnie zaatakowany przez Niemcy i ZSRS, co dało początek II wojnie światowej.
Wystąpienie Putina ocenia się jako skierowane przede wszystkim do obywateli Rosji. Jednak obraz medialny przeznaczony był wyraźnie dla świata zachodniego. Rosyjska telewizja państwowa często pokazywała Władimira Putina w towarzystwie prezydenta USA, co wraz z przypomnieniem światu zwycięstw Armii Czerwonej miało dać wyraźnie do zrozumienia, że Rosja nie rezygnuje z roli światowego supermocarstwa.
Po przemówieniu Władimira Putina odbyła się na placu Czerwonym parada wojskowa, w której wzięli udział także weterani II wojny światowej. Była ona kulminacyjnym punktem wczorajszych uroczystości. Po zakończeniu parady przedstawiciele państw wspólnie złożyli wieniec przed Grobem Nieznanego Żołnierza pod murami Kremla.
W obchodach uczestniczyło wielu światowych przywódców państw, z George'em Bushem na czele. Wśród zaproszonych gości byli także prezydent Francji Jacques Chirac, kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder, Ukrainy - Wiktor Juszczenko.
Nieliczne rosyjskie media odnotowały obecność w Moskwie Aleksandra Kwaśniewskiego, który podczas niedzielnej uroczystości w polskiej ambasadzie przypomniał, że ZSRS ponosi razem z Niemcami winę za rozpętanie II wojny światowej. Z kolei agencja Newsinfo.ru zauważyła, że "w odróżnieniu od samolotów innych krajów oznaczanych flagami reprezentującymi konkretne państwo, na samolocie Aleksandra Kwaśniewskiego [który przyleciał do Moskwy] oprócz polskiej flagi powiewała flaga Unii Europejskiej".
Na trybunie dla zagranicznych gości, jako specjalny gość prezydenta Władimira Putina, był także obecny generał Wojciech Jaruzelski, który w czasach PRL należał do najgorliwszych obrońców sowieckiej dominacji nad Polską. Prezydent Rosji odznaczył go, jako przedstawiciela polskich weteranów, Medalem 60-lecia Zwycięstwa, wyrządzając kolejny afront Polakom, dla których Jaruzelski jest symbolem komunistycznego zniewolenia.
Odznaczenie Jaruzelskiego okolicznościowym medalem skrytykował prezydent Czech Vaclav Klaus, który także uczestniczył w moskiewskich uroczystościach. Klaus określił Jaruzelskiego jako symbol interwencji wojskowej Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w sierpniu 1968 r., w której uczestniczyło także polskie wojsko, i "stłumienia siłą ruchu demokratycznego w Polsce" w grudniu 1981 r.
Chociaż przemówienie Putina zostało w Polsce odebrane bardzo źle, Kwaśniewski stwierdził po powrocie do kraju, że Polska nie została w Moskwie upokorzona. Uznał, że wystąpienia Putina nie należy komentować w jakiś nadzwyczajny sposób i doszukiwać się podtekstów. - Było to niezwykle poprawne politycznie, ważne, wyważone wystąpienie okolicznościowe - stwierdził, dodając, że w przemówieniu Putina nie było żadnych prób rewidowania historii, które z polskiego punktu widzenia byłyby niedopuszczalne, żadnych stwierdzeń, które można by uznać za kontrowersyjne. Broniąc swojej decyzji o wyjeździe na moskiewskie uroczystości, Kwaśniewski przyznał, że zrobił to ze strachu przed ewentualnymi odwetowymi działaniami Rosji.
Waldemar Moszkowski



