Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pokonać siebie - fantastyczne uczucie

Treść

Rozmowa z Sylwią Jaśkowiec, młodzieżową mistrzynią świata w biegach narciarskich
Za Panią niezwykle udany sezon: podwójne mistrzostwo świata do lat 23, szóste miejsce w sztafecie na seniorskich mistrzostwach w Libercu musiały napełnić sporym optymizmem i wiarą na przyszłość.
- Sama nie przypuszczałam, że sezon będzie tak bogaty w dobre wyniki. Dwa złote krążki z Praz de Lys Sommand przeszły moje najśmielsze oczekiwania (choć w zawodach nie startowały znakomite Norweżka Therese Johaug i Szwedka Charlotte Kalla), potem była świetna sztafeta w Libercu, gdzie na naprawdę wysokim poziomie rywalizowałyśmy z najlepszymi, wreszcie mistrzostwa Polski, na których wywalczyłam pięć srebrnych medali. Złote były oczywiście zarezerwowane dla Justyny Kowalczyk, chciałam sprawdzić się na jej tle, zobaczyć, jak wiele czeka mnie jeszcze pracy.
Domyślam się, że po sukcesie w Praz de Lys Sommand zmagań w Libercu oczekiwała Pani z ogromną ciekawością, bo była to pierwsza okazja do przekonania się, jaka jest różnica między rywalizacją młodzieżową a seniorską.
- Zgadza się. Byłam ciekawa, szalenie, szkoda, że plany nieco pokrzyżowała choroba. Razem z trenerem postanowiliśmy odpuścić biegi klasykiem, a skupić się na łączonym, sztafecie i "trzydziestce". Sztafeta okazała się świetna, na swojej zmianie wypadłam naprawdę doskonale, przypasowało mi dosłownie wszystko - dyspozycja, samopoczucie, trasa, warunki, narty. Niestety, nic nie wyszło z "trzydziestki", choć wiązałam z nią spore nadzieje. Złamała mnie choroba, trudno. A jeśli chodzi o różnicę: co tu ukrywać, jest ogromna. Bieganie młodzieżowe przypomina jeszcze nieco zabawę, choć nikt nie odpuszcza, walczy na całego. Wśród seniorek o sukcesie decyduje najdrobniejszy szczegół, którego nie można zaniedbać. Trzeba podporządkować życie biegom, pracować na wysokich obrotach niemal cały rok, mieć fantastyczne zaplecze sprzętowe, serwismenów na najwyższym poziomie, bo smarowanie nart jest kluczem do wszystkiego. W Libercu przekonałam się, jak wyglądają zawody tej rangi od środka, jaka towarzyszy im otoczka. Zdobyłam sporo doświadczeń, wiem, czego mi brakuje, nad czym powinnam pracować. Tematów do przemyśleń dostałam mnóstwo, teraz muszę je mądrze wykorzystać.
Gdzie tkwią zatem największe Pani rezerwy?
- W każdym elemencie. Mam niezłą wytrzymałość, ale muszę sporo popracować nad siłą. Jestem jednak osobą pracowitą, ambitną, jak czegoś bardzo pragnę, to poświęcam się temu w całości i zazwyczaj potrafię to osiągnąć. Ciężką pracą - jedyną drogą. Biegi wymagają czasu, doświadczenia zbieranego z każdym startem. Optimum pozwalające w pełni wykorzystać możliwości organizmu osiąga się zazwyczaj w okolicach trzydziestki, choć są wyjątki. Justyna ma dopiero 26 lat, a jest najlepsza w świecie, Johaug i Kalla są jeszcze młodsze, a mają medale najpoważniejszych imprez.
Ma Pani w sobie tyle cierpliwości, by poczekać na wyniki?
- Gdybym nie miała, wybrałabym sobie inne zajęcie. Cierpliwości i motywacji mi nie brakuje, mam swoje cele, wierzę, że ciężką pracą, wyrzeczeniami i poświęceniem będę w stanie je osiągnąć. Postawiłam na biegówki, kocham ten sport, co roku notuję postęp, rozwijam się, co mnie nie tylko cieszy, ale i dodatkowo napędza. Nie obrażę się, jeśli wyniki nie przyjdą jutro, bo wiem, że czasami trzeba na nie poczekać. Cele? Nie będę oryginalna, jak każdy sportowiec marzę, że któregoś pięknego dnia będzie mi dane stanąć na olimpijskim podium. Jak nie za rok, to za pięć lat (śmiech).
