Platforma ukarze swoich?
Treść
Anna Ambroziak
Dziesięciu głosów zabrakło do odrzucenia przez Sejm senackiej poprawki do nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej. Chodzi o słynny już artykuł 5a limitujący dostęp do informacji o gospodarowaniu majątkiem Skarbu Państwa. Z dyscypliny partyjnej w głosowaniu wyłamało się czterech posłów Platformy. Za karę zapłacą po tysiąc złotych.
To było jedno z ostatnich głosowań w Sejmie. Przeciwko odrzuceniu poprawki otrzymała ona negatywną rekomendację sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych głosowało aż 174 posłów Platformy Obywatelskiej. Od głosu wstrzymało się jedynie czterech. Tak samo zachowało się czterech posłów PSL, w tym m.in. Tadeusz Sławecki. - To bardzo kontrowersyjny zapis, jestem za dostępem do informacji publicznej. Nie wiem, dlaczego poprawkę zgłosił senator Rocki, który często mówi o zasadach demokracji, czemu ta poprawka przeczy - stwierdza ludowiec. W sumie za przyjęciem poprawki głosowało 187 posłów, przeciw było 179, 10 wstrzymało się od głosu. Wstrzymanie się od głosu przy rozpatrywaniu poprawek Senatu oznacza jednak ich poparcie, czyli w praktyce głosowanie "za".
Warto zaznaczyć, że posłowie PSL nie byli obecni na posiedzeniu Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, kiedy poprawka była głosowana.
W głosowaniu wyraźnie podzieleni byli posłowie PO. Część opowiadała się za odrzuceniem, część wstrzymała się od głosu. Jednym z nich był poseł Marek Wójcik (który w głosowaniu na plenum opowiedział się za odrzuceniem 5a). Powodem były wątpliwości natury legislacyjnej. Chodziło o to, że sporny artykuł został zgłoszony do ustawy na ostatnim posiedzeniu Senatu przez senatora PO Marka Rockiego jako wniosek mniejszości (poprawka została przez izbę wyższą przyjęta). Tymczasem Senat może jedynie "poprawiać" ustawy przesłane z Sejmu, nie może natomiast wnosić do nich nowych rozwiązań. Ich wprowadzenie - w tym wypadku wprowadzenie 5a - oznacza wykroczenie poza kompetencje Senatu.
Podczas prac komisji za odrzuceniem 5a byli również posłowie PiS oraz SLD i powołując się na niekonstytucyjność wprowadzenia zapisu, byli konsekwentni w głosowaniu plenarnym. Opowiedzieli się za odrzuceniem poprawki. Zmiany w ustawie o dostępie do informacji publicznej Sejm uchwalił pod koniec sierpnia. Artykuł 5a został wniesiony do ustawy na wniosek ministra finansów oraz ministra Skarbu Państwa na etapie Komitetu Stałego Rady Ministrów już po konsultacjach ze stroną społeczną. W efekcie organizacje społeczne w trybie konsultacji nie widziały tego zapisu. Tuż przed głosowaniem plenarnym nad 5a Piotr Kołodziejczyk, wiceminister spraw wewnętrznych, po głosach parlamentarzystów PiS sprzeciwiających się wniesieniu tego zapisu do nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej stwierdził tylko lakonicznie, iż poprawka senacka przywraca artykuł 5a i że jest on zawarty w przedłożeniu rządowym. Podczas prac sejmowych nad nowelizacją ustawy, mimo krytycznej opinii strony obywatelskiej i ekspertów, został zawarty swoisty kompromis między posłami PO, PSL, SLD i PiS. Strona koalicyjna zadeklarowała, że w dalszym procesie prac legislacyjnych artykuł 5a nie zostanie wprowadzony. SLD zgodził się ustawę poprzeć, a PiS nie głosować przeciwko, jeśli zniknie z niej kontrowersyjny zapis. Konsensus ten został jednak złamany.
- Mamy tu znów klasyczny przykład tego, że PO mówi jedno, a robi drugie. Platforma z reguły głosuje, jak jej każe rząd - komentuje Barbara Marianowska (PiS). Z informacji "Naszego Dziennika" wynika, że Platformę obowiązywała dyscyplina partyjna w głosowaniu. Jak relacjonował nam Artur Górski, poseł PiS, powiedział mu to otwarcie jeden z posłów Platformy. Jak dodał, ten sam poseł PO stwierdził też, że za złamanie dyscypliny partyjnej grozi kara finansowa w wysokości 1 tys. złotych. Warto tu podkreślić, że kwestii dyscypliny nie zaprzeczył nikt z posłów PO podczas rozpatrywania sprawozdania komisji na plenum Sejmu. Co więcej, poseł sprawozdawca Piotr van der Cohen (PO) deklarował wprost: klub Platformy będzie "w całej rozciągłości" głosował za przyjęciem tego zapisu.
Czym to grozi
Artykuł 5a ustawy wprowadza dodatkową kategorię informacji publicznej. Obecnie w polskim prawodawstwie funkcjonują dwie kategorie informacji publicznej: informacja publiczna powszechnie dostępna oraz informacja publiczna, która może być utajniona poprzez nadanie jej danej klauzuli niejawności. Nowelizacja ustawy wprowadza natomiast kategorię informacji publicznej, która wprawdzie nie ma klauzuli niejawności, ale do której dostępu będzie można odmówić obywatelom, powołując się m.in. na interes państwa. W myśl art. 5a naruszenie interesu gospodarczego państwa może odbyć się poprzez "osłabienie zdolności negocjacyjnej Skarbu Państwa w procesie gospodarowania jego mieniem albo zdolności negocjacyjnej Rzeczypospolitej Polskiej w procesie zawierania umowy międzynarodowej lub podejmowania decyzji przez Radę Europejską lub Radę Unii Europejskiej, oraz przez utrudnienie, w sposób istotny, ochrony interesów majątkowych Rzeczypospolitej Polskiej lub Skarbu Państwa w postępowaniu przed sądem, trybunałem lub innym organem orzekającym".
Zdaniem posłów PiS, zapis otwiera furtkę do licznych nadużyć i uniemożliwia kontrolę obywatelską, jeśli chodzi o gospodarowanie majątkiem Skarbu Państwa. - To zamach na prawo. W efekcie wprowadzenia zapisów tej ustawy obywatele stracą kontrolę nad procesem gospodarowania Skarbu Państwa i majątkiem samorządu terytorialnego. Już teraz trudno jest uzyskać informacje na temat sprzedaży tego majątku. Ta ustawa daje możliwość utajnienia przed obywatelami wszelkich procesów związanych ze zbywaniem majątku narodowego - mówi Górski. Parlamentarzysta zapowiada, że jeśli poprawka zostanie przyjęta, a prezydent ustawę podpisze, PiS zaskarży ją do Trybunału Konstytucyjnego.
Wcześniej był pomysł PO, aby zezwolić ABW na podsłuchy bez żadnego konkretnego uzasadnienia, teraz ostatnim sejmowym głosowaniem posłowie postawili kropkę nad i. Jak widać, Platforma przygotowuje sobie teren do kolejnej kadencji - konkludują posłowie PiS.
Nasz Dziennik - 19 września 2011
Autor: jc