Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polacy z pochodzenia, Polacy z przekonania

Treść

Na wczorajszej uroczystej Mszy Świętej w kościele Wszystkich Świętych w Warszawie, odprawionej 60 lat po zapomnianej i nigdy nieukaranej zbrodni wysiedlenia 2,5 miliona Polaków zamieszkałych na Wschodzie, modlono się szczególnie w intencji naszych rodaków żyjących na Białorusi. W świątyni zgromadzili się przedstawiciele licznych organizacji kresowych, m.in. Federacji Organizacji Kresowych, Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej, Stowarzyszenia Nowogródzian i Sympatyków Ziemi Nowogródzkiej czy Towarzystwa Miłośników Wołynia i Polesia. Przyjechała też 50-osobowa delegacja Związku Polaków na Białorusi, choć bez Andżeliki Borys (w lutym odebrano jej paszport).
Wysiedlenia ludności polskiej z Kresów Wschodnich miały miejsce w latach 1944-1947. Pomysłodawcą przypomnienia tych bolesnych wydarzeń i modlitwy w intencji poszkodowanych wówczas Polaków jest prezes Warszawskiego Oddziału Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" pani Agnieszka Bogucka.
- Właśnie 60 lat mija od faktu, kiedy ludzie po traktacie jałtańskim musieli opuścić swoje rodzinne strony i albo przymuszeni, albo ze strachu stamtąd uciekali, tracąc to, co dla nich najcenniejsze, czyli ojczystą ziemię, swoją "małą ojczyznę", którą bardzo kochają. 60 lat po tych przesiedleniach okazało się, że Warszawa jest kresowym miastem. Mamy w swoim środowisku wiele organizacji kresowych, które prowadzą szeroką i skuteczną pracę charytatywną - powiedziała prezes Bogucka "Naszemu Dziennikowi".
Na uroczystości przybyli marszałek Sejmu Marek Jurek oraz wicemarszałek Senatu Krzysztof Putra. Było wielu weteranów, a także poczty sztandarowe i harcerze. Nie zabrakło rodzin Polaków mieszkających na Białorusi. - Przyszłam na tę Mszę Świętą dlatego, że urodziłam się na Kresach, na terenie dzisiejszej Białorusi - powiedziała nam pani Maria Marozas z Warszawy. - Na bieżąco śledzę wydarzenia na Białorusi, a sentyment pozostał z dzieciństwa. Ta "mała Ojczyzna" została w duszy i niezbyt dobrze jej się teraz wiedzie - dodała.
- Należę do Związku, którego prezesem jest Andżelika Borys. Na Białorusi jest nas bardzo dużo i prowadzimy działania związane z pielęgnacją polskości i języka polskiego, aby nasze dzieci i wnuki nie zapomniały tego języka. Bardzo jesteśmy wdzięczni Polsce, dlatego że zawsze nam pomaga. Wcale nie mieszamy się do polityki, chcemy tylko doczekać takich czasów, żebyśmy spokojnie i normalnie mogli jeździć do Polski i po całym świecie. Może doczekamy się takich czasów. Przyjechaliśmy do Warszawy, aby Polacy wiedzieli, że my jesteśmy razem, chociaż mieszkamy za granicą - mówi Jadwiga Łukuć z Grodzieńszczyzny i dodaje: - Wszyscy Polacy są przecież jedną rodziną.
Podczas Mszy Świętej, której przewodniczył ks. infułat Zdzisław Król, ks. prof. Roman Dzwonkowski SAC, socjolog z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, przypomniał, że nasi rodacy na Kresach, a zwłaszcza na Białorusi, przeszli wiele ciężkich prób. Podczas II wojny światowej i po niej towarzyszyły im lęk, cierpienia z powodu utraty bliskich, deportacje, tułaczki. Ci, którzy nie opuścili wówczas swoich domów, w ateistycznym ustroju "zostali odcięci od Macierzy" i na kilkadziesiąt lat "zapadła nad nimi ciemna noc bez gwiazd". Ksiądz profesor zaznaczył, że trwające wiele dekad milczenie na temat naszych rodaków na Wschodzie nie było zawinione przez polskie społeczeństwo. Wskazał, że przed wynarodowieniem uchroniła tych ludzi wiara, dzięki tradycjom religijnym zachowują oni swoją tożsamość. - Często na co dzień nie mówią po polsku, ale modlą się po polsku, bo to jest język ich serca - powiedział. - Pomoc Kościołowi na Białorusi była i jest naszym wielkim obowiązkiem - uzupełnił. Ksiądz profesor odniósł się także do dzisiejszej sytuacji na Białorusi, która jest bardzo niepokojąca - tak dla Polaków na Białorusi, jak i Polaków w kraju. - Dlatego modlimy się i pamiętamy o wszystkich, którzy do kraju po wojnie nie wrócili - stwierdził w konkluzji.
Jolanta Tomczak



Dr Mieczysław Ryba, historyk KUL:
Przesiedlenia ludności polskiej stanowiły pewnego rodzaju zbrodnię przeciwko ludzkości. Nic ci ludzi nie zawinili, a zostali wypędzeni. To odbywało się przy akceptacji zmian granic przez wielkie mocarstwa zachodnie. Współczesne milczenie, będące pewnym rodzajem zafałszowania na ten temat, jest jak gdyby tego skutkiem, a nieproporcjonalne podnoszenie kwestii wysiedleń niemieckich jest jeszcze większym zaciemnianiem obrazu rzeczy. Państwo polskie podczas II wojny światowej stało po słusznej stronie. W obronie wolności, przeciwko totalitaryzmowi. Obywatele naszego państwa ucierpieli na skutek zwycięstwa tych totalitaryzmów, przy zgodzie Zachodu. Natomiast to, co się działo na terenach zachodnich, było związane z klęską III Rzeszy i z dokonanymi przez nią zbrodniami. Obecnie mamy do czynienia z taką zmową milczenia na tematy polskie. To skutek pewnej zachodniej polityki nakierowanej na to, co robił Stalin w Europie Środkowej. Politycznie niewygodne jest przypominanie tego w sensie rocznicy, ponieważ ma to znaczenie nie tylko historyczne, ale i polityczne. not. ZB

Leszek Żebrowski, historyk:
Przesiedlenia Polaków z Kresów Wschodnich miały nieco inny charakter niż te z lat 1939-1941. Tamte były jednostronnym posunięciem okupacyjnego państwa, natomiast w tym przypadku komuniści zachowali pozory legalizmu. Po pierwsze, nastąpiło przesunięcie granic, które zostało zaplanowane wcześniej, jeszcze na konferencji w Teheranie, a później potwierdzone w Jałcie i w Poczdamie. Stalin zagwarantował sobie ruch ludności, mając zgodę mocarstw zachodnich, ale jednocześnie porozumienie zawarte z władzami komunistycznymi nowej Polski, które oczywiście były władzami samozwańczymi narzuconymi przez niego, ale tzw. wolny świat to akceptował. Jeśli chodzi o zakres tych przesiedleń i sposób ich wykonania, to było już nieco łagodniejsze niż poprzednio. Było to wypędzanie Polaków z ich siedzib, które często zajmowali od setek lat. Rodziny musiały praktycznie zostawić wszystko poza drobnym majątkiem ruchomym i wynieść się natychmiast na tzw. Ziemie Odzyskane, czyli traktowano to jako pewną rekompensatę. Oczywiście nigdy nie zostało to zaaprobowane przez Polskę, która w tych wydarzeniach nie była stroną w rozumieniu formalno-prawnym.
not. ZB

"Nasz Dziennik" 2006-03-13

Autor: ab