Za co Pani kocha te biegówki?
- Przede wszystkim za możliwość samorealizacji. Przemierzając setki kilometrów, samotnie, można pobyć ze sobą, uciec od codziennego zgiełku, kontemplować przyrodę, naturę, życie po prostu. Sam bieg jest szalenie wyczerpujący, ale dzięki temu ćwiczymy swoją psychikę, walczymy ze słabościami. Każdy trening, każde zawody są próbą przetrwania, z której wychodzimy silniejsi. Dochodzimy do pewnej granicy bólu, już wydaje się, że nie damy rady, musimy spasować. Kto przezwycięży, nie podda się - wygrywa. I to nie chodzi wcale o konkretne miejsce na mecie, tylko satysfakcję z pokonania kryzysu, lęku, niemocy. Fantastyczne uczucie, dzięki któremu przesuwamy granice swych możliwości.
Wydaje się, że to uczucie może stać się wkrótce udziałem tysięcy Polaków, bo biegi mają szansę zostać naszym sportem narodowym. Sukcesy Justyny Kowalczyk wywołały nie tylko euforię, lecz także konkretne obietnice budowy i rozbudowy już istniejących tras, bazy. To musi cieszyć.
- No tak, mieliśmy kiedyś "małyszomanię", teraz mamy "kowalczykomanię". Wiem, że Justyna nad wszystko sobie ceni spokój i ciszę, ale... wspaniale, że tak się dzieje. Wspaniale dla biegów, które dotychczas znajdowały się na marginesie. Tymczasem teraz narty zalegające na sklepowych półkach zaczęły się sprzedawać niemal jak świeże bułeczki, ludzie zaczęli się interesować, kojarzyć nazwiska i co najważniejsze - samemu próbować. Kibice kochali Adama Małysza, ale raczej nie mogli pójść w jego ślady, wspiąć się na skocznię i polecieć. Biegi są natomiast proste i dla każdego. Trasy nie wymagają wiele zachodu, można je zorganizować niemal wszędzie. Idealna byłaby sytuacja, w której człowiek mógłby działać spontanicznie: ot, mam ochotę pobiegać, biorę sprzęt i idę.
Przed Panią krótkie wakacje, pewnie wyczekiwane od dawna?
- Ha, ha, nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem wakacje w pełnym tego słowa znaczeniu. Sezon się zakończył, wraz z nim ciężka praca fizyczna, teraz przestawiam się na umysłową, czyli studia. Całą uwagę skupiam na przygotowaniach do roku akademickiego, który tak naprawdę właśnie teraz się dla mnie zaczyna. Ciepłe kraje muszą zatem poczekać, są sprawy ważniejsze. Trzeba myśleć o czymś więcej niż sport, wakacje spędzę na uczelni.
Zatem powodzenia i dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
O Sylwii Jaśkowiec zrobiło się głośno pod koniec stycznia, gdy we francuskim Praz de Lys Sommand zdobyła dwa złote medale mistrzostw świata do lat 23. Zawodniczka AZS AWF Katowice najpierw w wielkim stylu triumfowała na 10 km stylem dowolnym, prowadząc od startu do mety, a potem na 15 km stylem zmiennym. Trzy tygodnie później błysnęła na mistrzostwach świata (już seniorów) w Libercu, gdy fantastycznie pobiegła na swej zmianie sztafety 4x5 km, uzyskując drugi czas. W dużej mierze dzięki temu Polki zajęły nadspodziewanie wysokie, szóste miejsce, zdobywając olimpijską kwalifikację. Sezon zakończyła... pięcioma srebrnymi medalami mistrzostw Polski. Przegrała jednak tylko z samą Justyną Kowalczyk. Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-04-08

Autor: wa