Po co nam ministerstwo?
Treść
Z Marią Ochman, przewodniczącą Sekcji Krajowej NSZZ "Solidarność" w służbie zdrowia, rozmawia Izabela Borańska Mamy dzisiaj w Polsce większość podmiotów publicznych, nie prywatnych. To, co budzi najwięcej niepokojów związanych z przekształceniem szpitali w spółki prawa handlowego, to fakt, że każda powinna być nastawiona na zysk. - Takie proste podporządkowanie zasadom ekonomii, nieuwzględnienie sfery, w jakiej działa spółka, czyli ochrona zdrowia, może rodzić wątpliwości co do tego, czy taka placówka będzie w stanie w sposób właściwy wypełniać swoje zadania, które dzisiaj są określone jako ratowanie zdrowia i życia w stosunku do wszystkich obywateli. Wszystkich, również tych, których już dzisiaj niechętnie się leczy, czyli np. ludzi starszych, nieubezpieczonych, bezdomnych przywiezionych w ciężkim stanie do szpitala ze skomplikowanymi urazami, gdzie z góry wiadomo, że leczenie będzie wymagało wielotygodniowej terapii - to jest pierwsze zastrzeżenie. Druga rzecz - system w Polsce jest rozchwiany i oczywiście wszyscy wiemy, że nie ma w nim wystarczających pieniędzy na świadczenie nowoczesnych usług dla pacjentów. Czy przekształcenie w spółkę spowoduje, że tych pieniędzy będzie więcej? Nie. Natomiast jeśli będzie ich mniej lub tyle samo, to w którymś momencie szpital, który dzisiaj wykonuje świadczenia ponad limit przyznany przez NFZ, zadłużając się i licząc, że NFZ zapłaci mu za nadwykonania, nie będzie przyjmował pacjentów, ponieważ musi się liczyć wynik ekonomiczny. Spółka nie może się zadłużać. A co z kontrolą państwa? - Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy państwo samo wyzbywa się monitoringu i nadzoru, a to już dzisiaj jest widoczne. Już dzisiaj Ministerstwo Zdrowia bezradnie rozkłada ręce, kiedy pytamy np. o dane dotyczące skutków ostatnich regulacji płacowych albo o sposób zabezpieczania dyżurów, tak aby szpitale mogły w sposób właściwy pełnić swoje funkcje - ministerstwo rozkłada ręce i mówi: "To nie nasz problem". Powstaje pytanie: po co nam Ministerstwo Zdrowia? Bezpieczeństwo zdrowotne obywateli jest jednym z zasadniczych elementów składających się na bezpieczeństwo państwa. Przecież zdrowie jest totalną wartością dla każdego z nas, dlatego nie wyobrażam sobie - tym bardziej w dobie zagrożenia atakami terrorystycznymi, masowymi katastrofami, epidemiami, skażeniami chemicznymi - że państwo mogłoby się pozbawić wpływu na formowanie modelu opieki zdrowotnej w Polsce. Plusy prywatyzacji? - Nie każda placówka świadcząca usługi zdrowotne w mojej ocenie może być prywatna. Co to znaczy prywatna? Dziś mamy wiele placówek prywatnych, niepublicznych, których trzonem finansowym jest NFZ, więc dla pacjentów większość świadczeń w takim szpitalu jest bezpłatna. Powstaje jednak pytanie, co do własności tych placówek - ich nadzoru i kontroli. Zagrożeniem może być to, że mamy wiele firm, które oferują się i podkupują długi szpitalne i może zaistnieć sytuacja, że właściciele tych zobowiązań któregoś dnia zwrócą się do tych placówek i będą próbowali dochodzić swoich roszczeń i oczekiwań. Szpitale, służba zdrowia - to jest mimo wszystko majątek publiczny i jeśli mamy do czynienia np. z przekształceniem dokonywanym przez samorząd terytorialny, który w zamiarze swoim ma utworzenie 100 proc. spółki, ale działającej nadal w ramach tego samorządu terytorialnego, to wiemy przynajmniej tyle, że dalej właścicielem jest samorząd. Nadal będą zabezpieczone usługi dla pacjentów. Natomiast chcę zwrócić uwagę, że w tym projekcie grupy posłów PO jest taki zapis, który jako właściciela szpitali określa samorząd województwa. Niespójność tych przepisów w tej ustawie budzi wiele wątpliwości. Ale szpitale konkurują między sobą, standard leczenia i badań jest wyższy... - Szpitale już dzisiaj w zasadzie powinny między sobą konkurować. Można mówić o konkurencji w dużych aglomeracjach, gdzie jest kilka dużych szpitali świadczących wielość usług. Wykształcenie lekarzy jest poza konkurencją, każdy chce się leczyć u dobrych lekarzy. Natomiast czy każdy szpital będzie miał wybitnych profesorów, docentów? Nie wiem. Jakość funkcjonowania placówek jest różna - dzisiaj mamy wiele prywatnych szpitali, które np. nie leczą ludzi nieubezpieczonych, bo to nie są ci pacjenci, na których oni są nastawieni, nie posiadają oddziałów intensywnej opieki medycznej. Owszem, mamy też szpitale niepubliczne samorządowe, które świadczą usługi medyczne od A do Z i działają też w małych miejscowościach. Czy tam jest ten rynek komercyjny? Powiem szczerze, że nawet w dużych miastach ten rynek jest już zagospodarowany. Prywatyzacja to panaceum na wszystkie problemy służby zdrowia w Polsce? - Dzisiaj również można dobrze zarządzać szpitalem, niekoniecznie zatrudniając pracowników na kontraktach. Można mieć załogę zatrudnioną na podstawie umowy o pracę. Organ właścicielski - jak on podchodzi do tego, dyrektor szpitala - jego umiejętność porozumiewania się z personelem to jest wszystko wbrew pozorom bardzo ważne. Niepokojące jest to, że w większości szpitali mamy do czynienia z przychodzeniem ludzi z politycznego nadania, którzy odchodzą, zostawiając zadłużony szpital i nie ponoszą za to żadnej odpowiedzialności. Tutaj rzeczywiście przydałaby się taka odpowiedzialność, jak w przypadku spółek prawa handlowego. Ja jednak patrzę na proces prywatyzacji z perspektywy wątpliwości natury etycznej. Jaki jest cel działania placówki ochrony zdrowia? Celem jest ratowanie życia i zdrowia. A co w sytuacji, kiedy nie ma już kontraktu z NFZ? W pierwszej kolejności należałoby zabezpieczyć potrzeby zdrowotne obywateli poszczególnych województw, uwzględnić również konieczność kształcenia nowych kadr medycznych. Krótko mówiąc - zdecydować w sposób przemyślany i potwierdzony, chociażby danymi epidemiologicznymi, o mapie szpitali publicznych, które w swojej działalności winny również kierować się duchem ekonomii, ale przede wszystkim zabezpieczać poczucie bezpieczeństwa zdrowotnego obywateli. Wszystkich obywateli. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-02-12
Autor: wa