Początek sezonu artystycznego w Kielcach
Treść
Wypełniona po brzegi sala Kieleckiego Centrum Kultury była najlepszym dowodem zainteresowania, jakie towarzyszyło koncertowi inauguracyjnemu Filharmonii Świętokrzyskiej, w którym wystąpił światowej sławy wiolonczelista Mischa Maisky, uczeń Mścisława Roztropowicza. Program koncertu, który odbył się 1 października - w Międzynarodowym Dniu Muzyki - obejmował dwa arcydzieła: Koncert wiolonczelowy h-moll op. 104 Antoniego Dworzaka oraz V Symfonię c-moll op.67 Ludwika van Beethovena.
Od razu należy podkreślić, że maestro nie zawiódł swojej publiczności. Rozpoczynający wieczór Koncert Dworzaka w jego ujęciu zabrzmiał niezwykle efektownie. Czystość intonacji, wspaniała artykulacja, piękne brzmienie wiolonczeli oraz znakomicie podkreślona zwartość formy i sugestywna ekspresja to najistotniejsze walory tej bardzo emocjonalnie ujętej interpretacji. Gra Maisky'ego dowodzi jego wybitnej muzykalności, urzeka klarownością brzmienia i elegancją. Wciąga też słuchaczy w krąg muzycznych wydarzeń od pierwszej do ostatniej nuty. Na podkreślenie zasługuje też świetne prowadzenie dialogu z orkiestrą. Czy w tej sytuacji można się dziwić gromkiej owacji, jaką urządziła artyście zachwycona publiczność? Skłoniła ona artystę do dwóch bisów (Bach). Warto wspomnieć, że Maisky gra na znakomicie brzmiącej XVIII-wiecznej wiolonczeli, pochodzącej z warsztatu Montagnana. Podarował mu ją anonimowy wielbiciel po recitalu w nowojorskiej Carnegie Hall.
Po przerwie zabrzmiała słynna V Symfonia Beethovena. Już pierwsze takty, zbudowanego z czterech dźwięków motywu, otwierającego wstępne Allegro, jasno mówiły, że na wielką muzyczną kreację raczej nie ma co liczyć. Niestety, szybko się to potwierdziło! Prowadzący koncert Jacek Rogala w zasadzie ograniczył się do realizacji zapisu nutowego, a to zbyt mało, by mówić o interpretacji. Generalnie całemu wykonaniu zabrakło emocjonalnych kontrastów, wartkiej dynamiki, czytelności przebiegu wewnętrznej gry napięć i płynności przetworzeń głównego motywu oraz potoczystej narracji. Okazało się, że Symfonia pozbawiona rozmachu i dynamiki na dodatek prowadzona w ospałych tempach, okazała się po prostu nudna. Charakterystyczną dynamikę usłyszeliśmy dopiero w finale, a to zbyt mało, by mówić o sukcesie. Mimo wszystko należy podkreślić niezłą dyspozycję orkiestry, która grała z widocznym zaangażowaniem.
Adam Czopek
Nasz Dziennik 7-10-2003
Autor: DW