Podboje muzułmańskie
Treść
Odkąd w Cesarstwie Rzymskim zapanowało chrześcijaństwo, a może nawet wcześniej, Europejczykom stała się całkiem obca koncepcja, że wystarczy po prostu podbić jakiś kraj, aby zdobyć w nim prawowitą i słuszną władzę. Czy nazwiemy to idealizmem, czy hipokryzją, pozostaje faktem, że chrześcijańskie podboje terytorialne zawsze wymagały jakiegoś usprawiedliwienia. (...) Wilhelm Zdobywca nie nazywał sam siebie Zdobywcą, lecz Dziedzicem; twierdził bowiem, że jest legalnym sukcesorem poprzednich królów. (...) Cromwell, powszechnie nielubiany wojskowy despota, utrzymywał, że rządzi, bo taka jest wola ludu. (...) Napoleon wywodził swą władzę nie z tryumfów wojennych, lecz z referendum. (...) Gdy Prusy zażądały Alzacji i Lotaryngii, nie oznajmiły, że mogą żądać, czego chcą, lecz powołały się na domniemany germański rodowód tych ziem; zaś Włochy domagały się Trypolisu nie dlatego, że miały na niego chrapkę, lecz dlatego, że jest to miasto o starych, rzymskich korzeniach.
Oczywiście, wiele tych usprawiedliwień było obłudnych, a wszystkie mogły być bezsensowne, niemniej dają one świadectwo europejskiego kodeksu moralnego, którego nie ważyli się ignorować najpotężniejsi władcy. W wypadku cywilizacji muzułmańskiej sprawa przedstawia się odmiennie. Muzułmanie nie rozciągają etyki na kwestie takie, jak granice czy legitymizacja władzy. Dobry władca muzułmański był człowiekiem surowej wiary, dzielnym w boju i sprawiedliwie rozsądzającym swój lud, ale w sferze prawa międzynarodowego nie miał najmniejszych etycznych obiekcji przeciw usuwaniu znaków granicznych sąsiada. (...)
Imperium Ottomańskie narodziło się z najazdu i dokonywało najazdów przez cały okres swego istnienia, utrzymując wielką machinę wojenną, ściśle rozróżniając sojuszników i wrogów, pielęgnując groźny fanatyzm i niechęć do stapiania się z jakimkolwiek podbitym ludem. Stulecie po stuleciu, w tej części świata czy w innej, duch tego starodawnego, niezwykłego imperium wciąż żyje, a jego sukcesorzy nadal postępują tak, jak najdziksza żołnierska tłuszcza napadająca i rabująca obce miasto. (...) Muzułmanie nie czują fascynacji wobec innych kultur, wobec odmiennych ludzkich krajobrazów; nie zakochują się w krajach, które podbili. (...) Pod ich władzą podbita Grecja nigdy nie zatryumfowała nad najeźdźcą. Pod względem odwagi, siły moralnej i stoicyzmu Turcy stali na równi z Rzymianami. Lecz Rzym położył rękę na Grecji tak, jakby kładł chłonną gąbkę, Turcja zaś - jakby kładła kamień. Turkom nawet do głowy nie przyszło, żeby przekonywać Greków czy dbać o pomniki greckich dziejów. No cóż - nie ma żadnej nadziei dla pana, który nie potrafi uczyć się od niewolnika.
tłumaczenie - Jaga Rydzewska
Gilbert Keith Chesterton - fragment eseju, który ukazał się w "The Illustrated London News" 4.11.1911 (USA).
"Nasz Dziennik" 2006-01-06
Autor: ab