Przejdź do treści
Przejdź do stopki

PO w uścisku Niemców

Treść

Zdaniem premiera Jarosława Kaczyńskiego, Platforma Obywatelska jest politycznie uzależniona od Niemiec - zbyt silnie tkwi w strukturach Europejskiej Partii Ludowej, co niestety oznacza akceptację niemieckiej dominacji w Europie. Czy w polityce Polski po kolejnych wyborach parlamentarnych znajdzie się miejsce na jednoznaczne stanowisko względem Niemiec? Premier ocenia, że ewentualne zwycięstwo PO będzie oznaczało odwrót od naszej twardej polityki budowy partnerskich relacji z Berlinem.

Mam szacunek dla intelektualnej i życiowej drogi Donalda Tuska - to niewątpliwie zdolny i ambitny człowiek. Nie chodzi mi o jego korzenie rodzinne, lecz intelektualną fascynację środowiska gdańskiego niemieckością - oświadczył premier w wywiadzie dla tygodnika "Wprost", dodając, że jeśli ta postawa nie zostanie zweryfikowana, będzie utrudniała budowanie partnerskich stosunków z silniejszym sąsiadem.
Nazbyt familiarne stosunki między kanclerz Niemiec Angelą Merkel a liderem PO niejednokrotnie już zaskakiwały. Wystarczy przypomnieć spotkanie Merkel z Tuskiem w czasie kampanii przed wyborami prezydenckimi, kiedy ówczesna kandydatka chadecji na kanclerza Niemiec życzyła liderowi PO wygranej, określając go mianem "politycznego sprzymierzeńca"
Konsternację na polskiej scenie politycznej wywołała także rozmowa telefoniczna Merkel i Tuska w okresie walki o obsadę stanowiska przewodniczącego komisji spraw zagranicznych w Parlamencie Europejskim (PE). Posłowie PiS, Samoobrony i LPR wskazywali wówczas, że Merkel namawiała Tuska, by Jacek Saryusz-Wolski (PO) nie starał się o to ważne stanowisko, od lat pozostające w niemieckich rękach. Platforma odpiera oskarżenia premiera, zarzucając mu złą wolę i rozpoczęcie agresywnej kampanii wyborczej.
- Pan premier opowiada takie rzeczy, aby ukryć czy też zmniejszyć wrażenie, które jest dzisiaj dominujące w Polsce i na świecie, że za jego rządu nastąpiło pogorszenie relacji Polski z wszystkimi krajami sąsiednimi - szczególnie z Niemcami i Rosją, ale również z UE jako całością. Trudno mówić, aby PiS było w stanie zbudować z kimkolwiek partnerskie stosunki, o których wspomina pan premier - ripostuje w rozmowie z nami wicemarszałek Sejmu Bronisław Komorowski (PO). - To właśnie Platforma może przełamać złą passę w polityce zagranicznej i doprowadzić do zrównoważonych partnerskich relacji z wszystkimi naszymi sąsiadami - przekonuje.

