Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Platforma opóźnia rozmowy

Treść

Kandydat na premiera Kazimierz Marcinkiewicz zaproponował wczoraj, by pierwsze posiedzenie Sejmu odbyło się około 19 października. Do tego czasu miałby zostać ustalony program i konstrukcja nowego rządu. Z tym jednak może być problem, bo Platforma Obywatelska opóźnia rozmowy, chcąc, by zamiast Marcinkiewicza do stołu negocjacyjnego zasiedli bracia Jarosław i Lech Kaczyńscy.
- O Marcinkiewiczu najlepiej świadczy sytuacja z 2000 r., gdy zrezygnował z pozycji w gabinecie politycznym Buzka, bo nie były przyjmowane jego pomysły - mówi nam Michał Kamiński, szef kampanii PiS, a wcześniej m.in. kolega partyjny kandydata na premiera w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym.
Buzek był kandydatem kompromisowym dla Unii Wolności, gdyż był bardziej związany z jej środowiskiem. Marcinkiewicz uchodzi w PiS za "liberała". Jednak jest głównym autorem programu PiS, który liberalnym nazwać nie sposób. Choć to nie opinia Platformy zdecydowała o nominacji Marcinkiewicza, to jednak Kaczyński dobrze wiedział, że jest to kandydat "do przyjęcia" dla PO.
Tak zresztą wydawało się po wtorkowej konferencji Tuska, który przyznał, że jest zaskoczony tą kandydaturą, ale ją przyjmuje. Wczoraj zmienił - czy też raczej kazano mu zmienić - front.
- Najpierw chcemy rozmawiać z braćmi Kaczyńskimi, bo to oni są odpowiedzialni za kreowanie polityki i stanowiska PiS - mówił na popołudniowej konferencji, zaraz po tym, jak Marcinkiewicz zaproponował Tuskowi wieczorne spotkanie w cztery oczy.
- Chcemy rozmawiać na temat powagi tego rządu - wtórował mu Rokita.
Sztab Tuska miał już przygotowaną strategię na dalszą część kampanii prezydenckiej. Miała ona polegać na straszeniu wyborców tym, że PiS to TMK, czyli "Teraz My Kaczyńscy", a Polsce grozi wizja przejęcia pełni władzy przez braci bliźniaków. PO liczyła, że Jarosław Kaczyński nie oprze się pokusie spełnienia politycznych ambicji i obejmie stanowisko szefa rządu.
Ewentualną alternatywą dla "akcji TMK" ma być naprędce uzgodniona w sztabie Tuska metoda powątpiewania w intencje PiS-u. Oznaki tego mieliśmy już na wtorkowej, wieczornej konferencji kandydata Platformy na prezydenta.
- Wątpię, czy mamy do czynienia z rzeczywistą propozycją, czy taktycznym unikiem Jarosława Kaczyńskiego - mówił Tusk.
W samym obozie PiS wiara w sukces Lecha jest tak wielka, że nikt nie rozważa opcji "Kaczyński premierem". Czy ona istnieje? Wydaje się, że nie, gdyż jej realizacja byłaby samobójczym golem strzelonym sobie przez Jarosława Kaczyńskiego. Jego wczorajsza absencja w delegacji Prawa i Sprawiedliwości do prezydenta była pod tym względem wielce wymowna.
- Prezes zamierza poświęcić się budowie i scalaniu partii, by uniknąć scenariusza, w którym bracia zajmują się skutecznym rządzeniem, a partia się rozpada, jak było z SLD - mówi nam jeden z polityków PiS.

Pierwsze kroki koalicji
Przyjęcie we wtorek wieczorem do wiadomości przez Platformę kandydatury Marcinkiewicza jako szefa rządu de facto zapoczątkowało rozmowy koalicyjne. PO pozytywnie odniosła się do listu Jarosława Kaczyńskiego. Wiadomo, że pomysły w nim zawarte są podzielane także przez przyszłego premiera.
"W sensie wiążących deklaracji woli politycznej ta koalicja już istnieje, a to niesłychanie ułatwia nam zadanie. Ułatwia je również niespisana nigdzie, ale potwierdzona publicznymi deklaracjami umowa, że ta z naszych partii, która uzyska nad drugą przewagę głosów w wyborach, wskaże kandydata na premiera" - napisał Kaczyński. Pierwszy punkt tej umowy został już zrealizowany.
Z zapowiedzią tworzenia rządu, który "ma szansę na sukces", musi wiązać się odrzucenie tego, co dotąd prowadziło do klęsk kolejnych rządów koalicyjnych, czyli przede wszystkim niespójności wewnątrzpartyjnej i dystansowania się zaplecza politycznego od własnego rządu. A więc, jak pisze J. Kaczyński, konieczność odrzucenia logiki: "wróg śmiertelny to partner koalicyjny". Zdaniem zwycięzcy wyborów parlamentarnych, rządzący układ parlamentarno-gabinetowy powinien mieć zrównoważony charakter. Skoro więc PiS wskazuje kandydata na premiera, to PO ma prawo do wskazania kandydata na marszałka Sejmu oraz kandydata na jedynego wicepremiera, który jednocześnie obejmuje jeden z kluczowych resortów. Marcinkiewicz namawia Jana Rokitę, by to on pełnił te funkcje. Ten jednak nadal jest w złej formie po niedzielnych wydarzeniach. Nie dość, że PO przegrała z PiS, za co jest obciążany w swojej partii, to jeszcze w Krakowie poległ w batalii ze Zbigniewem Ziobro (poseł Ziobro uzyskał 120 188 głosów, a Rokita 72 145). Wczoraj rano Marcinkiewicz odwiedził Rokitę w jego warszawskim mieszkaniu. Nie chciał mówić o konkretach spotkania. Rokita stwierdził jedynie, że obiecał mu "wielką życzliwość i wielką pomoc", a o konkretach mowy nie było. Polityk Platformy powtarza uparcie, że najpierw musi być "poważny dialog z braćmi Kaczyńskimi". PiS odpowiada jasno, że Lech Kaczyński w rozmowach nie będzie brał udziału, bo nigdy nie brał. Spotkanie Donald Tusk, Jan Rokita - Jarosław Kaczyński, Kazimierz Marcinkiewicz może się odbyć najwcześniej dzisiaj. Pierwsze opóźnienia w harmonogramie przyszłego premiera są konsekwencją taktyki wyborczej kandydata PO.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2005-09-29

Autor: ab