Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Po prostu ekscytujący

Treść

Czy Lance Armstrong zdoła obronić przewagę i po raz piąty z rzędu zwycięży w najsłynniejszym kolarskim wyścigu na świecie - Tour de France? Czy też może będzie musiał uznać wyższość rewelacyjnie w tym roku jadącego Niemca Jana Ullricha? A może na pojedynku wielkich skorzysta ten trzeci - Kazach Aleksander Winokurow? Po raz pierwszy od kilku lat na pięć etapów przed zakończeniem imprezy pytań jest tak wiele. Po raz pierwszy dominacja Amerykanina nad rywalami nie jest miażdżąca. Być może o wszystkim zadecyduje dopiero sobotnia czasówka. Finisz TdF zapowiada się więc pasjonująco.
Wczoraj kolarze mieli drugi w tegorocznym wyścigu dzień odpoczynku. Jedni wykorzystali go na obmyślanie taktyki na ostatnie etapy, drudzy leczyli urazy. Wśród nich był m.in. Armstrong. Lider mocno odczuł upadek na poniedziałkowym etapie (gdy runął o ziemię zahaczywszy o chlebak jednego z widzów), dotkliwie stłukł biodro, nieco lżej łokieć. Ale mimo to pokazał wielką klasę, godną prawdziwego mistrza. Po pierwsze, etap ten wygrał. Na ostatnich kilometrach nacisnął na pedały tak, że rywale jeden po drugim odpadali. Łącznie ze znajdującym się w rewelacyjnej formie Ullrichem. A po drugie, dlatego że nie pomstował na cały świat za swój upadek. Nie miał też żadnych pretensji do kibica. - To moja wina, że jechałem zbyt blisko prawej strony drogi - przyznał. Ale po chwili dodał: - Gdy się przewróciłem, poczułem adrenalinę i powiedziałem sobie: "Aby wygrać Tour, trzeba zaatakować". To jest mój zawód.
Amerykanin ma dziś minutę i siedem sekund przewagi nad Ullrichem. Dwie minuty i czterdzieści pięć sekund nad Winokurowem. To dość sporo (a jeśli chodzi o Kazacha nawet bardzo), ale do samego końca nie może być pewnym swego. Bo przed kolarzami jeszcze trzy trudne etapy (nie liczymy ostatniego - to zwykle jest "etap przyjaźni") i, przede wszystkim, czasówka. A Niemiec pokazał, że jest w niej mocny jak nigdy, że potrafi nań uzyskać wynik zdumiewający.
Tylko czy będzie w stanie powtórzyć swój piątkowy wyczyn? Wtedy Ullrich - po raz pierwszy w TdF - pokonał Armstronga w jeździe indywidualnej na czas i to w sposób wręcz sensacyjny. Obu panów na mecie dzieliła różnica aż minuty i trzydziestu sześciu sekund, a z taką stratą czasówki Amerykanin nie zakończył dawno. Bardzo dawno. Ba, w ostatnich czterech latach tylko dwa razy uznawał wyższość rywali w tej kolarskiej konkurencji, ale zawsze minimalnie. W piątek Armstrong, tuż po triumfie Niemca, powiedział: - Teraz on jest wielkim faworytem. Zresztą mówiłem to już przed rozpoczęciem tegorocznego Tour de France.
Obaj wielcy kolarze o wygraną walczyć będą zapewne aż do samego końca. I choćby dlatego wyścig dostarczy jeszcze wielu kapitalnych wrażeń. A wspaniale, że mimo presji i odpowiedzialności, rywalizują fair i w stylu godnym mistrzów. Gdy w poniedziałek Armstrongowi przytrafił się ów nieszczęsny upadek, Ullrich nie ruszył do przodu, lecz zwolnił, czekając na rywala. Przypomnijmy, że dwa lata temu miała miejsce sytuacja odwrotna. Wielkiego sportowca poznaje się nie tylko po wielkich zwycięstwach, ale i po wielkich gestach...
Armstrong czy Ullrich? Który z nich w niedzielę w Paryżu założy żółtą koszulkę należną zwycięzcy? A może na ich rywalizacji skorzysta Winokurow, który w tym roku spisuje się nad podziw dobrze? Może, ale raczej to jest mało prawdopodobne. Choć Kazach jest jedynym kolarzem, który mógłby jeszcze w wyścigu mocno "namieszać", to prowadzący duet powinien między sobą rozstrzygnąć batalię o zwycięstwo.
Acz inny znakomity kolarz, Francuz Richard Virenque (który już zapewnił sobie szóste zwycięstwo w prestiżowej klasyfikacji górskiej - pod warunkiem, że ukończy wyścig) prognozuje, że "jeden z nich (czyli Armstrong bądź Ullrich) musi pęknąć". - Będą próbowali się "wyniszczyć" w najbliższych dniach. To może być spektakularne - uważa.
A Armstrong spokojnie dodaje: - W poprzednich latach w tym momencie wyścigu miałem 3-5 minut przewagi. Tegoroczny wyścig jest zupełnie inny, być może bardziej ekscytujący...
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 23-07-2003

Autor: DW