Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pokłosie kolonializmu

Treść

Czy napływ afrykańskich uchodźców do Hiszpanii ma związek z odnowieniem jej konfliktu z Marokiem? Jak dotychczas oba kraje ściśle ze sobą współpracowały w walce z nielegalną imigracją, ale teraz Maroko stawia sprawę wzajemnych stosunków na ostrzu noża. Chodzi o suwerenność Ceuty i Melilli, dwóch hiszpańskich miast na północnoafrykańskim wybrzeżu, enklaw na terenie Maroka.



Czółno z 97 nielegalnymi imigrantami z Maghrebu - w tym 34 niepełnoletnimi - przybiło wczoraj o świcie do wybrzeży Lanzarote (Wyspy Kanaryjskie). Zaledwie parę godzin po tym, jak na wyspę Gran Canaria przypłynęła inna łódka z 87 uchodźcami, spośród których 24 to dzieci i młodzież.
Tylko w tym roku wybrzeża hiszpańskie szturmowało 35 tys. Afrykańczyków. Tratwy i prymitywne łodzie z wycieńczonymi lub zmarłymi z zimna i pragnienia ludźmi, w tym z kobietami w ciąży i dziećmi, przybijają do brzegu niemal codziennie, ale siła ostatniej fali imigracyjnej kojarzona jest z kryzysem hiszpańsko-marokańskim. Jak dotychczas Hiszpania i Maroko ściśle ze sobą współpracowały w walce z nielegalną imigracją, ale teraz podejrzewa się Maroko o sabotaż. Wizyta hiszpańskiej pary królewskiej, Jana Karola i Zofii, w Ceucie i Melilli 5 listopada stała się dla Maroka przyczynkiem do upomnienia się o te miasta. Melilla należy do Hiszpanii od 1497 r., a Ceuta od 1580 roku. Oba miasta są stałym przedmiotem sporu hiszpańsko-marokańskiego. Próby negocjacji w sprawie ich przejęcia Maroko podejmowało już wielokrotnie, ale teraz - w obliczu słabości hiszpańskiej polityki zagranicznej rządu José Luisa Zapatery oraz poparcia jego roszczeń przez Ligę Arabską - postulaty zamieniają się w żądania. Przed kilkoma dniami Rabat uzależnił koniec impasu od negocjacji na temat suwerenności Ceuty i Melilli.

Chmury na błękitnym niebie
- To będzie podstawą naprawy stosunków - powiedział o negocjacjach Khaled Naciri, rzecznik marokańskiego rządu. I dodał, że Maroko liczy na "serdeczną i szczerą dyskusję", która zaowocuje "rozwiązaniem uwzględniającym podstawowe prawa Maroka, to znaczy prawa do suwerenności". Ostrzej stawia sprawę minister Mohamed El Yazghi, lider Socjalistycznego Sojuszu Sił Ludowych, którego zdaniem, negocjacje są "warunkiem zasadniczym i absolutnym".
- Oba miasta są węzłami przemytu, handlu narkotykami i zorganizowanej przestępczości, co nie miałoby miejsca, gdyby powiewała nad nimi flaga marokańska - twierdzi. Po stronie arabskiej całą sprawę sprowadza się do konieczności "dekolonizacji" i argumentuje, że Hiszpania powinna pójść w ślady Wielkiej Brytanii czy Portugalii, które opuściły Hongkong i Makao. Tymczasem Hiszpanie nie traktują serio roszczeń Marokańczyków. - Dialog jest absolutnie konieczny, ale nie o Ceucie i Melilli, które są miastami hiszpańskimi od XV wieku - oświadczył hiszpański rzecznik praw obywatelskich Enrique Mugica. Mugica, który - obok hiszpańskiego ambasadora w Maroku Luisa Planas Puchadesa - wziął udział w I Międzynarodowym Spotkaniu Rzeczników Praw Obywatelskich Rejonu Morza Śródziemnego zorganizowanym w Rabacie przez Hiszpanię, Maroko i Francję, twierdzi, że hiszpański rząd traktuje cały kryzys jako "chmury" na "błękitnym niebie wzajemnych stosunków". Istotnie - hiszpańska wicepremier Maria Teresa Fernandez de la Vega zapewnia o świetnych wzajemnych stosunkach z Marokiem. Stwierdziła ona też - a za nią inni przedstawiciele władz - że fala nielegalnej imigracji z Afryki nie ma związku z żadnym kryzysem dyplomatycznym. Dla Madrytu "hiszpańskość" Ceuty i Melilli jest bezdyskusyjna i to zarówno z punktu widzenia historycznego, jak i prawnego czy socjologicznego. Roszczenia Maroka wydają im się nie tylko bezpodstawne, ale i absurdalne. Nie tylko im zresztą - podobne zdanie mają pozostali sąsiedzi Maroka - Algieria i Mauretania, które również pozostają w konflikcie z tym krajem.
Małgorzata Lebiediuk
"Nasz Dziennik" 2007-11-15

Autor: wa