Platforma detonuje niewypał
Treść
Z posłem Zbigniewem Wassermannem (Prawo i Sprawiedliwość), członkiem sejmowej  Komisji do spraw Służb Specjalnych, rozmawia 
Artur  Kowalski
Namaszczany przez Platformę Obywatelską na  przewodniczącego komisji śledczej Mirosław Sekuła z góry zapowiada, że komisja  nie powinna konfrontować premiera Donalda Tuska z byłym szefem Centralnego Biura  Antykorupcyjnego Mariuszem Kamińskim. Czy bez tej konfrontacji da się wyjaśnić  aferę hazardową?
- Określiłbym to jako zdetonowanie niewypału. Ktoś, kto  nie jest jeszcze przewodniczącym komisji, bo nawet nie ma jeszcze komisji,  wyprzedzająco daje bardzo zły sygnał. To jest sygnał, który mówi: "Ja nie  rozumiem tej sprawy". Bo gdyby rozumiał, to wiedziałby, że jej istota sprowadza  się do wiarygodności: z jednej strony tego, co mówi pan premier - że to była  motywowana politycznie akcja przeciwko rządowi, a z drugiej strony - do  weryfikacji tego, co mówi szef służby: "Ja zrobiłem to, co do mnie należało,  pokazałem panu premierowi materiały i za to w odwecie zostałem ukarany zarzutami  prokuratorskimi". To trzeba skonfrontować, bo inaczej nie wyjaśnimy tej sprawy.  Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to daje sygnał, że może być bardzo źle nie tylko z  przewodniczeniem komisji, ale także ze współpracą z innymi członkami  komisji.
Po zapoznaniu się na tajnym posiedzeniu sejmowej speckomisji  z wyjaśnieniami szefa CBA Mariusza Kamińskiego akcentował Pan, że różnią się one  od wersji przedstawianej przez premiera Donalda Tuska. 
- O nich można  mówić publicznie. Podam pierwsze z brzegu przykłady. Pierwszy dotyczy tego, że  premier stwierdził, iż Mariusz Kamiński, przekazując mu pewną informację o  sprawie, powiedział: "Panie premierze - koniec, CBA już nie ma więcej w tej  sprawie do zrobienia". A później okazuje się, że premier napisał pismo do pana  Kamińskiego i poprosił o prawno-karną analizę tej sprawy. To znaczy, iż  wiedział, że coś będzie jeszcze w tej sprawie robione, a przede wszystkim, że  jest z czego robić tę analizę. Zresztą potwierdziła to prokuratura, bo w oparciu  o te materiały wszczęła śledztwo.
Kolejna sytuacja dotyczy udziału w  spotkaniu pana Schetyny. [Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, publikując w  związku z aferą hazardową kalendarium pracy premiera, zataiła, że 19 sierpnia w  spotkaniu Donalda Tuska z Mirosławem Drzewieckim brał udział również Grzegorz  Schetyna - przyp. red.]. Nie tylko premier chce się wymiksować z tej sprawy, ale  chce się pozbawić uczestnictwa w tej sprawie także wicepremiera Schetyny. Jego  zesłanie do pracy w Sejmie to bardzo przemyślany zabieg. Będzie szefem klubu i  będzie rozmawiał z panem przewodniczącym komisji, co należy w tej sprawie  jeszcze zrobić. Nie wiem, czy już nie rozmawiali. 
Ujawniane są  kolejne okoliczności sprawy. Okazało się, że biznesmeni branży hazardowej,  którzy załatwiali u polityków Platformy korzystne dla siebie zapisy ustawowe,  nie tyle finansowo wspierali kampanię PO, ale przekazali pieniądze konkretnie ze  wskazaniem na kampanię Zbigniewa Chlebowskiego oraz Jarosława Charłampowicza -  prawej ręki Grzegorza Schetyny.
- To jest właśnie kontekst tej sprawy.  Wątek nawet nie prawny, ale etyczno-moralny. On bardziej wiąże zdegradowanych  członków rządu czy też pana Chlebowskiego z tym środowiskiem, które działa w  swoim interesie. Ono niezwykło obdarowywać za darmo. Jeśli daje, to czegoś  oczekuje w zamian. Ale wolałbym, żeby wyjaśniały to prokuratura i komisja. Tym  bardziej ważne będzie, żeby te dwie instytucje zbadały wszystkie okoliczności  sprawy. Także co do przecieku z kancelarii premiera. Bo że on był - co do tego  jest bardzo wysokie prawdopodobieństwo. Wystarczy przejrzeć kalendarium  wydarzeń. Ci, którzy byli przez CBA monitorowani, zgłaszali: "Wiemy, że jesteśmy  objęci taką akcją". Należy także zbadać, co spowodowało, że Mariuszowi  Kamińskiemu postawione zostały zarzuty właśnie w tym czasie, po dwóch latach  prowadzenia śledztwa, w sytuacji gdy nie pojawiły się żadne nowe dowody. Stało  się to właśnie wtedy, gdy Mariusz Kamiński powiedział premierowi: "Panie  premierze, nastąpił przeciek z pana kancelarii". Zarzuty te mogą powodować  zresztą pewną konfuzję prawnika. Jeżeli jest tak, że Mariusz Kamiński przy  prowokacji, którą afera gruntowa była objęta, naruszył prawo, bo bezprawnie ją  zastosował, to pomocy udzielili mu sędziowie i prokuratorzy, którzy wydawali  wszelkie zgody. A co zrobić z sądem, który w tej sprawie w sierpniu wydał wyrok  skazujący?
Platforma nie wiąże postawienia zarzutów Mariuszowi  Kamińskiemu w związku z zastosowaniem prowokacji w aferze gruntowej z  działaniami CBA w sprawie afery hazardowej. 
- Platforma chce odciąć od  siebie te sprawy, bo ich kojarzenia boi się premier Tusk. Szef rządu obawia się  prawdy, która musiałaby wyjść na jaw: kto mówi prawdę co do istoty rzeczy - on  czy Kamiński. Do tego sprowadza się istota sprawy.
Dziękuję za  rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-10-23
Autor: wa