Po co nam tarcza
Treść
Rozmowa z gen. Stanisławem Koziejem, ekspertem wojskowym, pracownikiem naukowym Akademii Obrony Narodowej
- Czy lokowanie elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej na terytorium Polski leży w naszym interesie?
- Umieszczenie tarczy w Polsce będzie w naszym interesie pod warunkiem, że uzyskamy przy tej okazji dodatkowe inwestycje w nasz system obronny. Mam na myśli zwłaszcza wzmocnienie naszego systemu obrony powietrznej np. w postaci zainstalowania na obszarze Polski wyrzutni rakiet typu Patriot. Ważna byłaby też poprawa jakości i zapewnienie kompatybilności z tarczą naszego systemu kierowania i dowodzenia. Kolejny element to zapewnienie Polsce dostępu do amerykańskich informacji wywiadowczych zwłaszcza z kierunku wschodniego i wzmocnienie możliwości naszej osłony kontrwywiadowczej. To trzy elementy ściśle wojskowe. Poza nimi należałoby oczekiwać także pewnych profitów związanych z kwestiami naukowo-technicznymi. Tarcza antyrakietowa należy wszak do najbardziej zaawansowanych technicznie systemów wojskowych świata. Pojawia się więc szansa dla naszego przemysłu i nauki. Co zaś do spodziewanych korzyści długofalowych, to poprzez udział w tarczy - która ma przecież dla USA bardzo duże znaczenie - stajemy się strategicznym partnerem Stanów Zjednoczonych.
- Jakie warunki musiałyby zostać spełnione, żeby polskie władze zgodziły się na udział w programie budowy tarczy?
- W pierwszej kolejności Amerykanie musieliby w swojej ofercie zgodzić się na znaczące zwiększenie dotychczasowej skali współpracy wojskowej z naszym krajem. Po drugie - trzeba podczas negocjacji pamiętać o niekorzystnych zjawiskach związanych z obecnością tarczy w Polsce. Mam tu na myśli zwłaszcza konsekwencje natury politycznej, a mianowicie sprzeciw i niezadowolenie Rosji. Powinniśmy uzyskać zapewnienie strony amerykańskiej, że USA wezmą na siebie ciężar uładzenia Rosji.
- Czy umieszczenie elementów tarczy w Polsce zrównoważy niechybne, i to znaczne, pogorszenie stosunków z Rosją?
- To należy oceniać w dłuższej perspektywie. Trzeba przede wszystkim wziąć pod uwagę, że zintegrowanie obrony Polski z obroną największego mocarstwa świata i to zintegrowanie długofalowe, liczone w dziesiątkach lat, jest dla nas niezmiernie ważne. Stajemy się w ten sposób naprawdę strategicznym partnerem Stanów Zjednoczonych. Po drugie - protesty Rosji, które na pewno się pojawią, traktować trzeba jako rutynowe. Rosja protestuje zawsze, gdy uważa, że narusza się jej rzeczywiste czy wyimaginowane interesy. Protestowała przecież choćby przeciw naszemu wstąpieniu do NATO, a także przeciw obecności na terytorium Polski jednostek i instalacji sojuszu. Jest to zatem gra strategiczno-polityczna prowadzona nie tyle z Polską, ile ze Stanami Zjednoczonymi, bo to one są tu właściwym partnerem. Decyzja o ewentualnej zgodzie na instalację amerykańską musi zależeć od bilansu potencjalnych zysków i strat. Musi to być dla nas bilans dodatni.
- Czy pomysł rozdzielenia elementów systemu między Polskę i Czechy (u nas rakiety, tam radary) jest dobry?
- To zależy, z jakiego punktu widzenia na to spojrzymy. Z punktu widzenia negocjacji polsko-amerykańskich i uzyskania przez nas odpowiednich korzyści nie jest to sytuacja dobra. Stanowisko negocjacyjne Polski może ulec osłabieniu. Zawsze możemy zostać niejako zaszantażowani informacją, że Czesi są bardziej ustępliwi. Być może Amerykanie właśnie w tym celu wysunęli czeską propozycję.
Rozmawiał: PAWEŁ STACHNIK
Gen. bryg. prof. Stanisław Koziej - ekspert i analityk wojskowy, specjalizuje się w tematyce bezpieczeństwa, obronności i sztuki wojennej. Pracował m.in.: w Sztabie Generalnym WP i Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przy Kancelarii Prezydenta RP. Pełnił funkcję szefa polskiej misji w Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei i zastępcy szefa misji OBWE w Gruzji. Był także wiceministrem obrony w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Obecnie jest profesorem w Akademii Obrony Narodowej.
"Dziennik Polski" 2007-01-23
Autor: wa