Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pojedynek w PKO BP

Treść

Utrącenie przez Jerzego Osiatyńskiego kandydatury Kazimierza Marcinkiewicza na prezesa PKO BP to początek pojedynku PiS z "układem bankowym". Marcinkiewicz najprawdopodobniej zostanie prezesem, ponieważ inni kandydaci związani z PiS napotkaliby jeszcze ostrzejsze weto. Jako lepsi merytorycznie byliby bardziej groźni.
Zarząd PKO BP zwołał nadzwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy na dzień 6 marca br. - poinformowano we wczorajszym raporcie bieżącym banku. Porządek obrad przewiduje podjęcie uchwał w sprawie zmian w składzie rady nadzorczej.
Po rezygnacji Jerzego Osiatyńskiego powstały wątpliwości, czy rada składająca się obecnie z 5 osób może dokonać wyboru prezesa i wiceprezesów banku. Według statutu kworum wynosi 6 członków. Posiedzenie rady zostało przerwane do czasu wyjaśnienia sytuacji przez prawników, a tym samym decyzję o wyborze szefa banku i dwóch wiceprezesów odsunięto w czasie. W radzie rywalizowali w zasadzie dwaj liczący się kandydaci: Kazimierz Marcinkiewicz - były premier z PiS, i Andrzej Topiński - były prezes PKO BP związany z układem Unia Wolności - SLD.
- Uzupełnienie rady może nastąpić najwcześniej w pierwszych dniach marca - poinformował Marek Głuchowski, pełniący obowiązki prezes PKO BP.
- To była operacja polityczna Osiatyńskiego i środowiska "Gazety Wyborczej" wymierzona przeciwko PiS - twierdzi jeden z menadżerów związanych z Prawem i Sprawiedliwością. "Gazeta Wyborcza" jako jedyna podała w dniu posiedzenia rady, że Marcinkiewicz nie będzie prezesem i powinien się rozglądać za inną państwową spółką. - Po odejściu prezes Henryki Pieronkiewicz z AWS ten "pomarańczowo-czerwony układ" faktycznie kontroluje bank PKO SA. Prezes Podsiadło był ich człowiekiem - twierdzą nasi rozmówcy.
Z uzyskanych przez nas informacji wynika, że na radzie Osiatyński forsował na siłę Topińskiego, a gdy okazało się, że nie zdoła go "przepchnąć", złożył rezygnację, by uniemożliwić wybór Marcinkiewicza.
Nie wiadomo, dlaczego sprawca całego zamieszania Jerzy Osiatyński do tej pory zasiadał w radzie nadzorczej. - Jest związany z byłą Unią Wolności. Zasiadał w radzie nadzorczej jako przedstawiciel ministra finansów w rządzie SLD. To stary układ, który rządzi w bankach. Rząd się zmienił, minister finansów się zmienił, a on trwał na stanowisku. A jak wreszcie zrezygnował, to w decydującym momencie. To potwierdza, że tzw. bezpartyjni fachowcy pełnią jak najbardziej polityczną rolę - mówi jeden z doradców premiera Jarosława Kaczyńskiego. Jego zdaniem, Marcinkiewicz zdecydowanie zostanie prezesem, choć procedura się przedłuży.
Topiński, kontrkandydat Marcinkiewicza, jako były prezes PKO BP zawiadywał nim w czasie, gdy bank popadł w tarapaty finansowe. Mimo to Hanna Gronkiewicz-Waltz, wówczas jako prezes NPB i szef nadzoru bankowego, powołała Topińskiego na kuratora banku. - Żeby naprawił, co wcześniej popsuł - komentuje jeden z naszych informatorów.
Czy Marcinkiewicz daje gwarancję odcięcia banku od związków z finansowym establishmentem III RP? - Tu nie chodzi o Marcinkiewicza, tylko o rozwalenie "układu". Były premier miał realizować wolę ministra. To minister skarbu jest gwarantem, że największy polski bank będzie działał zgodnie z interesami kraju - tłumaczy nasz rozmówca. O co gra ów "układ"? - O to, żeby PKO BP nie popsuł bankom komercyjnym rynku. Obecnie mamy duopol - rządzą dwa największe banki - należący do UniCredito Pekao SA (który wchłonął BPH) i PKO BP. Oba mają po 20 proc. rynku. Mogą się zmówić i zgodnie dyktować ceny, ale mogą też konkurować. W pierwszym wypadku będą drenować kieszenie klientów, w drugim - koszty usług dla klientów spadną. Układ walczy o utrzymanie tego stanu, aby nadal pobierać haracz od klientów... - stwierdza.
Marcinkiewicz od dawna stara się przypodobać rynkom, uchodzi za człowieka "zaprzyjaźnionego" z układem. - Będzie wolał iść z prezesem Bieleckim na kolację niż podejmować walkę konkurencyjną z Pekao SA - twierdzi jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości.
Może właśnie dlatego że jest tak koncyliacyjny, storpedowanie jego wyboru na prezesa to rękawica rzucona PiS. Szykuje się prawdziwy pojedynek, w którym pierwszy ruch należy do Marka Głuchowskiego, szefa rady nadzorczej i jednocześnie p.o. prezesa. To on wraz z ministrem skarbu musi doprowadzić do uzupełnienia rady nadzorczej i wyboru prezesa, który będzie potrafił połączyć interesy banku i Skarbu Państwa. Głuchowski zapowiedział, że skład zarządu PKO BP zostanie uzupełniony do 8 osób. Obecnie liczy on 4 osoby. W środę zrezygnował ze stanowiska wiceprezes Jacek Obłękowski, również związany z poprzednim rozdaniem. W grudniu dymisję złożyło trzech innych wiceprezesów. Odbudowana rada nadzorcza będzie więc miała więcej stanowisk do obsadzenia, niż początkowo planowano.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2007-02-02

Autor: wa