Przejdź do treści
Przejdź do stopki

PO chce głowy Macierewicza

Treść

Z posłem Zbigniewem Wassermannem (PiS), ministrem koordynatorem służb specjalnych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, rozmawia Wojciech Wybranowski Niespełna rok po objęciu władzy przez PO, krytykującą wykorzystanie służb specjalnych w sprawie Barbary Blidy, mamy do czynienia z akcją ABW w domu Piotra Bączka. - Nic się nie zmieniło w standardzie funkcjonowania służb specjalnych i, co więcej - nie widzę, by premier interesował się tą kwestią. Nie ma go w kraju, tymczasem dochodzi do zdarzeń, które muszą budzić poważne wątpliwości. Po pierwsze, kwalifikacja prawna czynu, o jakiej mówi prokuratura, a która wskazuje na płatną protekcję i przekroczenie uprawnień, nie jest kwalifikacją, którą powinna zajmować się ABW. Pana zdaniem nie było podstaw do jej wykorzystania? - Od korupcji mamy policję albo CBA, a od przekroczenia uprawnień - również policję. Sytuacja, do jakiej doszło we wtorek, wpisuje się w już długo trwający cykl ataków na likwidatorów WSI, szefostwo Służby Kontrwywiadu Wojskowego, na Antoniego Macierewicza. Czy jest to sytuacja, w której mamy do czynienia z odwetem za likwidację WSI, czy mamy do czynienia z blokadą prac komisji weryfikacyjnej - bo takie działania też były podejmowane, czy mamy do czynienia z polowaniem na głowę Macierewicza? Czy też może z manipulacją oficera WSI znanego już zresztą z nazwiska. Niepokój wzrasta, bo mamy do czynienia z sytuacją wojny służb. Przecież inaczej tego nie można nazwać. Dlatego też w kontekście braku nadzoru ze strony premiera nieuruchomienie przez prokuraturę instytucji, które byłyby neutralne, nie byłyby uczestnikami tego wielomiesięcznego polowania na poprzedników, każe postawić szefowi rządu pytanie: o co chodzi? Przeszukanie pomieszczeń mieszkalnych osoby, której nie postawiono żadnego zarzutu, jest represją. Jacek Kurski i Antoni Macierewicz mówią o próbie zastraszenia. - Cisną się tu na myśl analogie do komisji śledczej ds. Orlenu i działań wokół posła Józefa Gruszki, zatrzymania jego asystenta Marcina Tylickiego. W czasach, kiedy komisja śledcza przesłuchiwała premiera Millera, ABW w tym samym czasie przesłuchiwała członków sekretariatu komisji śledczej. To, co dzieje się dzisiaj, zaczyna przypominać tamten okres rządów SLD. Wszystkie te deklaracje pana premiera, zarzuty pod adresem PiS, jakoby niewłaściwie wykorzystywał organa ścigania, sprawdzają się. Tyle że w wykonaniu służb kierowanych przez Tuska. Ta sprawa niewątpliwie musi trafić pod obrady sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, ale też premier powinien udzielić odpowiedzi na kilka zasadniczych pytań: czy ma rozeznanie, co dzieje się w służbach specjalnych, kto i dlaczego wydał polecenie użycia ABW oraz dlaczego zaatakowano dziennikarzy. Uniemożliwienie pracy telewizji publicznej przez służby specjalne pokazuje rodzaj determinacji, z jaką sprawa jest traktowana. To samo dotyczy prokuratora, który nie znając przebiegu wydarzeń, mówi o możliwości pozbawienia członków komisji weryfikacyjnej WSI wolności. Likwidując stanowisko koordynatora służb specjalnych, premier mówił, że bierze na siebie obowiązek nadzorowania specsłużb. Może termin akcji zbieżny z nieobecnością premiera w Polsce nie jest przypadkowy? ABW przeszukuje dom Bączka w czasie, gdy premier zdobywa ponoć Machu Picchu. - To tak jak wtedy, gdy premier pojechał do Moskwy, a w tym czasie odbywało się posiedzenie Sejmu dotyczące rzekomych podsłuchów zakładanych w czasach rządów PiS. Dziś rządzący są gotowi zagrać przy wykorzystaniu najmocniejszych środków i sięgnąć do takich instrumentów, do jakich sięga się w sytuacjach nadzwyczajnych. Dziwne, że teraz akurat nie ma Tuska w kraju, nie ma tej osoby, która deklarowała, iż będzie odpowiadać za służy specjalne. ABW nie zabezpieczyła terenu gospodarstwa domowego. - Sytuacje tego typu są wydarzeniami sprawiającymi później pewnego rodzaju dowolność dowodową. To przede wszystkim świadczy o tych, którzy we wtorek nie przeprowadzali całej akcji, nie zademonstrowali ani profesjonalizmu, ani dobrego przygotowania do wykonywania czynności operacyjnych. Funkcjonariusze ABW po prostu chcieli zastraszyć, byli agresywni. Rewizji dokonuje się w celu zabezpieczenia materiału dowodowego i dostarczenia go do prokuratury. ABW do mieszkania pana Bączka wwiozła kserokopiarkę i prawdopodobnie powielała dokumenty. To standardowa procedura? - Oczywiście, że nie! Po raz pierwszy z taką sytuacją się spotykam. Jest obowiązkiem organów wykonujących czynności przede wszystkim zewidencjonowanie materiałów, konieczne do postępowania, trzeba przygotować protokół ich ujawnienia, trzeba je opisać. Takie dokumenty zabiera się także w celu zbadania ich autentyczności. Jeżeli się zabiera kopie, to wydaje mi się, że chce się wiedzieć, kto i jaką wiedzę posiada. Działania ABW w domu Piotra Bączka prowadzone były wbrew wszelkim standardom zabezpieczenia materiałów dowodowych podczas przeszukania. Wspomniał Pan o "ślepym torze", na jaki mogła nakierować ABW, prokuraturę manipulacja Aleksandra Lichockiego. - Jedno z podstawowych pytań, jakie trzeba zadać, brzmi: czy mamy do czynienia z kontynuacją polowania na głowę Macierewicza i jego ludzi za to, że zlikwidowali WSI? Nie wyłączałbym tego, co się stało we wtorek, jako precedensu, to była próba skutecznego uwieńczenia tego, co robi się od wielu miesięcy poprzez sterowane przecieki medialne, manipulowanie faktami, ujawnianie danych z niezakończonych kontroli, rzucanie podejrzeń o bezczynność komisji weryfikacyjnej WSI przy jednoczesnym paraliżowaniu jej prac. To jest stwarzanie wrażenia, że jakieś dokumenty zostały wyniesione i ukryte w sytuacji, gdy to komisja jest dysponentem dokumentów, nad którymi pracuje. Oprócz zapewnień Lichockiego, co do których sami piszący o nich dziennikarze mają wątpliwości, nie pojawiły się żadne nowe fakty. Być może to spowodowało, że doszło do brutalnego działania służb w stosunku do ludzi Macierewicza. Reżyser, dziennikarz śledczy Sylwester Latkowski, na swoim blogu napisał, że za czasów rządów PiS ABW, którą krytykował za najście jego mieszkania, mimo wszystko nie wyrwała mu telefonu komórkowego, którym nagrywał zatrzymanie Janusza Kaczmarka... - Myślę, że na tym właśnie polega różnica między państwem cudów, uśmiechu i przyjemności pod rządami Donalda Tuska a państwem, które chciało przywrócić sprawiedliwość, poczucie bezpieczeństwa, państwem zwalczającym najgroźniejszą przestępczość. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-05-15

Autor: wa