Platforma dorżnęła IPN
Treść
Potwierdziły się informacje "Naszego Dziennika" z 16 kwietnia, kiedy  to zapowiadaliśmy, że marszałek Bronisław Komorowski zdecydował o  podpisaniu nowelizacji ustawy o IPN. Wczoraj p.o. prezydent złożył swój  podpis pod nowym prawem. Komorowski nie wysłuchał apeli o skierowanie  ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, aby zadośćuczynić woli prezydenta  Lecha Kaczyńskiego, który przygotowywał wniosek do TK w tej sprawie. Nie  posłuchał też apeli naukowców, również wskazujących na  niekonstytucyjność nowelizacji. Marszałek przekonuje, iż dokładnie  przeanalizował zapisy nowego prawa i nie znalazł tam niczego, co byłoby  niezgodne z Konstytucją. Skargę do Trybunału już zapowiadają posłowie  Prawa i Sprawiedliwości.
Ta decyzja już w połowie kwietnia  była uzgodniona przez Komorowskiego i liderów Platformy Obywatelskiej, w  tym premiera Donalda Tuska. Platforma nie mogła sobie odmówić  skorzystania z wymarzonej sytuacji, gdy nikt (i nic) nie mógł już stanąć  na przeszkodzie tej ustawie, którą rządząca koalicja wsparta przez SLD z  takim uporem i zaciętością przeforsowała w Sejmie i Senacie. Podpis pod  ustawą to finisz wielomiesięcznych starań PO i jej koalicjantów o  zniszczenie niezależności IPN i ukaranie Instytutu za podejmowanie  niepoprawnych politycznie tematów badawczych. 
Marszałek postanowił  jednak odwlec ogłoszenie złożenia podpisu pod ustawą, mając na uwadze  tylko i wyłącznie względy wizerunkowe. Był on już wtedy pod ostrzałem  opinii publicznej, która krytykowała marszałka za natychmiastowe (ledwie  kilka dni po śmierci prezydenta i członków delegacji lecącej do  Katynia) nominacje na stanowiska szefa Kancelarii Prezydenta i Biura  Bezpieczeństwa Narodowego. Liderzy PO obawiali się, że błyskawiczne  podpisanie ustawy o IPN zostanie źle odebrane przez społeczeństwo, co  byłoby niekorzystne dla kandydata PO na prezydenta w świetle  przyspieszonych wyborów. Dlatego marszałek zaprosił na spotkanie  najpierw szefa Kolegium IPN, a później spotkał się ze wszystkimi jego  członkami. Nie było to jednak nic innego jak tylko operacja polegająca  na symulowaniu konsultacji na temat ustawy. Znano przecież negatywne  stanowisko prezydenta w kwestii nowelizacji ustawy. Choć Lech Kaczyński  nie wyraził tego publicznie, to w jego kancelarii przygotowywano wniosek  do TK wraz z obszernym uzasadnieniem. I ten fakt Komorowski teraz  cynicznie wykorzystał.
- Nie znam żadnego stanowiska, które miałby  zająć prezydent Lech Kaczyński. Gdyby chciał je zająć, toby skierował  nowelizację ustawy do Trybunału, ale tego nie zrobił - powiedział  Komorowski. I dodał, że na stronie internetowej Sejmu zostanie  umieszczone pismo ministra Andrzeja Dudy z Kancelarii Prezydenta z  argumentami, jakie miały stać za planami Lecha Kaczyńskiego o  skierowaniu ustawy do TK. - Pan prezydent wydał mi polecenie, abym  przygotował w oparciu o wytyczne, których mi udzielił, wniosek do  Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie - podkreślił Andrzej Duda. 
Prawnicy,  których opinii zasięgał Lech Kaczyński, argumentowali, że w nowelizacji  skreślono przepisy o zachowaniu w tajemnicy danych osobowych zawartych w  aktach służb komunistycznych, co oznacza, że każdy miałby dostęp do  danych personalnych osób trzecich. Ponadto zmiana sposobu wyboru prezesa  IPN (powoływanie i odwoływanie zwykłą większością głosów poselskich,  podczas gdy stara ustawa stawiała wymóg 3/5 głosów) oznacza osłabienie  jego niezależności. Tak samo jak w tę niezależność godzą "niejasne  przesłanki, jakie ma mieć Rada IPN do jego odwołania: działanie na  szkodę Instytutu, niezatwierdzenie sprawozdania rocznego". Poza tym to  Rada IPN ma decydować o rozdziale środków na badania, co teraz należy do  kompetencji prezesa.
