Pod gruzami są jeszcze żywi ludzie
Treść
Do 75 wzrosła już liczba ofiar poniedziałkowego trzęsienia ziemi, które nawiedziło drugie największe miasto Nowej Zelandii - Christchurch. W dalszym też ciągu nie ma informacji o przynajmniej 300 innych osobach uznanych za zaginione. W związku z istniejącym nadal zagrożeniem premier John Key ogłosił wczoraj stan wyjątkowy i wysłał na ulice patrole składające się z policjantów i żołnierzy.
- Dotychczas zidentyfikowano 55 ofiar. Wiemy też o zwłokach 20 kolejnych osób, które muszą być jeszcze zidentyfikowane - powiedział wczoraj burmistrz Christchurch Bob Parker. Jak dodał, 300 osób w dalszym ciągu uznaje się za zaginione. Nie wiadomo jednak, ilu dokładnie ludzi może się jeszcze znajdować pod gruzami zawalonych budynków. Dotychczas ratownikom udało się wydobyć spod rumowisk ponad 30 żywych. Ostatnią ocaloną osobą była uwięziona w ruinach jednego z biurowców urzędniczka, którą ratownicy wyciągnęli po 24 godzinach od katastrofy. W akcji tej użyto ciężkiego sprzętu i specjalnie wyszkolonych psów. Służby ratunkowe podkreślają jednak, że trwa dramatyczna walka z czasem, ponieważ uszkodzone już budynki w każdej chwili grożą zawaleniem. Tymczasem szacuje się, że pod nimi mogą być jeszcze żywi. Obawy ratowników budzi zwłaszcza 26-piętrowy hotel, którego konstrukcja została w znacznym stopniu uszkodzona w trakcie trzęsienia. Inżynierowie podkreślają bowiem, że jeżeli konstrukcja nie wytrzyma i się zawali, wówczas spowoduje "dramatyczny efekt domina", uszkadzając przy okazji znajdujące się w pobliżu inne budynki. - Jeśli do tego dojdzie, będzie to olbrzymia katastrofa - podkreśla nadzorujący poszukiwania nadkomisarz Dave Cliff.
W związku z możliwością zawalenia się hotelu w każdym momencie ratownicy zaprzestali m.in. poszukiwania żywych w pobliskiej, będącej w budowie telewizji oraz w szkole językowej dla zagranicznych studentów, w której uczyło się wielu Japończyków. Zwłaszcza że - jak podkreślają - nikt nie dawał oznak życia pod gruzami zawalonej szkoły, a takie sygnały odnotowano w pozostałych rejonach klęski, które w pierwszej kolejności należy sprawdzić. W związku z istniejącym ryzykiem ulice patrolują policjanci i żołnierze, których zadaniem jest nie dopuszczać ludzi w pobliże budynków grożących zawaleniem. Kolejnym powodem wysyłania patroli jest chęć ustrzeżenia obywateli przed ewentualnym rozpoczęciem akcji szabrowniczych, które organizowane są niemal zawsze w takich momentach. Dodatkowo premier Nowej Zelandii John Key ogłosił wczoraj w Christchurch stan wyjątkowy.
Równolegle z akcją ratowniczą trwa szacowanie strat powstałych po trzęsieniu. Z pierwszych szacunków firmy doradczej AIR Worldwide - która zajmuje się m.in. ocenianiem szkód powstałych w wyniku klęsk żywiołowych - wynika, że mogą one wynieść nawet równowartość ponad 6 mld euro. "AIR Worldwide ocenia, że straty dla sektora ubezpieczeń spowodowane tą katastrofą wyniosą od 5 do 11,5 mld dolarów nowozelandzkich (od 2,73 do 6,3 mld euro)" - napisano w raporcie firmy.
Poniedziałkowe trzęsienie ziemi, które nawiedziło nowozelandzkie Christchurch, miało siłę 6,3 stopnia w skali Richtera, czyli znacznie mniej niż wrześniowe trzęsienie o sile 7,1 stopnia, w którym na szczęście nikt nie ucierpiał. Poprzednie wstrząsy bardzo nadwerężyły jednak konstrukcje budynków, co z kolei - biorąc pod uwagę fakt, iż to 400-tysięczne miasto jest położone na piaszczystej glebie, pod którą znajdują się wody gruntowe - doprowadziło tym razem do tragedii na tak wielką skalę.
Marta Ziarnik, Reuters, PAP
Nasz Dziennik 2011-02-24
Autor: jc