Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Po premierze "Strasznego dworu" we Wrocławiu

Treść

"Tak odkrywczej wizji, na jaką pozwoliłem sobie w 'Halce', nie będzie" - powiedział w jednym z przedpremierowych wywiadów Laco Adamik, autor najnowszej inscenizacji moniuszkowskiego dzieła skomponowanego "ku pokrzepieniu serc". Przyznać należy, że słowa dotrzymał.

Skonstruował spektakl tak, że nie można mu zarzucić konserwatyzmu, ale też nie stworzył wizji porywającego nowoczesnego teatru. Zatrzymał się pośrodku, więc ani zwolennicy tradycji, ani wielbiciele nowoczesności nie wychodzą z tego przedstawienia w pełni usatysfakcjonowani. Jedynym odstępstwem od autorskich didaskalii jest prolog rozgrywany nie w obozie szlacheckich wojsk, lecz w lazarecie z wszystkimi jego atrybutami. Pozostałe akty zostały już poprowadzone bardzo tradycyjnie. Prosta, pozbawiona tradycyjnej cukierkowatości szlacheckiego dworu scenografia jednym czy dwoma elementami nawiązywała do miejsca akcji. W pierwszym akcie był to wieszany na białej ścianie dworu Stefana i Zbigniewa obraz Matki Bożej Częstochowskiej. W drugim oczywiście nie mogło zabraknąć wielkiego kominka. Trzeci akt zdominowany został przez zegar z kurantem "co od stu lat...". W ostatnim akcie mamy pustą scenę ozdobioną negatywem potężnego drzewa. To drzewo jest stałym elementem każdego z aktów, zamyka tylną ścianę sceny, stając się tłem dla każdego aktu. Raz mamy je po prawej stronie, raz po lewej, na środku pozostaje we wspomnianym finale, do którego zaangażowano nawet konia. Przyznają Państwo, że to bardzo "odkrywcze"!
Warto jeszcze wspomnieć o tradycyjnie barwnych kostiumach. Sama reżyseria też nie zawiera nic nowego. W miarę czytelne zawiązanie i przeprowadzenie uknutej przez Cześnikową intrygi, delikatnie zarysowany humor i szwankująca dynamika scen zbiorowych ograniczona do przechodzenia grup chóru z jednej strony sceny na drugą to jej najistotniejsze walory. Szkoda też, że mazura "wyprowadzono" na koniec ostatniego aktu, a nie - jak chciał Moniuszko - by był tańczony zaraz po zjawiających się w dworze Miecznika uczestnikach kuligu. Sam mazur zyskał interesujący, dynamiczny układ, jego autorem jest Henryk Konwiński. W obsadzie na pierwszy plan wyszły panie: Anna Bernacka - Jadwiga, i Aleksandra Kubas - Hanna. Obie stworzyły udane kreacje młodych, urodziwych szlachcianek, prezentując przy tym muzykalność i pełnię walorów swoich pięknych głosów. Niestety, nie da się tego powiedzieć o panach: Rafale Bartmińskim w partii Stefana i Tomaszu Rudnickim w roli Zbigniewa. Pierwszy drażnił niestaranną intonacją, siłową emisją głosu i nadużywaniem rejestru piersiowego. Na dodatek całej jego kreacji zabrakło wyraźnego zróżnicowania dynamicznego i wyrazowego. Drugi po prostu zginął w obsadzie. Mam wrażenie, że panowie zbyt wcześnie zdecydowali się na zaśpiewanie tych partii.
Dobrym Maciejem okazał się Jacek Jaskuła, a Damazym - Andrzej Kalinin. O Zbigniewie Kryczce - Miecznik, Radosławie Żukowskim - Skołuba, i Elżbiecie Kaczmarzyk-Janczak - Cześnikowa można powiedzieć, że rzetelnie zaśpiewali swoje partie. Orkiestrę przygotował i dyrygował Tomasz Szreder. Muzyka Moniuszki pod jego batutą brzmiała lekko i przejrzyście, ujmując dobrze dobranymi tempami i precyzją ansambli i scen zbiorowych. Świetnie, jak zwykle, spisały się przygotowane przez Małgorzatę Orawską chóry imponujące spoistością brzmienia.
Adam Czopek
S. Moniuszko "Straszny dwór", kier. muzyczne Tomasz Szreder, reżyseria Laco Adamik, scenografia Barbara Kędzierka, kostiumy Magdalena Tesławska i Paweł Grabarczyk, premiera 6 lutego 2009 roku.
"Nasz Dziennik" 2009-03-09

Autor: wa