Po meczu Polska - Ekwador
Treść
Smolarek pokazał klasę
Niedzielnym meczem towarzyskim z Ekwadorem polscy piłkarze rozpoczęli przygotowania do finałów przyszłorocznych mistrzostw świata w Niemczech. Udanie, bo na trudnym, rozmokłym boisku w Barcelonie zwyciężyli 3:0.
Sporo w tym spotkaniu było rzeczy nietypowych: rywal, bo z Ekwadorem nigdy wcześniej nie graliśmy; miejsce - stadion Mini Estadi w Barcelonie; wreszcie aura - bo zamiast słonecznej i ciepłej pogody zawodników powitał ulewny deszcz, który murawę zmienił w totalne grzęzawisko. Warunki były koszmarne, bardziej dla piłki wodnej niż nożnej, ale graczy obu drużyn nie speszyły. Mecz się odbył, dostarczył nawet nieco emocji, choć o realizacji konkretnych planów taktyczno-technicznych mowy nie było.
Polacy wygrali 3:0. Szybko, bo już w drugiej minucie zdobyli prowadzenie (Tomasz Kłos), potem strzelili kolejne dwa gole. Mogli zaimponować podejściem, ambicją, walecznością, agresywnością. Mimo takich, a nie innych warunków próbowali gry kombinacyjnej, podań z pierwszej piłki. Czasami wyglądało to ładnie.
Pod nieobecność Macieja Żurawskiego i Andrzeja Niedzielana trener Paweł Janas wystawił w ataku Euzebiusza Smolarka. I teraz ma... kłopot, bo "Ebi" pokazał się z kapitalnej strony, udowadniając, że w napadzie czuje się doskonale. Nie tylko zdobył piękną bramkę piętą, ale pokazał kilka nieszablonowych zagrań świadczących o wielkim potencjale technicznym. Janas, który ma przecież jeszcze Tomasza Frankowskiego i Grzegorza Rasiaka (i wciąż nie zapomina o Emmanuelu Olisadebe), może zatem narzekać na zbytnie bogactwo w linii ataku, ale oby takich "zmartwień" miał jak najwięcej.
Jutro w Ostrowcu Świętokrzyskim nasi zagrają z Estonią.
Pisk
"Nasz Dziennik" 15 listopada 2005
Autor: mj