Po co PiS wybory?
Treść
Z wicepremierem Romanem Giertychem, przewodniczącym Ligi Polskich Rodzin,
rozmawia Magdalena M. Stawarska
Jak ocenia Pan powołanie Wojciecha Mojzesowicza na stanowisko ministra rolnictwa?
- Mamy do czynienia z sytuacją, w której Prawo i Sprawiedliwość od tygodni konsekwentnie prowadzi do zerwania koalicji. Jest to działanie celowe, zmierzające do tego, aby doprowadzić do wyborów. A po co te wybory PiS? Po to, żeby uzyskać duże poparcie społeczne dzięki różnym obietnicom, które są składane najczęściej bez pokrycia. A tak naprawdę chodzi o to, żeby oddać władzę Platformie i SLD, żeby łatwiej było przeprowadzić prezydencką kampanię wyborczą w 2010 roku. I taki jest stan polityczny - wyraźnie widać te działania realizowane z całą konsekwencją przez PiS. To nie ma nic wspólnego z dobrem Polski i oczywiście nie ma nic wspólnego z budowaniem IV RP, bo w rezultacie prowadzi do przejęcia władzy przez Platformę i SLD. Przynajmniej w zamiarze, bo oczywiście wybory są niewiadomą i nie wiemy, jak one się skończą. Mianowanie Wojciecha Mojzesowicza na stanowisko ministra rolnictwa jest jawnym, jaskrawym złamaniem umowy koalicyjnej, reaktywowanej cztery tygodnie temu. W tej sytuacji mamy do czynienia ze skrajnym wiarołomstwem.
Mówi Pan o zerwaniu umowy koalicyjnej, ale koalicja chyba nadal trwa...
- Ja tego nie powiedziałem, że koalicja trwa, bo jeżeli ktoś łamie umowę koalicyjną, to musi się liczyć z konsekwencjami tych czynów. Na przyszły tydzień, na wtorek, zwołałem zarząd główny Ligi Polskich Rodzin i będziemy oceniać tę sytuację, gdyż to nie jest kwestia tylko pana Leppera, ale to samo dzieje się z Danielem Pawłowcem. Z jakiej racji stanowisko w sprawie polityki zagranicznej, które reprezentuje cała partia, i to od kilku miesięcy, co więcej - stanowisko, które zostało wpisane w aneks do umowy koalicyjnej, staje się nagle podstawą do odwołania wiceministra Pawłowca? Przecież to jest jawna prowokacja.
Panie Premierze, czy Pana zdaniem los koalicji leży wyłącznie w rękach premiera?
- Nie, ja tak nie uważam, bo do tanga trzeba dwojga, a my mamy do czynienia z sytuacją, w której PiS w sposób jawny łamie umowę koalicyjną, i to nie tylko w tych punktach, ale też w innych, jak chociażby jawne wchodzenie w kompetencje ministra edukacji czy wykorzystania CBA do zwalczania rzekomej korupcji, kiedy jeszcze nic nie wiadomo - to są wszystko rzeczy, które są nakierowane przeciwko koalicjantom, i PiS zamiast zwalczać Platformę i SLD, zajmuje się tylko i wyłącznie zwalczaniem swoich sojuszników. Robi tak dlatego, że PiS do tej pory żyło w obłudzie. Uważam, iż mamy do czynienia z sytuacją ewangeliczną, że ktoś widzi drzazgę w oku bliźniego, a belki w swoim nie widzi.
Ale czy zatem nie jest łatwiej powiedzieć, że tej koalicji już nie ma?
- Ja jestem w tej chwili na urlopie i zaraz po moim przyjeździe zwołuję zarząd główny, i to zarząd powie, nie ja, bo nie jestem jednoosobową Ligą Polskich Rodzin. W tej sprawie musi się też wypowiedzieć zarząd LiS.
Ale Pan wraca do swojego resortu po urlopie?
- Jeżeli pan premier mnie nie odwoła, to wracam do resortu. Natomiast jaką decyzję podejmie zarząd partii, tego ja nie wiem. Nie jest wykluczone, że w sytuacji gdy odwołuje się poszczególnych ministrów, zaproponujemy panu premierowi odwołanie wszystkich. W poniedziałek poszliśmy na rozmowy z warunkami, które wydawały nam się minimalistyczne i które wynikały z umowy koalicyjnej, ale jeśli ktoś łamie tę umowę, to jak dalej z nim rozmawiać...
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-08-01
Autor: wa