Polacy, Leo - dziękujemy!
Treść
Dwie bramki Euzebiusza Smolarka, czyste konto Artura Boruca i wszystko już jasne: Polska pokonała w Chorzowie Belgię 2:0 w meczu eliminacji Euro 2008, dzięki czemu zapewniła sobie historyczny awans na tę imprezę. W mistrzostwach Europy jeszcze nigdy nie graliśmy, teraz, pod wodzą holenderskiego trenera Leo Beenhakkera, wreszcie sztuka ta się udała. Z trybun Stadionu Śląskiego spotkanie oglądało ponad 47 tysięcy widzów, przed telewizorami miliony. Mimo śniegu i mrozu było gorąco, ale to nie dziwi, wszak w sobotę na naszych oczach pisała się historia.
To był jeden z najważniejszych meczów w dziejach polskiego futbolu. Bo choć byliśmy już mistrzami olimpijskimi, trzecią drużyną świata (i to dwa razy), to jeszcze nigdy w mistrzostwach Europy nie graliśmy. Pragnienie awansu było zatem ogromne, a wzmagał je świetny klimat, jaki ostatnimi czasy otacza naszą narodową drużynę. Pojedynek z Belgią zepchnął zatem w cień wszystkie wydarzenia weekendu. Mówił o nim każdy, a Chorzów stał się w sobotę najważniejszym miejscem kraju. O godzinie 20.30 Polska wstrzymała oddech. Na murawie Stadionu Śląskiego pojawiło się jedenastu wojowników, którzy mieli przeprowadzić naszą narodową drużynę przez bramy wiodące do Euro 2008. Pierwszy gwizdek duńskiego sędziego Clausa Bo Larsena i zaczęło się...
Początek nie był łatwy. Polacy szybko chcieli strzelić bramkę, ustawić sobie mecz, zrzucić balast. Spięci i zdenerwowani długo nie potrafili złapać właściwego rytmu. Próbowali indywidualnych szarż - bez skutku. Po kilkunastu minutach wreszcie zepchnęli rywali do obrony, ale bez wymiernych efektów. Brakowało strzałów, klarownych sytuacji. Uderzenia Jacka Krzynówka i Michała Żewłakowa mijały belgijską bramkę w sporej odległości, Stijn Stijnen był praktycznie bezrobotny. Niewiele brakowało, aby w 34. minucie to goście objęli prowadzenie. Rzut wolny z ponad 30 m wykonywał bowiem Jan Vertonghen, uderzył fantastycznie lewą nogą, na szczęście również kapitalną interwencją popisał się Artur Boruc. Bramkarz Celticu Glasgow koniuszkami palców przerzucił piłkę ponad poprzeczką. Chwilę później nasi mieli pierwszą okazję - Radosław Sobolewski ofiarnym wślizgiem wywalczył futbolówkę i zagrał do Euzebiusza Smolarka, który jednak strzelił zbyt lekko, by pokonać Stijnena. Kiedy wydawało się, że do przerwy gol nie padnie, fatalny błąd popełnił Vertonghen. Belgijski obrońca chciał podać piłkę do swego bramkarza, ale uczynił to za słabo, przejął ją dynamiczny Smolarek, minął Stijnena i po chwili utonął w objęciach kolegów. Było 1:0, z serc naszych piłkarzy spadł ciężki kamień. Trybuny oszalały z radości.
W drugiej połowie Leo Beenhakker desygnował do gry Jakuba Błaszczykowskiego i od razu gra polskiej drużyny nabrała rozpędu. Na efekty nie czekaliśmy długo. W 50. minucie Kuba próbował świetnym podaniem uruchomić Smolarka, przeciął je jednak Vincent Kompany - tak nieszczęśliwie, że piłkę przejął Jacek Krzynówek, "huknął" z dystansu, Stijnen odbił futbolówkę przed siebie, dopadł do niej Smolarek i techniczną podcinką umieścił po raz drugi w bramce. 2:0! W tym momencie wszyscy byliśmy już pewni, że nikt i nic awansu do Euro 2008 nam nie odbierze. Belgowie nie byli w stanie Biało-Czerwonym zagrozić, nasi spokojnie grali swoje, nie forsując tempa. Wynik utrzymał się już do końca, a gdy Bo Larsen gwizdnął po raz ostatni - stadion eksplodował. Radość była przeogromna, Beenhakker powędrował do góry na rękach swych podopiecznych, w wielu oczach pojawiły się łzy. Polska po raz pierwszy w historii zapewniła sobie awans do finałów mistrzostw Europy.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2007-11-19
Autor: wa