- Ja tego stanowiska nie znam i tej opinii  również - upierał się jednak Bronisław Komorowski, choć minister Duda  publicznie informował, że to pismo skierował bezpośrednio do marszałka  jako osoby pełniącej obowiązki prezydenta. List był publikowany w  mediach i znają go miliony Polaków, ale najwyraźniej nie sam adresat...  Nic więc dziwnego, że marszałek nie dostrzega w ustawie żadnej prawnej  skazy. - Nie znalazłem żadnego powodu, dla którego mielibyśmy się  obawiać niekonstytucyjności rozwiązań proponowanych w nowelizacji, więc  Trybunał Konstytucyjny może się tym zająć, jeżeli którykolwiek z klubów z  odpowiednią ilością podpisów skieruje to do Trybunału - powiedział  Komorowski. Taką skargę już zapowiadają posłowie PiS. - Ale nasz wniosek  nie wstrzyma wejścia ustawy w życie, tak jak stałoby się to w przypadku  wniosku marszałka Komorowskiego - tłumaczy poseł Zbigniew Girzyński  (PiS). - Nawet jeśli Trybunał orzeknie niekonstytucyjność ustawy, to  pewne decyzje i skutki już ona wprowadzi - dodaje. Trzeba wszak  pamiętać, że zanim ustawa wejdzie na wokandę i sędziowie się nią zajmą,  upłynie co najmniej kilka miesięcy, a wyroku można się spodziewać  jeszcze później.
Tymczasem wczoraj w ekspresowym tempie Sejm  znowelizował nowelizację ustawy o IPN, aby rozwiązać kwestię kierowania  Instytutem po śmierci prezesa Janusza Kurtyki. Teraz jego obowiązki  przejął jeden z wiceprezesów - Franciszek Gryciuk. Przekazał mu je na  czas swojej nieobecności w związku z wyjazdem na uroczystości rocznicowe  do Katynia sam Kurtyka. Ale nowela stanowi, że to marszałek Sejmu,  czyli Bronisław Komorowski, wskaże tego z wiceprezesów, który zostanie  p.o. prezesem, przepadła natomiast poprawka Polski Plus, aby  tymczasowego prezesa wskazało Kolegium IPN.
I nie jest wcale  przesądzone, że Komorowski i PO uszanują wolę Janusza Kurtyki i na  miejsce Gryciuka nie zostanie wskazana wiceprezes Maria Dmochowska. Jest  ona uważana w IPN za osobę bliską PO. Dmochowska jest siostrą Jana  Józefa Lipskiego, była też posłem, najpierw OKP, a potem Unii  Demokratycznej. Zasłynęła m.in. udziałem w proteście przeciwko  decyzji... prezesa Janusza Kurtyki o wydaniu przez IPN książki Piotra  Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza "SB wobec Lecha Wałęsy". Ta  publikacja była też poddana totalnej krytyce przez Tuska, Komorowskiego i  innych czołowych polityków PO. I teraz to Dmochowska może przejąć  władzę nad IPN. 
Przypomnijmy, że nowelizacja ustawy zawiera także  inne przepisy, które budzą zastrzeżenia wielu prawników. Chodzi np. o  to, że IPN ma dawać obywatelowi oryginały akt służb specjalnych PRL na  jego temat, co grozi tym, że mogłoby dojść do ich zniszczenia. Kopie  dokumentów z archiwów IPN mają otrzymywać także agenci i funkcjonariusze  bezpieki, co do tej pory było zakazane, aby osoby te nie miały  świadomości, jakie dokumenty ich dotyczące zostały zachowane. Ustawa w  praktyce niszczy więc sens prowadzenia przez IPN postępowań  lustracyjnych.
Ponadto duże wątpliwości wzbudza tryb powoływania  władz Instytutu. Kandydatów do Rady IPN ma wskazywać Zgromadzenie  Elektorów wyłaniane z uniwersytetów oraz Instytutów Historii i Studiów  Politycznych PAN. Spośród tych kandydatów pięciu członków Rady wybierać  ma Sejm, a dwóch - Senat. Kolejne dwie osoby wybierałby prezydent  spośród kandydatów zgłoszonych przez krajowe rady sądownictwa i  prokuratury. Ale członkowie Zgromadzenia Elektorów nie podlegają  lustracji i może dojść do sytuacji, że byliby nimi agenci komunistyczni,  których wielu wciąż pracuje na uczelniach, i to oni znacząco wpływaliby  na wybór władz Instytutu Pamięci Narodowej, a później na jego  działalność.
Krzysztof Losz
Nasz                                Dziennik      2010-04-30
Autor: jc