Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Podwyżka w zawieszeniu

Treść

Nie widać końca zamieszania z cenami energii. Najpierw Urząd Regulacji Energetyki zdecydował o ich uwolnieniu, potem decyzja ta została wycofana. Nie wiadomo jednak, czy jest ona zgodna z prawem i niewykluczone, że jednak od 1 stycznia 2008 r. to dostawcy prądu będą decydować o tym, ile zapłacimy za energię. Za tydzień sprawą ma zająć się rząd.

Decyzję o uwolnieniu cen energii podjął 31 października prezes URE Adam Szafrański. Postanowienie to zdejmowało z zakładów energetycznych obowiązek przedkładania do urzędu taryf opłat za prąd i tym samym państwo miało stracić jakikolwiek wpływ na ich wysokość. Decyzja wzbudziła spore kontrowersje. Platforma Obywatelska oskarżała nawet rząd PiS o celowe działanie i zostawienie następcom kukułczego jaja. Obawiano się bowiem, że od 1 stycznia mogą znacznie wzrosnąć ceny energii. Premier Jarosław Kaczyński dwa tygodnie później odwołał prezesa Szafrańskiego, bo nie konsultował on swojej decyzji z rządem. Jego miejsce zajął Mariusz Swora i jedno z pierwszych zarządzeń, jakie wydał, dotyczyło wycofania się URE z uwolnienia cen. Odpowiednie pisma w tej sprawie zostały już wysłane do zakładów energetycznych. I choć nowa ekipa rządowa dobrze oceniła kroki podjęte przez prezesa Sworę, to jednak nie załatwia to problemu. - Sytuacja się rozchwiała, jeśli chodzi o stabilność prawa w tym zakresie - podkreśla wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak. Jego zdaniem, ten problem musi być jednoznacznie rozstrzygnięty przez rząd. Czasu pozostało jednak niewiele i prawdopodobnie ten punkt znajdzie się w porządku obrad rządu za tydzień. Kwestia ta zresztą budzi różnicę zdań także wśród ministrów. Część rządu jest za utrzymaniem kontroli cen, a część twierdzi, że nie można już odwołać skutków decyzji URE.
Nie ma bowiem pewności wśród prawników, czy wycofanie się z uwolnienia cen jest zgodne z naszym prawodawstwem. Wicepremier Pawlak tłumaczy, iż z systemu wydzielono spółkę operatorską, która odpowiada za udostępnianie firmom energetycznym dostępu do sieci.
Operator ma wpływ na połowę ceny, druga połowa zależy od producentów i dystrybutorów. Zdaniem części prawników, taka struktura powoduje, że nie można wrócić do administracyjnej kontroli nad rynkiem energii. - Zakłady energetyczne będą mogły zaskarżyć do sądu decyzję URE o wycofaniu się z uwolnienia cen, bo producenci i dystrybutorzy nie podlegają URE - mówi wicepremier.
Waldemar Pawlak uspokaja, że nawet gdyby decyzja o uwolnieniu cen prądu rzeczywiście weszła w życie od 1 stycznia, to nie musi to oznaczać dla odbiorców indywidualnych, instytucji publicznych i przemysłu gwałtownego wzrostu opłat. Państwo zachowuje bowiem cały czas wpływ na operatora sieci. Zakłady energetyczne przekonują, iż ewentualna podwyżka nie przekroczy 10 procent. Poza tym wcześniej czy później i tak będziemy zmuszeni do uwolnienia cen.
Inne wyzwanie, przed którym stoimy, to zwiększenie dostaw energii dla rozwijającej się w szybkim tempie polskiej gospodarki. Wicepremier zapewnia, że szybko powinna zapaść decyzja w sprawie inwestycji w elektrowni w Ignalinie na Litwie i utworzenia mostu energetycznego, którą poparł poprzedni rząd. W najbliższy piątek do Wilna jedzie premier Donald Tusk i na pewno sprawa budowy nowej elektrowni atomowej będzie wtedy omawiana. Tymczasem wciąż nie wiadomo, na ile ta inwestycja, która ma być przez nas współfinansowana, jest opłacalna dla Polski. Wszystko zależy bowiem od tego, jak dużo energii będzie czerpać Polska z elektrowni w Ignalinie. Jeśli bowiem wybudowana zostanie za mała elektrownia, to produkcja prądu z tej siłowni będzie zbyt niska i nie uda nam się zapewnić dywersyfikacji dostaw energii i zwiększyć naszego bezpieczeństwa energetycznego. A to jest podstawowy argument podnoszony przez zwolenników budowy elektrowni w Ignalinie i pozyskiwania przez Polskę tą drogą energii atomowej. - W tej sprawie potrzebna jest decyzja polityczna - nie ma wątpliwości Waldemar Pawlak.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2007-11-28

Autor: wa