Po co do euro?
Treść
Tak niewiele trzeba, aby polska gospodarka nabrała przyspieszenia i dzięki temu zmniejszyły się dysproporcje w rozwoju gospodarczym między Polską a krajami Europy Zachodniej. Trzeba tylko pokonać "wroga", jakim jest... polski złoty. Pozbawienie naszego kraju suwerenności walutowej jest receptą na gospodarczy dobrobyt - po raz kolejny pogląd ten wyrazili rząd i Rada Polityki Pieniężnej, tym razem wspólnie, po omówieniu kwestii naszego członkostwa w strefie euro.
Choć rząd chciałby, aby Polska przyjęła euro już w 2009 r., to jednak raczej nie uda się spełnić wszystkich kryteriów, aby dotrzymać tego terminu. Pod koniec ubiegłego roku Komisja Europejska ogłosiła raport, z którego wynika, że Polska nie spełnia żadnego z warunków przystąpienia do unii walutowej, studząc tym samym zapędy do błyskawicznego przyjęcia przez Polskę euro. Chodzi np. o odpowiednio niski poziom inflacji, stóp procentowych, deficytu budżetowego i długu publicznego. Przez dwa lata poprzedzające przyjęcie euro złoty powinien znajdować się też w europejskim mechanizmie walutowym (ERM II), co miałoby zapewnić stabilny kurs wymiany.
Na początku lutego wicepremier Hausner podtrzymał jednak zapowiedź pozbycia się złotego w 2009 roku. Rząd i RPP obstawali też przy stanowisku, że wejście do strefy euro pozwoli przyspieszyć nasz wzrost gospodarczy. Komisja Europejska jest jednak przekonana, że prędzej czy później zostaniemy pozbawieni suwerenności polityki pieniężnej. Spośród państw starej Unii tylko Wielka Brytania, Dania i Szwecja zdecydowały się pozostać przy rodzimej walucie, co zresztą zagwarantowały sobie w zawartych umowach. Możliwości takiej pozbawiono nowe kraje członkowskie, które wraz z wejściem do Unii Europejskiej zostały zobowiązane w przyszłości do przyjęcia wspólnej waluty. Zastanawia jednak pośpiech w dążeniu do pozbycia się złotego. Tym bardziej że państwa Piętnastki zmagają się raczej ze stagnacją, niż przeżywają rozkwit swoich gospodarek, a jeszcze gorsze wskaźniki dotyczą samych krajów strefy euro. Trudno też będzie liczyć na partnerskie traktowanie w unii walutowej. Warto bowiem przypomnieć, że najsilniejsze politycznie kraje w UE - Francja i Niemcy - mogą liczyć na specjalne traktowanie, co np. pozwoliło im pod ich naciskiem uniknąć olbrzymich finansowych kar za przekroczenie ustalonej dla członków unii walutowej dopuszczalnej wysokości deficytu budżetowego. Nie powinniśmy więc mieć wątpliwości, że polityka pieniężna unii będzie służyć przede wszystkim najsilniejszym. Kondycję gospodarki nie tylko państw unii walutowej, do której tak usilnie pchają nas rządzący, lecz całej UE, najlepiej podsumowuje zapowiedziana w ubiegłym tygodniu rezygnacja z - zapisanej w tzw. strategii lizbońskiej - ambicji uczynienia z Unii Europejskiej najszybciej rozwijającej się gospodarki na świecie do 2010 roku. Okazało się bowiem, że lepiej pod tym względem radzą sobie Stany Zjednoczone czy państwa azjatyckie.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2005-02-08
Autor: ab