Merkel dzwoni i napomina
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że stosunki na linii PO - Niemcy odbiegają od standardowych relacji między opozycyjną partią a rządem obcego państwa. Z informacji, do których dotarł "Nasz Dziennik", wynika, że Merkel zadzwoniła do Tuska ze słowami oburzenia po poparciu przez PO uchwały, w której Sejm solidaryzuje się z polskim stanowiskiem negocjacyjnym zawierającym krytykowaną ostro przez Niemcy propozycję tzw. pierwiastkowego systemu podejmowania głosów w Radzie Unii Europejskiej.
- Platforma ma bliskie, dwustronne kontakty z CDU, więc powinna je wykorzystywać dla Polski, aby CDU nie podejmowała działań i nie popierała stowarzyszeń, które szkodzą stosunkom polsko-niemieckim - stwierdził w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" były marszałek Sejmu Marek Jurek. Dodał, że fakt, iż CDU tak aktywnie i to przez wszystkich najważniejszych polityków, prezydenta Koehlera, kanclerz Merkel, przewodniczącego Bundestagu Lammerta, przewodniczącego PE Poetteringa udziela wsparcia działaniom pani Steinbach, jest porażką tych, którzy mimo współpracy z CDU nie potrafili temu zapobiec, czyli przede wszystkim PO.
Można zatem zadać pytanie, dlaczego Platforma Obywatelska, mając takie możliwości, nie robi niczego, aby ukrócić kroki naszych niemieckich partnerów zmierzające w kierunku zrzucenia odpowiedzialności za konsekwencje II wojny światowej na Naród Polski? W opinii posła Marka Jurka, dzieje się tak, ponieważ polityka zagraniczna PO zawsze była zbyt skoncentrowana na polemikach z rządem, gdy tymczasem dyplomacja partyjna nie powinna służyć celom partyjnym, ale narodowym. - PO wynosi z tych kontaktów pożytki partyjne, może pokazywać, że ma szerokie stosunki za granicą i jest podejmowana na wysokim szczeblu, ale pożytków Polski w tym nie widać - konstatuje lider Prawicy Rzeczypospolitej.
Zgoła odmienne zdanie ma Roman Giertych (LPR), który uważa, że w przypadku zwycięstwa PO w nadchodzących wyborach w polskiej polityce zagranicznej nie zmieni się nic. - Prawo i Sprawiedliwość zgodziło się na konstytucję, która daje Niemcom dominację w Europie. Pan premier i PiS atakują cały czas Niemców, a w najważniejszej sprawie, czyli konstytucji europejskiej, zgodzili się na ich wszystkie postulaty. Jeżeli wybory wygra PO, będzie mniej ostrych słów pod adresem Berlina, ale polityczne efekty w relacjach z Niemcami będą identyczne - dodaje.

Po czyjej stronie jest Tusk?
W czerwcowej wypowiedzi dla "Sygnałów dnia" Tusk zarzucił premierowi i prezydentowi przynależność do grupy polityków "cynicznie wywołujących w Polsce antyniemiecką histerię".
Trudno znaleźć racjonalne uzasadnienie dla takiej oceny, biorąc pod uwagę ostatnie wrogie wobec Polski posunięcia rządu w Berlinie, choćby poparcie udzielane Steinbach i Związkowi Wypędzonych, niezgodę na oświadczenie dotyczące zrzeczenia się roszczeń niemieckich czy strategię zastraszania Polski podczas negocjacji dotyczących nowego traktatu dla Unii Europejskiej. Można do tego dodać notorycznie podejmowane przez rząd w Berlinie próby zrzucenia z Niemiec odpowiedzialności za rozpętanie II wojny światowej i ciągłe, bynajmniej nie nieśmiałe próby przerzucenia ciężaru jej skutków na stronę polską. Również trudna sytuacja prawna mieszkających w Niemczech Polaków świadczy o tym, jak w rzeczywistości postrzegają nas nasi zachodni sąsiedzi. Czy zatem zamiast o "antyniemieckiej histerii" nie powinno się mówić o antypolskiej polityce i dążeniu Niemiec do dominacji w Europie?
Warto w tym kontekście przypomnieć udział Tuska, jeszcze jako wicemarszałka Sejmu, w spotkaniu z szefową niemieckiego Związku Wypędzonych Eriką Steinbach w Zielonej Górze (2005 r.). Uczestniczył on wtedy w publicznej dyskusji na temat rewizjonistycznych pomysłów szefowej BdV, co nie pozostało bez wpływu na uwiarygodnienie jej działań, ponieważ zdecydowanie podwyższyło rangę tego spotkania. Publiczna rozmowa polityka tak wysokiego szczebla z przywódczynią niemieckich rewizjonistów na temat niemieckich roszczeń była co najmniej fatalnym posunięciem.
W tych i podobnych zachowaniach lider PO wydaje się konsekwentny. Już w 1987 roku na łamach miesięcznika "Znak" stwierdził: "Polskość to nienormalność - takie skojarzenie nasuwa mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze, wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnie ochoty dźwigać […]". Szkoda tylko, że ów czołowy polski polityk w równym stopniu nie odczuwa brzemienia niemieckich roszczeń.
Anna Wiejak
Beata Falkowska
"Nasz Dziennik" 2007-08-21

Autor: wa

Tagi: tusk merkel