Polacy na Białorusi bez polskich nauczycieli
Treść
Tuż po wybuchu protestów uczniów polskiej szkoły w Wołkowysku na Białorusi, domagających się powrotu z Polski nauczycieli, którym władze nie udzieliły licencji, rozpoczęły się kolejne przesłuchania członków Związku Polaków na Białorusi (ZPB). Między przesłuchaniami a blokadą polskich nauczycieli istnieje ścisły związek - twierdzą nieuznawani przez Mińsk polscy działacze społeczni. To ZPB ubiega się o wykwalifikowanych nauczycieli z Polski, a Mińsk, który go nie uznaje, nie chce też polskich pedagogów.
Do dziś na przesłuchania stawili się Józef Porzecki, Andrzej Poczobut i Mieczysław Jaśkiewicz. Jutro ma być przesłuchiwany Tadeusz Gawin, honorowy prezes ZPB. Również prezes Związku Andżelice Borys próbowano wręczyć wezwanie. We wtorek rozpoczął się także kolejny proces Mieczysława Jaśkiewicza, działacza ZPB.
Jak powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Andrzej Poczobut, dziennikarz "Magazynu Polskiego", oficjalnie nie podano jeszcze żadnego powodu trwających przesłuchań. Andżelikę Borys poinformowano już w zeszłym tygodniu, że będzie musiała stawić się na milicję. Samego jednak wezwania nie zdołano jej wręczyć, gdyż prezes ZPB wyjechała do Polski. Z kolei rozpoczęty wczoraj proces szefa grodzieńskiego oddziału Związku - Mieczysława Jaśkiewicza, sąd wojewódzki w Grodnie odłożył do 4 października, gdyż adwokat zażądał powołania kilkunastu świadków.
Zdaniem Andrzeja Poczobuta, wezwania mają ścisły związek z sytuacją w szkole polskiej w Wołkowysku, gdzie w ubiegłym tygodniu protestowała młodzież, domagając się powrotu nauczycieli z Polski. - Z punktu widzenia prawa właścicielem szkoły w Wołkowysku jest Związek Polaków na Białorusi - tłumaczy Poczobut. Zatem zgodnie z umową międzynarodową to właśnie ZPB ma prawo ubiegać się o wykwalifikowanych nauczycieli z Polski.
Jako oficjalny powód niedotarcia na czas do placówek 14 polskich nauczycieli zaproszonych w tym roku do nauczania języka polskiego na terenie Białorusi podaje się niewypełnienie zapisów rzekomo wprowadzonego w czerwcu br. dekretu prezydenta Białorusi. - Nie zostały wprowadzone żadne zmiany do ustawodawstwa! Ustawa, na którą obecnie powołują się władze, jest z 2003 roku! - dementuje te informacje Andrzej Poczobut. Jak mówi, licencje to nie żadna nowość, gdyż są one wymagane od 2003 roku. Natomiast wcześniej nie żądano, by posiadało je kuratorium oświaty. - Wołkowyskie kuratorium dostało list z białoruskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z taką informacją dopiero 23 sierpnia, czyli zaledwie tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego - dodaje Poczobut. Jak łatwo się zatem domyślić, nie udało się ich wyrobić.
I choć dyrektorzy polskich szkół na Białorusi wciąż mają prawo zgłaszać wnioski o zatrudnienie, dzięki czemu nauczyciele mogliby zacząć pracę już w październiku, tak naprawdę nie wiadomo, czy korzystają z tej możliwości. - Z jednej strony mówią, że wyrabiają te licencje, z drugiej kuratorium oświaty w Wołkowysku mówi, że żaden nauczyciel z Polski nie jest potrzebny. Tymczasem wiosną żądali przyjazdu trzech nauczycieli... - mówi Poczobut.
Kierowaniem nauczycieli do pracy dydaktycznej na Wschodzie zajmuje się mieszczący się w Warszawie Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli (CODN). Nauczyciele tacy mają za zadanie wspomagać nauczanie języka polskiego w skupiskach Polaków i osób polskiego pochodzenia. CODN wysyła na Białoruś nie tylko filologów polskich, lecz także specjalistów w zakresie nauczania początkowego, gdyż na nich jest tam również duże zapotrzebowanie. Między innymi w Mińsku, Wołkowysku czy Brześciu są klasy I-III z polskim językiem wykładowym. Filolodzy polscy nauczają nie tylko samego języka. Lektoraty poszerzone są o elementy historii i geografii. Jak mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Andrzej Poczobut, z roku na rok liczba zapraszanych na Białoruś polskich nauczycieli maleje. W zeszłym roku było ich 22. Obecnie zaproszono jedynie 14... - Władze dążą do eliminacji polskich nauczycieli - uważa. - Z Białorusią są ogromne problemy - martwi się Irena Surman z Zespołu ds. Polonii CODN.
Tymczasem kierownik wydziału konsularnego Ambasady Białorusi w Polsce Aleksander Berebienian winą obarcza dyrektorów szkół. - Dyrektor musi wiedzieć wszystko, także to, że są przepisy dotyczące zatrudniania nauczycieli obcokrajowców - powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Stwierdził, że na Białorusi pracują nie tylko nauczyciele, obywatele Rzeczypospolitej Polskiej, lecz także Włosi czy Niemcy, którzy problemów z dotarciem do placówek na czas nie mieli...
Obecnie na terenie Białorusi nie ma żadnego polskiego nauczyciela. - W szkołach litewskich, gdzie ponad połowę nauczycieli stanowią obywatele Litwy, od 1 września zajęcia są normalnie prowadzone - mówi Andrzej Poczobut. A tamtejsze kuratoria oświaty również obowiązuje posiadanie licencji... Zdaniem Poczobuta, sytuacja dotyczy wyłącznie polskich nauczycieli.
Aneta Jezierska
"Nasz Dziennik" 2006-09-28
Autor: wa