Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Podpalacze" Polski z różami

Treść

We wczorajszym marszu poświęconemu upamiętnieniu ofiar stanu wojennego, obronie demokracji i głośnemu protestowi przeciw sfałszowaniu wyborów do samorządów województw, a także obronie wolności dziennikarzy i mediów, uczestniczyło według różnych źródeł od 60 do nawet 100 tysięcy protestujących.

Uczestniczyłem w tym marszu od początku od apelu poległych, który został poprowadzony pod pomnikiem Wincentego Witosa, aż do przemówienia prezesa Jarosława Kaczyńskiego pod pomnikiem marszałka Józefa Piłsudskiego pod Belwederem. Wzruszające było wręcz „morze” biało-czerwonych flag ale i biało-czerwone róże w rękach wielu uczestników, które miały podkreślać jego pokojowy charakter w kontrze do narracji głównych mediów, które straszyły od wielu dni „podpalaniem” Polski.

Ponieważ wszystko to trwało ponad 3 godziny, miałem okazję rozmawiać z dziesiątkami jego uczestników w różnym wieku, większość z nich mówiła o różnych sposobach fałszowania wyborów ostatnich wyborów samorządowych (od kupowania głosów za alkohol, po unieważnianie głosów i dosypywanie do urn pustych kart wyborczych – stąd blisko 3 miliony nieważnych głosów).

Twierdzili, że pojedynczy przedstawiciele opozycji w komisjach wyborczych czy mężowie zaufania, nie byli w stanie zapobiec tym procederom zwłaszcza, że komisje obwodowe tak naprawdę niezależnie od tego kto był ich przewodniczącym były kierowane przez urzędników starających się o reelekcję wójtów, burmistrzów, prezydentów i w związku z tym pilnowali ich interesów, a przy okazji także interesów partii politycznych, z którymi w ten czy inny sposób byli związani (a więc głównie PSL i Platformy).

Zwracali także uwagę na fatalne przygotowanie wyborów przez Państwową Komisję Wyborczą i Krajowe Biuro Wyborcze, jeszcze gorsze ich przeprowadzenie, wreszcie trwające blisko tydzień liczenie głosów (i podanie ich z błędami nawet na ostatniej konferencji prasowej) czy brak do tej pory na stronach PKW informacji o rozkładach nieważnych głosów na poszczególne obwodowe komisje wyborcze.

Ja z kolei mówiłem wręcz o dramatycznych różnicach procentowych na poziomie poszczególnych województw, szczególnie tych w których badanie exit poll wykonane przez IPSOS (przypomnijmy tylko 850 obwodowych komisji wyborczych i przepytanie około 90 tysięcy wyborców po opuszczeniu przez nich lokali wyborczych), dawało zwycięstwo PiS.

Według tego badania PiS wygrało w ośmiu województwach i wczęści z nich powinno rządzić samodzielnie. Na przykład według IPSOS w województwie świętokrzyskim wygrało PiS, osiągając 54,7 proc. głosów, co dawało samodzielne rządy tej partii w tym województwie, natomiast według PKW PiS osiągnął w tym województwie tylko 24,98 proc., a więc wynik o blisko 30 punktów procentowych gorszy.

Z samodzielnego rządzenia PiS w tym województwie, mamy zdaniem PKW samodzielne rządzenie PSL-u, który osiągnął w tym regionie wynik 48,24 proc. i 17 mandatów radnych.
W pozostałych z 8 wymienionych województw, różnica pomiędzy badaniem IPSOS, a wynikami podanymi przez PKW różnica wynosi od 15 do 20 punktów procentowych oczywiście na niekorzyść list PiS.

Błąd w badaniach IPSOS po wyborach do Parlamentu Europejskiego przeprowadzony w maju tego roku (identycznie zorganizowanych jak w przypadku wyborów samorządowych) w przypadku wyniku Platformy wyniósł tylko 0,67 proc. (IPSOS 32,8 proc,. PKW 32,13 proc.), a w przypadku PiS zaledwie 0,02 proc. (IPSOS 31,8 proc., PKW 31,78 proc.), teraz te błędy sięgają 15-20, a nawet jak w przypadku województwa świętokrzyskiego aż 30 punktów procentowych.

Jeżeli to nie są dowody na sfałszowanie wyników wyborów do sejmików województw, to co może jeszcze nimi być?

Dr Zbigniew Kuźmiuk
Autor jest finansistą, posłem do Parlamentu Europejskiego.
Nasz Dziennik, 13 grudnia 2014

Autor: mj