Dla Putina liczy się tylko siła
Wczorajsze przemówienie prezydenta Rosji na placu Czerwonym dowodzi, że Kreml nadal traktuje historię jako narzędzie do uprawiania polityki. Dla Putina liczą się zachodnie mocarstwa i to dla nich gotów jest napisać nową historię, byleby tylko nie psuła ona jego mocarstwowych ambicji. Właśnie dlatego prezydent Rosji wśród koalicjantów ostatniej wojny "zauważył" "włoskich i niemieckich antyfaszystów", nie dostrzegając Polski, niewygodnej i nieprzydatnej z punktu widzenia imperialnych interesów swojego kraju.
Dopóki "największą katastrofą XX wieku" pozostanie dla prezydenta Rosji rozpad, a nie samo istnienie krwiożerczego sowieckiego imperium, dopóty trudno mieć nadzieję na przemianę moralną i intelektualną klasy politycznej sprawującej władzę w tym kraju. Z góry więc można było przewidzieć, jak zostanie potraktowany prezydent Polski, który mimo wielu głosów sprzeciwu zdecydował się na przyjazd do Moskwy. Kwaśniewski deklarował gesty pojednania w duchu prawdy, a Putin odznaczył w odpowiedzi "swojego" generała Jaruzelskiego.
Rosyjscy postkomuniści, wzorując się na poprzednikach, nadal traktują przywódców odwiedzających ich kraj według kryterium politycznej przydatności. Według tego klucza, Polska po zdradzieckim pakcie Ribbentrop - Mołotow została skazana przez Rosjan na zagładę. Stalin dostrzegł sojusznika w Polakach skazanych w sowieckich łagrach na wymarcie dopiero po uprzedzającej napaści Niemiec na ZSRS. Polska reprezentowana przez generała Sikorskiego pozostała nim jednak tylko do czasu, w którym Sowieci przegrywali na wszystkich frontach, a mord katyński nie ujrzał światła dziennego. Identycznie Putin postępuje dzisiaj.
Waldemar Moszkowski






Dr Piotr Gontarczyk - specjalista w zakresie historii najnowszej:
Do wybuchu II wojny światowej bezpośrednio przyczyniła się polityka Związku Sowieckiego, której osią było zburzenie panującego po poprzedniej wojnie porządku wersalskiego. Taką samą politykę prowadziła III Rzesza. Wspólnota interesów Berlina i Moskwy znalazła swój wyraz w pakcie Ribbentropp - Mołotow, który był wymierzony w suwerenność i niepodległość krajów leżących pomiędzy Rosją a Niemcami.
Stalin wyobrażał sobie, że po zniszczeniu Polski armie niemieckie, podobnie jak 25 lat wcześniej, utkną w długotrwałym konflikcie z Wielką Brytanią i Francją. Dopiero po pewnym czasie wykrwawioną i wyniszczoną "kapitalistyczną" Europę "wyzwoliłaby" Armia Czerwona. Ale kalkulacje te zawiodły: po pokonaniu Francji Hitler zwrócił się przeciwko swojemu sojusznikowi i o mało nie unicestwił ZSRS. Dopiero w latach 1944-1945 sowiecki satrapa częściowo zrealizował swoje wcześniejsze plany, rozciągając władzę Kremla na znacznych obszarach Europy. Był to więc tryumf jednego zbrodniarza nad drugim; zwycięstwem "czerwonej zarazy" nad "czarną śmiercią".
Przystępując w 1939 r. do wojny, Polska chciała osiągnąć dwa cele: obronić niepodległość i zachować integralność terytorialną. Ani jednego, ani drugiego nie udało się zrealizować. 9 maja 1945 r. Polska tylko formalnie była krajem sojuszniczym; faktycznie znajdowała się pod sowiecką okupacją. Legalne władze przebywające w Londynie miały zamkniętą drogę do kraju. Ten rządzony był przez grupkę renegatów i kolaborantów komunistycznego i przestępczego autoramentu. Po 9 maja 1945 r. trwały wywózki i represje wobec polskich patriotów. Wszelkie objawy społecznego oporu tłumiły brutalne pacyfikacje NKWD. Straty materialne i ludzkie, jakie poniosła Polska w tej wojnie, cofnęły nas cywilizacyjnie w porównaniu z innymi krajami Europy. Ogromną tragedią była utrata znacznej części inteligencji, z niebywałą zaciętością eksterminowanej przez Związek Sowiecki i III Rzeszę. To, że dziś polityka zapełniona jest ludźmi formatu Kwaśniewskich, Pastusiaków i Millerów, jest jednym z najtragiczniejszych skutków II wojny światowej.
not. JS

"Nasz Dziennik" 2005-05-10

Autor: ab