Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pokrzywdzonym jest każdy z nas

Treść

Wczorajsza rozprawa przed Sądem Okręgowym w Warszawie zaczęła się niemal jak każda z ostatnich - od składania wniosków przez oskarżonych i ich obrońców. Po kilku godzinach sąd wszystkie je odrzucił jako "jawnie zmierzające do przewleczenia procesu sądowego". Sędzia Andrzej Kryże zamknął przewód sądowy w procesie oskarżonych w aferze Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego i oddał głos prokuratorom. To najważniejszy krok w ciągnącym się od maja 1991 r. postępowaniu w tej sprawie.
Rano oskarżeni imali się wszelkich sposobów, by przewód sądowy potrwał jeszcze długie tygodnie. Dopominali się o kopię przelewu bankowego z Bank Royal of Scotland, który należałoby uzyskać drogą międzynarodowej pomocy prawnej (długotrwałej i kosztownej), domagali się też wyłączenia lub przynajmniej przesłuchania biegłych, a Grzegorz Żemek zgłosił, że od następnego terminu będzie miał wreszcie obrońcę i w jego obecności chce złożyć szczegółowe wyjaśnienia odnośnie do stawianych mu zarzutów. We wszystkich przypadkach zarówno prokuratura, jak i sąd powołały się na art. 170 kodeksu postępowania karnego, który określa wyraźnie, w jakich okolicznościach wniosek dowodowy może być dopuszczony do sprawy, by nie zakłócał jej przebiegu.
Wreszcie o godz. 13.20 sędzia Andrzej Kryże zamknął przewód sądowy. Do wygłaszania mowy końcowej przystąpiły prokurator Beata Sawicka-Felczak i prokurator Hanna Więckowska. Samo odczytywanie części wstępnej zajęło im blisko dwie godziny, a swoją mowę końcową spisały na 360 stronach - jej wygłoszenie może zająć nawet 5 dni.
- W sprawie tej, jak słusznie zauważył sąd, każdy z nas, 40 milionów obywateli, jest pokrzywdzony - zaczęła Sawicka-Felczak. Przypomniała słowa jednego ze świadków, znanego z innej afery - dotyczącej PKN Orlen - Andrzeja Kuny, który opowiadał o "patriotyzmie, który kazał mu pomagać FOZZ-owi". - Przypomniał sobie później, że od tego patriotyzmu należała mu się prowizja... - dodała prokurator.
FOZZ został powołany do życia ustawą z 15 lutego 1989 r. jako jeden z państwowych funduszy celowych. Miał gromadzić środki na spłatę długu zagranicznego i gospodarować nimi. Pełnię praw majątkowych przekazano w ręce jednego człowieka - dyrektora generalnego. - Zważywszy na to, w jakich okolicznościach uchwalono tę ustawę - zmiana ustroju i Okrągły Stół - należy zadać pytanie: komu zależało na takich rozwiązaniach? - mówiła prokurator. Tego w przewodzie sądowym i śledztwie nie udało się ustalić. Wiadomo, że projekt ustawy powstał w resorcie finansów, jednak ani jego ówczesny szef Andrzej Wróblewski, ani pierwszy zastępca zajmujący się Funduszem Janusz Sawicki nie potrafili powiedzieć, gdzie dokładnie.
16 marca 1989 r. na stanowisko dyrektora generalnego FOZZ powołano Grzegorza Żemka. Za jego kandydaturą głosowali m.in. znajdujący się w radzie nadzorczej Jan Boniuk, Janusz Sawicki, Grzegorz Wójtowicz i Dariusz Rosati. Żemek, wieloletni pracownik Banku Handlowego w Warszawie, zasłynął nieprawidłowościami w udzielaniu kredytów przez oddział banku w Luksemburgu. Wiedzieli o tym m.in. Sawicki i Wójtowicz, a mimo to oddali w jego ręce tak ogromne środki.
- Ludwik XIV twierdził, że "państwo to ja", a świadkowie twierdzą, że "FOZZ to był Żemek" - mówiła prokurator Więckowska.
Zagraniczni kontrahenci, zeznając przed sądem, określali go mianem "czarownika", "wszechwładnego", "Mr FOZZ". Zastępcą Żemka od samego początku była Janina Chim, zatrudniona w FOZZ jeszcze przed nim. W tym samym czasie pozostawała pracownikiem firmy Universal należącej do Dariusza Tytusa Przywieczerskiego. Jeden ze świadków określił ją jako "kobietę interesu" i "szarą eminencję FOZZ". - To członkowie rady nadzorczej przez 1,5 roku pozwalali bezkarnie dysponować tej parze środkami państwowymi - mówiła prokurator Więckowska.
Dochodami FOZZ były przede wszystkim dotacje z budżetu, wpływy z Banku Handlowego, z kredytów zagranicznych, a także wpływy z emisji obligacji i różnic kursowych. Dotacja stanowiła 3,34 proc. w 1989 r. i 3,6 proc. w 1990 r. całości wydatków Skarbu Państwa! Prokuratura faktyczną kwotę zagarnięć obliczyła na 49 mln 928 tys. zł, a szkody Skarbu Państwa na 81,5 mln zł. Pieniądze, za jakie FOZZ wykupił polski dług zagraniczny, starczyłyby na wykup ponad 2-krotnie większej sumy zadłużenia. Dziś te kwoty i tak robią wrażenie na społeczeństwie, jednak na skutek przemian gospodarczych czy denominacji są całkowite nieadekwatne do faktycznie poniesionych przez Polskę szkód. Dość powiedzieć, że dla porównania w 1989 r. budżet na całe sądownictwo wynosił niecały 1 proc. wydatków państwa, a dzisiaj np. na naukę zaledwie przekracza 1,3 proc.
Praca w FOZZ była systemowo bardzo źle zorganizowana, w skrajnych wypadkach niektórzy pracownicy nie mieli żadnych obowiązków. Działalność FOZZ starano się utajnić. Stan księgowości Funduszu - gdy zaczęła być badana przez Najwyższą Izbę Kontroli, a potem likwidatorów i prokuraturę - był katastrofalny. Nie wiadomo było np., kto wykupił dług, za jaką kwotę i czy rzeczywiście to zrobił. Poszczególne księgowania odbywały się wyłącznie na polecenie dyrekcji FOZZ. Poważne wątpliwości budziła też autentyczność wielu dokumentów. Żemek twierdził, że wszystkie operacje "były ewidencjonowane i czytelne dla fachowców". Po ponad 10 latach wciąż odnajdują się oryginalne dokumenty u przypadkowych osób.
Śledztwo prokuratury w tej sprawie rozpoczęło się 7 maja 1991 r. i było utrudnione m.in. z powodu braku dokumentacji. Dziś część zarzutów (np. dotyczących ministra Sawickiego) przedawniła się. Kolejne ulegną przedawnieniu już za 2 miesiące.
Przed salą sądową w czasie jednej z przerw znany adwokat mecenas Piotr Kruszyński cieszył się, że jego klientom - Irene Ebbinghaus i Krzysztofowi Komornickiemu - zarzuty przedawnią się 30 kwietnia. Liczył, że w ten sposób unikną oni prawomocnego wyroku. - A na wszelki wypadek apelację wyśle się ze Szczecina - zacierał ręce. Znacznie gorszy humor prezentowali adwokaci Przywieczerskiego. Mecenasa Piotra Korzeniowskiego szczególnie zmartwiło, że sąd przyjmie (tak wynika z opinii biegłych) za punkt czasowy, od którego liczy się przedawnienie, nie moment wzięcia kredytu, ale datę jego ostatniej spłaty.
Rezonu nie tracił tylko Żemek. - Jestem niewinny, a Skarb Państwa zarobił na FOZZ, co udowodnię w mowie końcowej - przekonywał dziennikarzy.
Wyroku można się spodziewać za mniej więcej 2 tygodnie.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2005-02-09

Autor: ab